środa, 29 kwietnia 2015

Zmora egoizmu i egocentryzmu

Alkoholizm jest chorobą społeczną. Nie dlatego, że duża część społeczeństwa pije alkohol, a dlatego, że uzależnienie jednej osoby wpływa destrukcyjnie na całą jej rodzinę, często również otoczenie. Oni także chorują, choć nie piją. To zaburzenie nazywa się współuzależnieniem. Każdy alkoholik jest egocentrykiem i egoistą. Ocenia rzeczywistość z własnego punktu widzenia i poprzez pryzmat swoich wyobrażeń, domysłów, przekonań i doświadczeń. Jest tak skoncentrowany na sobie i potrzebie dostarczenia do krwiobiegu odpowiedniej dawki etanolu, że samowolnie podejmuje decyzje często dotyczące całej rodziny oraz zaspokaja własne zachcianki, zupełnie nie zwracając uwagi na krzywdę "bliskich". Teoretycznie rzecz ujmując, skoro osoby współuzależnione są po drugiej stronie barykady powinny być nacechowane altruizmem, ale to... guzik prawda. I o ile może nie zawsze są egoistkami, to egocentryczkami już tak. Przecież to one doskonale "wiedzą", co jest dla partnera dobre, co powinien, co woli, co myśli. To one sprawują kontrolę, dramatycznie próbując kierować i rządzić wszystkim i wszystkimi. I nie ma znaczenia, że robią to w dobrej wierze, że w ten sposób próbują zapewnić sobie choć namiastkę poczucia bezpieczeństwa, skoro to nie zmienia faktu, iż cechuje je egocentryzm. "Patrzeć na ludzi, wydarzenia i okoliczności życia jedynie w świetle ich stosunku do własnej osoby, to żyć na progu piekła. Egoizm jest nieuchronnie skazany na zawody, bo jego osią jest kłamstwo. Ażeby żyć wyłącznie dla siebie, musiałbym naginać wszystko do mojej woli, tak jak gdybym był bogiem. A to jest niemożliwe. Czy może być wyraźniejsza wskazówka mojej zależności jako stworzenia niż te ograniczenia mojej woli? Nie mogę zmusić wszechświata, żeby mi był posłuszny. Nie mogę nakłonić innych ludzi do postępowania według moich kaprysów i zachcianek." - (T. Merton, "Nikt nie jest samotną wyspą").

Przeczytałam gdzieś hasło zachęcające do podjęcia terapii: "Zabiegana, starasz się zadowolić wszystkich, zapominając o sobie? Sprawdź jak zdrowy egoizm może zmienić Twoje samopoczucie!" Całkowicie zgadzam się z tym, iż osoby współuzależnione powinny podjąć terapię i zadbać przede wszystkim o siebie i dzieci, zamiast koncentrować całą swoją energię na tym, by partner przestał pić, gdyż to walka z góry przegrana. Tego nie da się zrobić. Po prostu. Nie mniej jednak nie uważam, by egoizm był dobrym rozwiązaniem, bez względu na to, jaki przymiotnik go określa, bo wiąże się z krzywdą drugiego człowieka. A jeśli nie jestem socjopatą powinnam starać się przystosować do życia wśród ludzi. No... chyba, że dysponuję bezludną wyspą... Bo jeśli do egocentryzmu dołożę jeszcze egoizm, to... może być źle. Bardzo źle. Również dla mnie.

Rozwój osobisty, samorealizacja, uczenie się, dbanie o siebie - tak, tak, tak! Ale... po pierwsze dopóki nie determinują krzywdy drugiego człowieka, a po drugie dopóki służą czemuś lub komuś.  Nikt zaś z nas nie żyje dla siebie i nikt nie umiera dla siebie (Rz 14.7). Czy możliwym jest, że życie nam zostało dane, byśmy je przeżyli tylko i wyłącznie dla siebie? Po co otrzymałam talenty, zdrowie, inteligencję, szanse, po co mi wiedza, doświadczenie, po co się uczyć, jeśli nie po to, by się tym podzielić z innymi, jeśli te wszystkie zasoby nie służyłyby drugiemu człowiekowi? Dopiero to - moim zdaniem - świadczy o naszej użyteczności, jako ludzi, dopiero to nadaje życiu sens. Podejmuję naukę, przeżywam, doświadczam, uczę się, bo to rozwój. Rozwój umożliwia mi lepsze bycie dla kogoś. Wierzę, że Bóg ma wobec mnie jakiś plan. Dokładnie tak samo, jak wobec każdego innego człowieka. Coś od Niego otrzymałam i powinnam wykorzystywać to dla wspólnego dobra. 

