niedziela, 2 sierpnia 2015

Wspólnota AA... czyli jak pijacy uratowali mi życie

Psychoterapia współuzależnienia, szczególnie spotkania grupy terapeutycznej, była dla mnie dobrym początkiem w procesie zdrowienia z koalkoholizmu. Pozwoliła mi stanąć oko w oko z problemem, przejrzeć się jak w lustrze w życiorysach współtowarzyszek niedoli. Wdzięczna jestem bardzo - i do końca życia będę - mojej terapeutce, bo to ona okazała mi ciepło i zrozumienie, kiedy najbardziej tego potrzebowałam. Nie mniej jednak dla mnie, sama terapia to było za mało. Potrzebowałam czegoś więcej. Wówczas na mojej drodze stanął człowiek - trzeźwy od kilkunastu lat anonimowy alkoholik, który wypełnił tę lukę. W kwestii choroby alkoholowej i możliwości zdrowienia, dowiedziałam się od niego więcej, niżeli usłyszałam na terapii przez blisko rok. To on uświadomił mi, że abstynencja nie jest kwestią silnej woli, a nadużywanie alkoholu to tylko symptom choroby. Bez tej wiedzy żyłam w poczuciu krzywdy i żalu nie rozumiejąc, dlaczego mąż - człowiek, którego kochałam i który twierdził, że kocha mnie, zachowuje się w sposób, który rani nas oboje. Dopiero ten AAowiec pomógł mi zrozumieć, że czerpałam pożytki z męża alkoholika, a na dodatek byłam pożywką na jego chorobę. Że współuzależnione kobiety bardzo często nie chcą wziąć odpowiedzialności za swoje życie, że stawiają się w roli ofiary i użalają  nad sobą, twierdząc, iż to partner zmarnował im całe życie. A przecież to nie jest prawdą! Każdy dorosły człowiek ma prawo podejmować decyzje i  dokonywać wyborów, ale również obowiązek ponosić konsekwencje tychże. Odpowiedzialność! Nikt mi przecież pistoletu do skroni nie przystawiał. Wybierałam tak, a nie inaczej.

Wiedza na temat uzależnienia, zrozumienie jego mechanizmów i poznanie istoty było dla mnie podstawą, fundamentem, punktem wyjścia do wydostania się ze szponów współuzależnienia. Pomogła zrzucić z barków odpowiedzialność za drugiego człowieka i pozbyć się przygniatających wyrzutów sumienia, że może gdybym ja... a może spróbować tego... Jeszcze wówczas roiłam sobie, że pomagam, wspieram, że to ja jestem lekarstwem i że mąż nie poradzi sobie beze mnie. Oczywiście to, że wiedziałam, nie oznaczało wcale, że miałam, więc następnym i niezbędnym punktem w procesie zdrowienia było poznanie praktycznych rozwiązań oraz zastosowanie ich we własnym życiu - i to nastąpiło znacznie później - ale to właśnie był punkt zwrotny. Tutaj jestem zobowiązana przyznać się do czegoś. Początkowo chłonęłam tę wiedzę, jak gąbka by uświadomić męża, robiłam to dla niego. Moje wysiłki polegały na tym, by odpowiedzieć na pytanie: Co zrobić, żeby on?, dopiero później zamieniło się to w: Co zrobić, żebym ja? To dla niego kupiłam "Alkoholika. Autobiograficzną opowieść o życiu, piciu, uzależnieniu i wyzwoleniu" Meszuge. Na szczęście, zanim mu ją sprezentowałam, przeczytałam sama. A że mam taką... przypadłość, iż lubię czytać wszystko "w serii" i to w kolejności - kupiłam wszystkie książki Meszuge, a później Miki Dunin, Wiktora Osiatyńskiego. Oni powoływali się na jakieś jeszcze i tak trafił w moje ręce Morgan Scott Peck, Richard Rohr, Eric Berne i... William Griffith Willson. Martwił mnie trochę fakt, iż w AA mają tam jakieś swoje Tradycje, szczególnie problematyczna była ta o wyłączności celu, bo stanowiła, iż Program, który pomaga im nie jest dla mnie, ale... przekorna i butna z natury postanowiłam inaczej. Wtedy też trafił w moje ręce "Alkoholizm zobowiązuje". Szczególnie zainteresował mnie jej podtytuł "Nie tylko dla alkoholików gawędy o trzeźwym myśleniu, odpowiedzialności i rozwoju duchowym". Tak! To było to, czego potrzebowałam. Nie tylko dla alkoholików, czyli dla mnie! "Program powrotu do zdrowia Anonimowych Alkoholików, w ogromnym skrócie i uproszczeniu, zawarty jest w Dwunastu Krokach AA. Alkoholu i picia dotyczy tylko niewielki fragment pierwszego z nich. Reszta to sposób na dobre, satysfakcjonujące, pogodne, spełnione życie."* Hura! Byłam uratowana! Przynajmniej teoretycznie... Odrobinę później, w połowie 2014  roku na rynek wyszło "Przebudzenie. Droga do świadomego życia" Meszuge, a w nim dostałam gotowe wskazówki, praktyczne rady. Trzeba było tylko się do niech zastosować. Wówczas wszystko potoczyło się lawinowo. Zaraziłam się skutecznie i z pożytkiem dla siebie duchowością (nie religijnością!) AA.

