czwartek, 13 czerwca 2019

Możliwość wyboru szansą na lepsze

Jak miałam dziesięć lat, przeprowadziliśmy się z rodzicami ze wsi do miasta. Co prawda były to obrzeża administracyjne Gdańska, ale jednak miasto przez duże "M". To sprawiło, że wszędzie miałam... daleko. Do szkoły podstawowej 10 km - 30 minut autobusem, do szkoły średniej 25 km - 30 minut autobusem i 25 tramwajem, na uczelnię 30 km - 30 minut autobusem i 20 kolejką podmiejską, do pierwszej pracy 35 km - 30 minut autobusem, kolejne 30 tramwajem i 20 autobusem. Pamiętam, jak stojąc na przystanku w deszczowe dni, z zazdrością patrzyłam na przejeżdżających swoimi autami kierowców. Nie dość, że było im ciepło, to jeszcze docierali na miejsce znacznie szybciej niż ja. Minęło kilka lat, zdałam egzamin na prawo jazdy, kupiłam samochód, prawie nigdzie nie ruszałam się bez niego. Mało obchodziła mnie ekologia i zanieczyszczenie środowiska. Liczyła się wygoda i poczucie bezpieczeństwa; oraz prestiż posiadania auta. Czułam się lepsza od tych kotłujących się w tłumie spoconych pasażerów. Wszystko zmieniło się jakiś rok temu, gdy od przyjaciela dostałam w prezencie urodzinowym piękny, biały, elektryczny rower z koszyczkiem z kokardami. Przesiadłam się z auta na rower i tak już zostało. Na początku roku przeprowadziłam się do nowego mieszkania, blisko centrum. Od tego czasu jeśli nie rower, dużo częściej wybieram komunikację miejską. Dużą frajdę sprawia mi podróż tramwajem, podczas gdy wcześniej decydowałam się na taksówkę. I to wszystko pomimo faktu, że w garażu stoi wymarzone auto. Czerwone i śliczniutkie! Dlaczego? Bo tak wybieram. Nie cierpię musieć. Kiedy nie muszę, okazuje się, że mogę bardzo dużo. Z przyjemnością i niekrytą satysfakcją. 

Możliwość wyboru daje mi szansę na bycie lepszą. Tak jest w przypadku roweru i komunikacji miejskiej, ale również w przypadku plastikowych toreb. Odkąd mieszkam sama i segreguję śmieci, widzę jak ogromne ilości odpadów produkuję, jak wiele rzeczy zapakowanych jest w plastik. Postanowiłam więc robić zakupy z torbą wielokokrotnego użytku, a warzywa i owoce pakować bezpośrednio do koszyka (z pominięciem woreczków). Może to jeszcze niewiele, ale zawsze jakiś start. Jajka kupuję od szczęśliwej kurki, najchętniej na wsi, a mięsa prawie wcale. (To ostatnie akurat w związku z tym, że rzadko gotuję, a jeśli już to raczej z dodatkiem mięsa niż nim w roli głównej. Wyjątek stanowią razy, gdy zapraszam gości.) Nie pamiętam już nawet, kiedy kupiłam wodę w plastikowej butelce. Po prostu zainwestowałam w dzbanek filtrujący i korzystam z kranówki. Ostatnio rozmawiałam z babcią i powiedziałam, że piekę własnych chlebek (teraz zamiast pisać, powinnam to zrobić, bo zakwas już gotów!). Zdziwiona spytała, dlaczego, skoro teraz można wszystko kupić w sklepie? Ano dlatego, że chcę! W końcu pretenduję do bycia kwakierką, a to zobowiązuje.

Okazuje się, że możliwość wyboru sprawia, że zaczynam myśleć dalej niż czubek własnego nosa. I takich sposobności Wam, Szanowni Czytelnicy, życzę. Czasami malutka zmiana może stać się lawiną nowości  i satysfakcji w życiu. Polecam. :-)