czwartek, 16 kwietnia 2015

Korzyści życia z alkoholikiem

Tytuł tekstu może się wydawać dziwny, wręcz oburzający, ale... jest prawdziwy. Życie z alkoholikiem, tudzież innym człowiekiem psychicznie, czy emocjonalnie zaburzonym dalekie jest od takiego usłanego różami. To permanentny lęk, brak poczucia bezpieczeństwa, ciężar odpowiedzialności za finanse, za rodzinę, za zdrowie wszystkich jej członków, to ciągłe doświadczanie manipulacji, oszustw, oszczerstw, zdrad, gróźb, wrabiania w poczucie winy, brania na litość, straszenia samobójstwem - przemoc psychiczna po prostu, a często również fizyczna. Tyle tylko, że ustawiczne trwanie - dorosłych, samostanowiących o sobie osób - w tej patologii też o czymś świadczy. Obie strony czerpią z tego tytułu profity. Muszą, bo inaczej już dawno wszystko by się rozpadło, rozsypało w drobny pył.   

Gdy czas jakiś temu usłyszałam o korzyściach, jakie niesie ze sobą życie z alkoholikiem, pomyślałam, że coś w tym jest. Bo przecież tylko cierpienie zmusza mnie do pewnej refleksja nad sobą; ta jest w dzisiejszych czasach wręcz konieczna, a nie naprawia się czegoś, co świetnie działa. Pomyślałam, że profity wynikają z tego, że dopiero jak doświadczę bólu egzystencji zapala mi się czerwone światło, zwalniam, staję i zastanawiam się czego naprawdę oczekuję od życia, przewartościowuję je, nadaję mu sens. I to była prawda, jednak nie tylko o to chodziło. Wówczas, jak na tacy zostało mi podane zestawienie realnych i wymiernych korzyści, które współuzależnione, czy uwikłane w toksyczny związek czerpią z niego w trakcie jego trwania, a nie jak już jest bardzo, bardzo źle, jak uwiera już tak, że nie dają rady się we własnym życiu wygodnie umościć. Korzyści, które przynajmniej w pewnym zakresie, czerpałam ja... 

Często współuzależnione trwają przy alkoholiku, ponieważ pomaganie mu jest im samym potrzebne. Przejmują za niego odpowiedzialność traktując, jak kolejne lub brakujące dziecko w rodzinie. Mając niskie poczucie własnej wartości są podatne na opinię społeczeństwa (co ludzie powiedzą?), a dobrocią, pomaganiem i cierpieniem próbują budować własną samoocenę. Czasami charakteryzują się nadmierną potrzebą dbania o innych. Biorą na siebie ciężar odpowiedzialności za rodzinę i mają silną potrzebę nadkontroli. Sądzą, że im bardziej cierpią, tym bardziej kochają. Wprawdzie mają świadomość, że są nieszczęśliwe w związku, ale nie wyobrażają sobie życia w pojedynkę. Czują się "bezpiecznie", bo żyją w warunkach, które dobrze znają, a boją się zmian (lepsze własne bagienko, niż takie całkiem obce), boją się samotności. Cierpienie ich jest wielkie, ale wydaje się być mniejsze niż cierpienie spowodowane życiem w pojedynkę.
Bywają uzależnione od emocjonalnego haju od mocnych wrażeń, od adrenaliny, silnych przeżyć. Życie ze zdrowym partnerem im tego nie dostarcza, jest po prostu nudne.
Relacje z alkoholikiem pomagają im odciąć się od problemów nawarstwionych w przeszłości. Zajmując się teraźniejszymi kryzysami sprawiają, że wszystkie inne, zaszłe, nierozwiązane schodzą na drugi plan.
Bywają nieporadne życiowo. Zależne finansowo i materialnie od alkoholika.
Wbrew pozorom to współuzależnione trzymają władzę w ręku, to one podejmują decyzje w domu, a przy tym są bezkarne. Skacowany, albo pijany partner przystaje na ich pomysły, a jak te nie wypalą, to zawsze pozostaje zneutralizować zarzuty jednym szybkim: A co miałam zrobić, jak ty ciągle pijesz!
Bywa, że dobrze wyuczyły się roli ofiary i będą w niej tkwiły, bo tak jest prościej. Bo użalając się nad sobą i swoim koszmarnym życiem zrzucają odpowiedzialność za jego jakość na partnera. To on mi je zmarnował! Takie zachowanie na krótką metę doskonale poprawia bilans emocjonalny.
Są zazwyczaj dobrze postrzegane przez otoczenie. Zaradne, (początkowo) zadbane, zorganizowane, chwalone przez otoczenie, że dom posprzątany, obiad ugotowany, dzieci czyste i grzeczne -  Matki Polki - po prostu.

