wtorek, 21 lipca 2015

Tu zaszły zmiany

W komentarzu pod postem Czas robi swoje. A ty, człowieku? zostałam wywołana do odpowiedzi na pytanie, jak konkretnie, w praktyce wyglądają moje poczynania i działania? Z szacunku do Czytelnika, jak również czystej ciekawości siebie, postanowiłam pochylić się nad tematem zmian, które zaszły w moim życiu i myśleniu przez ostatnie dwa i pół roku. Wydaje mi się, że to odrobinę za krótki czas na podsumowania, ale... niech będzie. Wpis podzielę na konkretne, poparte datami, wymierne zmiany oraz takie... wewnętrzne, niematerialne, duchowe, mentalne, emocjonalne...
Fakty są takie. W pierwszej połowie 2013 roku, bardzo niechętnie i z ogromnym sceptycyzmem, podjęłam terapię współuzależnienia. Moim celem było wyzbycie się depresji i znalezienie sposobu na to, by małżonek zaprzestał picia, a docelowo, bym przed 31. urodzinami zaszła w ciążę. Takie... dziecięce tupanie nóżkami - bo ja chcę i już! Sprawy poukładały się inaczej, niż planowałam, dlatego w październiku tegoż roku spisaliśmy przed notariuszem rozdzielność majątkową. Na rozwód nie byłam gotowa, poza tym jeszcze wówczas głęboko wierzyłam w obietnice zmian męża i... nie wyobrażałam sobie życia bez niego. W marcu 2014 r., z wielkim bólem w sercu i pomimo wielu obiekcji złożyłam pozew rozwodowy myśląc, iż to będzie ostatnia próba ratowania związku. W listopadzie miała miejsce pierwsza rozprawa, natomiast z końcem roku 2014 ukończyłam psychoterapię współuzależnienia. Na tę okoliczność powstał mój pierwszy artykuł. Byłam z siebie niezwykle dumna. W styczniu 2015 r., bogatsza o sporą wiedzę w zakresie współuzależnienia i alkoholizmu, pomimo egocentrycznego lęku, postanowiłam założyć ten blog, by stał się formą przekazywania dalej tego, co sama otrzymałam, dzieleniem się z innymi własnymi przemyśleniami, doświadczeniem i wiedzą, z nadzieją, że będzie użyteczny i pomocny. Mniej więcej w tym samym czasie podjęłam funkcję moderatora forum o współuzależnieniu i alkoholizmie, by bardziej bezpośrednio móc służyć radą, pomocą, wsparciem, a czasami nawet tylko dobrym słowem. W marcu 2015 r. zapadł wyrok z orzeczeniem rozwodu z winy męża.
Zaprzestałam oglądać telewizora. Tak - telewizora, to nie błąd stylistyczny, bo nie mam tu na myśli oglądania raz na jakiś czas ulubionych lub nowych filmów, a bezsensowne marnowanie czasu na przerzucanie kanałów. Kiedyś, razem z otwarciem oczu włączałam TVN24 (nie, to nie jest lokowanie produktu), a po powrocie z pracy "relaksowałam się" przerzucając kanały, jeden po drugim, jeden po drugim i tak w kółko. Zrezygnowałam również z czynnego, frustrującego mnie, uczestnictwa w Kościele katolickim. Teraz szukam kontaktu z Bogiem w inny sposób. Tyle faktów.

Mentalnie... zmieniłam przede wszystkim magiczne myślenie, że jakoś to będzie, gdy tylko mąż... bez mojego zaangażowania. Przyznałam sama przed sobą, że to ja mam problem, bo to ja godziłam się na takie traktowanie. Zrozumiałam, że czerpałam profity z życia z alkoholikiem, a próbując mu nieudolnie pomagać, przyczyniałam się do rozwoju jego choroby. Zdałam sobie sprawę z tego, że mój chory umysł poszukiwał argumentów za toksycznym związkiem, bo mi tak było łatwiej i bezpieczniej, wybierałam krótkofalowe zyski, zamiast długookresowych efektów. Uznałam swoją bezsilność wobec picia męża. Wcześniej wydawało mi się, że jestem w stanie sprawić, że on przestanie pić, że to zależy ode mnie, że gdy tylko wystarczająco mocno się obrażę, albo poproszę, albo wymuszę, natłukę do głowy, albo... to tak będzie. W końcu dotarło do mnie, że jeśli alkoholik nic konstruktywnego ze swoją chorobą i życiem nie robi, należy uciekać, by nie zmarnować sobie reszty swojego... pomimo bólu.