W międzyczasie trafiłam na mój pierwszy w życiu mityng Anonimowych Alkoholików. Wiąże się z tym nawet dość zabawna historia. Na początku spotkania prowadzący spytał, czy ktoś jest pierwszy raz; ja, zgodnie zresztą z prawdą, nieśmiało podniosłam rękę i... gromkimi brawami zostałam przyjęta do Wspólnoty Anonimowych Alkoholików! :-) Dopiero w trakcie przerwy udało mi się sprostować to nieporozumienie. Był to mityng, na którym pewien alkoholik miał swoją pierwszą w życiu spikerkę. Nie opowiadał o pijackich wybrykach, a o tym, jak u niego się zaczęło i co po drodze musiało się zdarzyć, ale przede wszystkim, jak Program 12 Kroków Anonimowych Alkoholików wyprowadza go na ludzi. Było to bardzo budujące, nawet dla mnie - nieuzależnionej. Natomiast po spikerce, gdy przyszła kolej na zadawanie pytań, jeden z alkoholików powiedział, że przechodził już kilka razy terapię uzależnień, chadza na mityngi AA i nic mu nie pomaga, ale dzięki temu, co właśnie usłyszał, pewne rzeczy zrozumiał i choć nie do końca wierzy, spróbuje i poprosi kogoś o pomoc. To było niesamowite. Tak po prostu, po ludzku wzruszające.

