sobota, 23 stycznia 2021

Codzienność

Ostatnie 2-3 lata są dla mnie czasem życia. Mam nadzieję, że to się w przyszłości utrzyma, bo jest mi (przeważnie) tak jak powinno. Bardzo komfortowo. Mam poczucie spełnienia i uznania, dostrzegam i doceniam duchowy i materialny stan posiadania oraz, co w moim przypadku niezmiernie istotne, ciągły rozwój. Jestem ogromnie wdzięczna, a to poczucie potęguje fakt, że doskonale pamiętam, jak może być źle. To z kolei napędza wdzięczność, i koło się zamyka.

Kilka lat mojego życia upłynęło pod znakiem planowania przyjemności. Powszednie życie, zapewne w związku z pogmatwanym życiem wewnętrznym, depresją i problemami natury emocjonalnej oraz finansowej było dość nieznośne. Upatrywałam więc okoliczności, które mogą tę przeciągającą się uciążliwość zmienić - ulubionego filmu w programie telewizyjnym, wyjścia do kina, restauracji, wizyty u rodziny, Świąt Bożego Narodzenia, urlopu, urodzin, Dnia Babci, wakacji, gości, spotkania z przyjaciółką, wyjścia na rolki. Słowem - okazji. Jakiejś odskoczni, powodu do świętowania. A to wszystko, by zabezpieczyć się przed poczuciem zasępienia i marazmu, albo - jeśli się już pojawiły - mieć nadzieję, że miną, bo mam czego wypatrywać. Wiecznie na coś czekałam. 

Przypomniało mi się dziś, bo styczeń był tego doskonałym przykładem. Wiem, że Blue Monday to bujda, która powstała na zlecenie, ale pierwszy miesiąc roku był dla mnie kiedyś trudnym czasem. Święta Bożego Narodzenia, Sylwester, Nowy Rok i wszystko 'dobre', na co czekałam w ciemnych miesiącach roku poprzedniego, minęło. Szło nowe, a ja musiałam to od początku budować. Gdy chorowałam na depresję lękową, najtrudniejsze były ranki. Otwierałam oczy i czerń świata zalewała mnie poczuciem beznadziei. Z każdą godziną, z każdym skrzętnie liczonym kęsem, który zjadłam,  powolutku, w miarę, jak udawało mi się pozostawać przy życiu, a leki przeciwdepresyjne zaczynały działać, składałam porozrzucane klocki całego dnia w całość. Historia powtarzała się z różnym nasileniem co dnia. Miesiącami i latami. Styczeń, dla całego nadchodzącego roku, był przenośnią takich ranków. Planowałam więc każdą przyjemność. Zapisywałam w kalendarzu, i jak przychodził trudniejszy moment zaglądałam tam, co mnie fajnego w najbliższym czasie czeka. Mega hit w Polsacie w poniedziałek, mecz piłkarski we wtorek, piątkowy seans filmowy w TVN finał WOŚP w niedzielę, Dzień Babci 21.01, Dzień Dziadka 22.01, urodziny mojego siostrzeńca, Walentynki, i tak dalej, i tak dalej. Byle do wiosny, byle do lepszego czasu, w pogoni za dobrym samopoczuciem. Rzecz jasna, czasami te chwile zaplanowanego szczęścia były rozczarowujące. Zatem zupełnie nieprzydatne.

Dziś już nie potrzebuję planować chwil szczęścia, bo moje życie w całości jest przyjemne. Nie potrzebuję czekać na film, na okazję, na spotkanie, na coś, co wypełni moje życie i odciągnie od codzienności, bo to ona, sama w sobie stanowi źródło szczęścia. Oczywiście zdarzają się problemy, trudności, i nieprzyjemne oraz wysoce stresujące okoliczności, kiepskie dni. Przyjaciel zachoruje, babcia trafi do szpitala, przygniecie mnie ogrom pracy i obowiązków zawodowych, pies dostanie rozstroju żołądka i przywita ekskrementami pozostawionymi na drewnianym parkiecie, a do tego będę musiała utrzymywać dystans od moich najbliższych, by ich nie zarazić potencjalnie nabytym wirusem. I to wszystko jednego dnia. W Blue Monday właśnie. Tyle tylko, że po tym okropnym poniedziałku przyszedł nowy dzień. Którego nie musiałam układać na nowo. Bo on już na samym początku był cały. I dobry. Wypełniła go moja obecna codzienność.

Rok 2020 dla wielu był czasem trudnym. Mnie i moją rodzinę spotkało jednak wiele błogosławieństwa. Przyszedł na świat mój najmłodszy siostrzeniec, nikogo z nas nie ubyło, cieszymy się relatywnie dobrym zdrowiem, moja działalność zawodowa nabrała wiatru w żagle, zadbałam o swoje ciało i umysł, udało mi się zrzucić kilka kilogramów, na skutek oszczędności (w dużej mierze w związku z brakiem możliwości podróżowania) spłaciłam  ponadplanową część kredytu mieszkaniowego, moja siostra spełnia marzenia zawodowe, moi rodzice realizują plany. Z drugiej strony ominęło mnie kilka zagranicznych wyjazdów, wiele spotkań z przyjaciółmi, premiery filmów, parę koncertów, nie byłam na urlopie, nabawiłam się skurczu akomodacji oka i nie dostałam pracy, o której marzyłam. Jednocześnie przepełnia mnie duma, wdzięczność i ogromne wzruszenie. Nie wiem, czy to kwestia opatrzności, czy umiejętności dostrzegania ukrytego piękna, ale chciałabym, by bieżący rok obfitował w podobny sposób.