Psychoterapia współuzależnienia wniosła w moje życie ogromne zmiany, ale myślę, że poprzestanie tylko na niej, byłoby niewystarczające. Owszem, to był bardzo dobry początek, ale na całe życie chyba trochę za mało. Ważny jest bowiem rozwój osobisty, zmiana nastawienia do świata i... miłość bliźniego. Świadoma. Między innymi dlatego przeczytałam tysiące stron literatury psychologiczno - alkoholowo - rozwojowej. Przecież żeby coś zrobić muszę wiedzieć, jak! Co dzień poświęcam choć trochę czasu na rozważania o moich prawdziwych intencjach, na lekturę ambitnych tekstów, na  weryfikowanie przekonań i poglądów. Już nie marnuję energii na próbę dostosowywania świata do moich oczekiwań i do mojego widzimisię. Zamieniłam roszczenia na wdzięczność. Liczy się właściwie tylko to, jak mogę lepiej służyć innym ludziom, czyli tak naprawdę, jak wypełniać wolę Reżysera, jak z dnia na dzień stawać się lepszą wersją samej siebie. A dowodem na to mogą być tylko moje relacje i stosunki z innymi ludźmi, z rodziną, bliskimi, znajomymi, przyjaciółmi. Przecież po owocach ich poznacie.
Kończąc moją terapię dostałam od przyjaciółki dyplom. Bardzo się ucieszyłam i wzruszyłam. Brzmiał on następująco:

Oto Twoja nowa droga życia! :-)
Aby obyczajom prastarym zadość uczynić
tudzież pospólstwu wszelkiemu
jako wiadomym oznajmić, iż
waszmościna [tu było moje imię i nazwisko]
niewiasta cnót wszelakich pełna
kompan niezrównany i w niejednej
życiowej przygodzie sprawdzony,
czcigodna i szanowana,
której przewagi niezwykłe wzorem być mogą dla wszystkich,
dwa lata już prawie na kursa chodzi,
mądrości życiowe sobie przyswaja,
nad swoja kondycyją pracuje,
za co dumni niezwykle z niej jesteśmy,
a co na wieczną rzeczy pamiątkę na onej wołowej
skórze spisać kazaliśmy i wszystkim
do wiadomości podajemy. 


Dnia 29 grudnia Roku Pańskiego 2014


Czy już wiem dokąd zmierzam, czy już wiem, czego On ode mnie oczekuje? Ależ skądże! Daleko mi jeszcze do poznania właściwej drogi, ale każdego dnia się o to staram i jestem ciut bliżej celu. Mam też poczucie, że nie marnuję danego mi tutaj czasu i... chyba o to chodzi.

Nie wiem, Szanowny Czytelniku, czy takiej odpowiedzi oczekiwałeś, ale bardziej konkretnie (może na razie) nie potrafię.

Z pozdrowieniami,
Pelagia M. :-)

18 komentarzy:

  1. To cudowne! Tym bardziej, że ja nawet połowę z tego nie...

    OdpowiedzUsuń
  2. Czy cudowne? Nie wiem. Wydaje mi się to takie... normalne i zwyczajne.
    Natomiast słowa "jesteś cudowna" przypominają mi urywek z filmu Lejdis - "Cudowna to jest woda z Lichenia." ;-)

    W każdym razie, skoro Ty nawet połowy nie, no to... do dzieła! :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Normalne i zwyczajne... taaa :-) Jak jazda na rowerze - gdy już umiesz, nie ma w tym nic trudnego i niezwykłego, ale powiedz o tym czterolatkowi. Fajnie, że jesteś, Pelu.

      Usuń
    2. Pewnie masz rację. Z perspektywy czasu wszystko wydaje się łatwiejsze.
      Dziękuję! :-)

      Usuń
  3. Meszuge napisał, że alkoholizm zobowiązuje - czy uważasz, że współuzależnienie też?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście! Nawet nie tylko alkoholizm i współuzależnienie - człowieczeństwo zobowiązuje.

      Usuń
  4. Imponujące zmiany, ale to przecież nie koniec - czy dobrze rozumiem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dopiero początek! :-) Taką przynajmniej mam nadzieję... i dołożę wszelkich starań, by tak było.

      Usuń
  5. Kurde... no... kurde! Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
  6. Niecierpliwie czekam na ciąg dalszy.

    OdpowiedzUsuń
  7. Jeśli tak zaczynasz, to aż się boję myśleć, gdzie zajdziesz...
    Pelasiu, a myślałaś o książce?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Swojej? Chyba jeszcze za wcześnie na takie pomysły. Ale może... kiedyś... W sferze marzeń pewnie i jest.

      Usuń
  8. Dużo tych anonimowców i pewnie nie wiesz, któremu odpowiadasz - oczywiście mnie. Mnie ta odpowiedź satysfakcjonuje, a zwłaszcza ostatnie zdanie, bo przecież studiowanie, rozważanie i pisanie to w gruncie rzeczy rozliczanie się z czymś (i tu mamy jasność z czym) i planowanie czegoś (i tu, jak mniemam, jeszcze konkret będzie). Już nie męczę pytaniami i jeszcze raz dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do usług. :-)

      Każdy, kto na mój blog zagląda jest dla mnie ważny, bo nadaje sens temu, co robię.

      Usuń
  9. Jestem pod wielkim wrażeniem twojej siły i wiary. Oby tak dalej. Dzięki bardzo za ten tekst :)

    OdpowiedzUsuń