Wystarczyły mi trzy miesiące kontaktu, nieskończona ilość dobrej woli i cierpliwości mojego... hm... nauczyciela, a także zintensyfikowana, łapczywa, a nawet obsesyjna wręcz lektura tych wszystkich tekstów, bym otworzyła oczy na wiele rzeczy. Rzeczy, których początkowo nie byłam w stanie zrozumieć, których nie byłam w stanie zobaczyć, do których bałam się zaglądać, bagatelizowałam, a przy tym rzeczy tak zwyczajnych, normalnych,  oczywistych i codziennych! W końcu, powolutku coś do mnie zaczęło docierać. Zaczęłam dostrzegać, że nie można sobie rościć od drugiego człowieka miłości, przyjaźni, zainteresowania. Przestałam tupać nóżkami i upierać się, że ja chcę być z mężem, bo... bo tak! Zrozumiałam, że miłość to decyzje i wybory, a nie nastolatkowe egzaltacje. Pojęłam że do tanga trzeba dwojga - nie ma kata bez ofiary. A skoro ja celowo (choć może nieświadomie) stawiam się w roli ofiary, to coś muszę z tego mieć. Tak wybieram.  A skoro wybieram, to może przestanę wreszcie marudzić i się użalać nad sobą. Wzięłam odpowiedzialność za swoje życie. Przestałam naiwnie wierzyć, że coś się jakoś samo stanie. Że się w końcu zacznie. Wcześniej, ja po prostu nie chciałam wielu rzeczy robić. Było mi to nie na rękę. Wymagało podjęcia wysiłku i zmian, których się bałam. Wymagało odpowiedzi na pytania: "Jakie mam wartości, co jest dla mnie najważniejsze w życiu, ile czasu temu poświęcam, w co wierzę, a w co nie? Dobra, a teraz w co naprawdę wierzę, a w co absolutnie nie? Co składa się na prawdziwą kobiecość? A na męskość? I czy jest jakiś stabilny wzorzec? Jak sobie wyobrażam idealną matkę, ojca, dziecko? Czy mój ideał ma oparcie w rzeczywistości? Jest realny? Co znaczy być uczciwym człowiekiem? Być porządnym człowiekiem? Być człowiekiem honoru? Co oznaczają te wszystkie pojęcia, których z lubością używam na co dzień? Jak ich używam? Co znaczą przyjaźń, odpowiedzialność, szacunek, uczciwość? Co naprawdę dla mnie znaczą? I jakie mają przełożenie na moje życie, na konkretne zachowania?**  Wówczas zrozumiałam, czym jest gotowość i zaczęłam zmieniać siebie i swój stosunek do życia i ludzi. I to było to! Moja terapeutka kilkakrotnie powtarzała, że moje zmiany zaczęły się po kontakcie ze środowiskiem AA. Zaleciła nawet wszystkim uczestnikom grupy, by na mityng otwarty się wybrali. By posłuchali, co trzeźwi alkoholicy mają do powiedzenia, bo skoro to pomogło mi, to może jest w stanie pomóc i innym? W najnowszej książce Meszuge "12 Kroków od dna. Sponsorowanie" oprócz szczegółowego i bardzo konkretnego opisu, jak w praktyce wygląda, czy może wyglądać realizacja Programu 12 Kroków AA, znajduje się również interpretacja Tradycji AAowskich, a pod każdą z nich króciutki opis, jak ich wdrożenie może wyglądać poza Wspólnotą Anonimowych Alkoholików - w domu, w pracy, w relacjach i to z pożytkiem dla wszystkich. Super! Tutaj chciałam przytoczyć kilka perełek, ale... musiałabym pół książki przepisać, więc... pozostawię ten niedosyt, by każdy zainteresowany książkę nabył i sam się przekonał.

Na świecie jest jedna osoba zobowiązana do przestrzegania zasad - ta, która sama tak postanowi. „Gdy ktokolwiek gdziekolwiek potrzebuje pomocy, chcę by napotkał wyciągniętą ku niemu pomocną dłoń AA. I za to jestem odpowiedzialny”. To słowa Deklaracji Odpowiedzialności Anonimowych Alkoholików z 1965 roku. Wiem, że dotyczą alkoholików, którzy wciąż cierpią, ale... ja też tą pomocną dłoń otrzymałam i cieszę się, że są ludzie, którzy postanowili się do tej zasady stosować. Wdzięczna jestem również Bogu, za moje doświadczenia życiowe, łącznie z mężem alkoholikiem, gdyż bez nich (może) nie poznałabym nowego sposobu na życie. Anonimowi Alkoholicy dali mi wiarę i nadzieję na lepsze i pełniejsze życie z moim alkoholikiem lub bez… Paradoksalne może wydawać się, że jeden, a nawet dwóch, czy kilku alkoholików doprowadziło mnie w pewnym sensie do depresji, a kilku innych pokazało drogę do lepszego życia, ale... pewnie tak miało być, bo skoro Bóg jest w niebiosach, to na ziemi wszystko jest w porządku.

Dziękuję!



---
* Meszuge, "Alkoholizm zobowiązuje", Wyd. WAM, 2013 r., str. 6
**  Mika Dunin, "Alkoholiczka", Wyd. WAM, 2014 r., str. 261-262

12 komentarzy:

  1. Super! I z humorem! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoro AA, to zawsze staram się pamiętać o zasadzie 62. :-)

      Usuń
  2. Ciekawy tekst. Wysłałbym go do Deonu i może AA-owskich biuletynów. :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wysłałam. A co z tego będzie? Zobaczymy.

      Dziękuję. :-)

      Usuń
  3. Niesamowity artykuł z prowokacyjnym tytułem. :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie mają największe "wzięcie", a mi o to właśnie chodziło! :-) Bo jest za co dziękować...

      Usuń
  4. Powinien się znaleźć w Tygodniku Powszechnym, bo co tak jakieś aaowskie broszurki...

    OdpowiedzUsuń
  5. Też uważam, że wysłać i nie tylko do TP.

    OdpowiedzUsuń