wtorek, 22 listopada 2016

Varia: słońce

Pochmurne, posępne, ponure listopadowe południe. Takie z serii tych, co nic się nie chce i ma się wrażenie, że pochłania, zasysa w całości. Wsiadam do samolotu. Rejs króciutki, więc umoszczam się komfortowo (o ile to w ogóle możliwe w kupie żelastwa, które z założenia nie powinno latać). Pilot startuje i po kilku minutach znajdujemy się ponad poziomem chmur. A tam... piękne, okrąglutkie, kłujące w oczy, uśmiechające się, żółciutkie słoneczno i błękit nieba. Aż mi dech zaparło w piersi, nos samoistnie przywarł do okna, a na twarzy pojawił się uśmiech od ucha do ucha. Okazuje się, że ono zawsze świeci. Nawet gdy wszystkie znaki na Niebie i Ziemi mówią, że zaszło dla nas dawno temu i już na zawsze. Po prostu czasami owe światełko znajduje się poza zasięgiem naszego wzroku. Tuż za kolejnym zakrętem. Tuż za linią chmur. To, że czegoś nie widzę, to że nie dostrzegam, nie oznacza, iż tego nie ma...

piątek, 4 listopada 2016

Harmonia ciała, duszy i umysłu

Kilka lat temu, gdy trafiłam na pierwszą w moim życiu psychoterpię behawioralno - poznawczą nerwicy, od mojej psycholog dowiedziałam się, że zdrowie psychiczne przekłada się wprost na zdrowie fizyczne człowieka. Przyznam, było to dla mnie herezją i abstrakcją, jakąś bzdurą totalną, i to pomimo, że swoje twierdzenia poparła jakąś literaturą naukową, którą poleciła mi przeczytać. Oburzyłam się! Że jak to?! Przecież muszą zaistnieć jakieś realne okoliczności, bym zachorowała, a nie jakieś wyimaginowane, umysłowe widzimisię.  Że owszem, może... może... w przypadku nowotworów, ale przeziębienia na przykład?! Niedorzeczność! Moja reakcja była wyrazem lęku, że to ja odpowiedzialna jestem za swój stan, za to jak się czuję, a tego udźwignąć nie potrafiłam. Ale to odkryłam już dużo później. Był to jednak również... książkowy wręcz przykład ignorancji i przeświadczenia o własnej nieomylności. Coś jak... "Moja jest tylko racja. I to święta racja. Bo  nawet, jak jest twoja, to moja jest mojsza, niż twojsza. Że właśnie moja racja jest racja najmojsza.", powtarzając za Dniem Świra Marka Koterskiego. Tak. Taka byłam.
 
Leonid Afremov - Harmony
Trochę wody musiało upłynąć, wiele cierpień na własnej skórze zmuszna byłam doświadczyć (nieprzyjemne, acz pożyteczne to doznania), żeby zrozumieć i pokornie przyjąć do wiadomości, że w moim życiu niezwykle ważna jest jednak harmonia ciała, duszy i umysłu, czyli zgodność tego, co myślę, z tym co czuję i co robię. Okazało się bowiem, iż niekompatybilność któregokolwiek z tych czynników powoduje... zachwianie mojej równowagi emocjonalno - uczuciowej, a ta właściwie automatycznie przekłada się na niedyspozycję ciała. Słowem... mój organizm, moje ciało bardzo szybko manifestuje, iż źle się dzieje w naszym państwie. I ja nawet nie muszę być tego świadoma! Wręcz przeciwnie. Po własnych reakcjach dopiero poznaję, czy jakiś wybór był dobry, czy nie i to nawet w przypadku, gdy został dobrze przemyślany i rozważony. Czy mi służy i jest wewnętrznie zgodny ze mną, czy też... wręcz przeciwnie. Koleżanka mawia, iż dobrym pomysłem jest poczuć, jak się mam z konkretnymi decyzjami. Nie, jak myślę, że się mam, nie jak chciałabym się mieć, tylko jak się mam. Poczuć konkretne wybory "w brzuchu". Muszę przyznać, iż może mieć trochę racji, a przynajmniej dla mnie jest to dobre rozwiązanie, bo się sprawdza.
 
Właśnie dlatego tak istotne jest nie znieczulać się na te doznania. Nie łykać leków przeciwbólowych (jeśli nie jest to absolutnie konieczne oczywiście), czy uspokajających, nie regulować uczuć w inny, destrukcyjny i nałogowy sposób (na przykład alkoholem, objadaniem się, kompulsywnymi zakupami...). Właśnie dlatego, że pozbawiając się tych nieprzyjemnych doznań i uczuć, pozbawiamy się niejako możliwości odkrycia, co jest nie tak, co nam się nie zgadza w życiu. A tym samym zabieramy sobie możliwość korzystnych i pozytywnych, choć czasem bolesnych, zmian. To jak zwykle bywa jest kwestia wyboru - długofalowe efekty, czy krótkotrwałe zyski?

Mam olbrzymią awersję do zmuszania się do czegokolwiek, taką... swoistą alergię na "muszę". Jeśli tylko chcę, mogę bardzo wiele. Pomijając niektóre rzeczy - mogę wszystko. Natomiast kiedy muszę... staję okoniem nawet wobec samej siebie i... klops. Czasami jednak próbuję się przechytrzyć. Czasami świadomie - jak wiem, że coś powinnam, że dyscyplina jest ważna w życiu, że lenistwo to wada, którą należy przezwyciężać. I to jest dobry pomysł. Odpowiednia motywacja i nastawienie się do jakichś słusznych postaw i zachowań popłaca. Czasami jednak - co gorsza - robię to nieświadomie. A wówczas próbuję sobie wmówić, że coś tam jest dobrym rozwiązaniem. Przedstawiam sobie samej agrumenty "za" i ochoczo przystępuję do realizacji. Okazuje się, że ja wspaniale potrafię siebie wpuścić w maliny i skutecznie przekonać, że jest, jak chciałabym by było. A dopiero, gdy doświadczam, wychodzi prawda. Ciała nie potrafię oszukać. I bardzo dobrze! Obiecałam sobie kiedyś już nigdy więcej się nie oszukiwać, nie zakłamywać rzeczywistości. Robiłam tak dość długo i już wystarczy. Obiecałam sobie, że nawet jeśli bardzo nie będzie mi się podobało, co odkryłam o sobie, czego się dowiedziałam, co do mnie dotarło - przyjmę to do wiadomości i, w zależności od okoliczności i możliwości, albo to zmienię, albo pogodzę się z tym. Ale zanim, to wpierw poważnie i gruntownie rozważę - czy ja tak myślę, czuję, czy chciałabym by tak było. Okazuje się bowiem, że to nie zawsze jest jedno i to samo...


środa, 2 listopada 2016

Varia: piękno

Ciotka mawiała - Chcesz pięknie wyglądać? Musisz pocierpieć. - I wykrakała! Rzucila klątwę na kilkanaście lat. Cierpiałam... Ale teraz jestem rzeczywiście piękna. Wewnątrz, a przez to i na zewnątrz. Pewnie pocierpię jeszcze trochę. Oby mniej, niż więcej, ale... skoro efekty są zadowalające, to może... czasami warto? Chciałabym o tym pamiętać tego konkretnego dnia, jak znowu będzie źle. Bo będzie. Jak w życiu. Że warto.