Oczywiście nie każda współuzależniona "korzysta" ze wszystkich wymienionych przeze mnie profitów. Zazwyczaj jest to kilka "wybranych". Ale jedna rzecz jest bardzo ważna. Te... wyuczone sposoby radzenia sobie z otaczającą rzeczywistością nie znikają u współuzależnionych wraz z alkoholikiem. Zdarza się bowiem, że kobieta odchodzi, albo partner umiera, ale ona tę swoją nadopiekuńczość, nieustanne kontrolowanie i nadodpowiedzialność trenuje potem na innych ludziach, następnych partnerach, a w szczególności  na dzieciach. A te - wychuchane i wyręczane we wszystkim nie potrafią się w dorosłym życiu odnaleźć.

Wcześniej - zanim poznałam powyższe zestawienie - myślałam sobie, kurcze, nie mam cech uciemiężonej kobiety. Jestem niezależna finansowo, mało mnie interesuje, co ludzie powiedzą, mam duże wsparcie ze strony rodziny i dość duże grono przyjaciół, więc dlaczego nadal trwam przy mężu? U mnie coś innego stanowiło o współuzależnieniu -  ja po prostu czerpałam najzwyczajniej w świecie zyski z posiadania alkoholika! Przecież to ja zawsze byłam komplementowana, nawet przez teściów i terapeutkę, że jestem taka śliczna, wykształcona, inteligentna, dystyngowana, taktowna, szykowna, że to ja zawsze pamiętam o prezentach, rocznicach, urodzinach i imieninach, etc. Miłe? Pewnie, że miłe! Na tle nieodpowiedzialnego męża jawiłam się prawie, jak bóstwo.

Ja absolutnie nie umniejszam strat, kosztów, wyrzeczeń, cierpień związanych z życiem z kimś zaburzonym, ale zwracam uwagę na to, że żeby mieć możliwość dokonania świadomego, trzeźwego, opartego na realiach i zdrowym rozsądku, strategicznego wręcz wyboru, co do reszty swojego życia, niezbędny jest rzetelny obrachunek, zestawienie ze sobą ponoszonych strat, ale również zysków. Bo wielu ludzi nie zdaje sobie w pełni sprawy zarówno z jednych, jak i drugich. Sama należałam do tej grupy! Bez pomocy drugiej osoby, nierealnym było dla mnie dostrzeżenie korzyści i kosztów. Ja widziałam tylko straty. A trzeba było stanąć w prawdzie...  

wtorek, 14 kwietnia 2015

Nie zamykaj oczu

Rozbawione do rozpuku towarzystwo ogląda filmik na youtube.pl. Zaglądam przez ramię i widzę, a raczej słyszę fragment rozmowy rozemocjonowanego mężczyzny z operatorem Centrum Powiadamiania Ratunkowego, o tym, jak udusił żonę. Przyznaję z zawstydzeniem, że też się początkowo zaśmiałam, ale... na szczęście za chwilę przyszła refleksja. Sprawa przestała być dla mnie zabawna, gdy uzmysłowiłam sobie, że mam w rodzinie kobietę, która też przez męża duszona była... a historii o domowej gehennie słyszałam całe mnóstwo. Nic w tym śmiesznego nie było. Tragedia ludzka. Po prostu.

Warto uzmysłowić sobie, że takie historie dzieją się naprawdę. Każdego dnia. Obok nas. I najbardziej w tym wszystkim przerażająca jest ignorancja ludzi. Wystarczy przeczytać choćby kilka komentarzy zamieszczonych pod filmem... 



poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Chcesz być szczęśliwy? Bądź wdzięczny!

Wzorce zachowań, wyuczone sposoby radzenia sobie z otaczającą nas rzeczywistością, wdrukowane w psychikę zasady postępowania, intuicyjne reakcje - wszystko to potrafi być przekleństwem całego życia. Zbyt często deklarujemy coś, bo tak wypada, bo tak nam się wydaje, bo nie chcemy stracić dobrego mniemania o sobie, bo co ludzie powiedzą... Nie mając czasu zgłębić swojego prawdziwego ja jesteśmy dla siebie destrukcyjni. A wystarczy się na chwilę zatrzymać. Otworzyć swoje zmysły na otaczającą nas rzeczywistość - spojrzeć, usłyszeć, poczuć.  

Czasami mam wrażenie, że niektórzy ludzie mają nie równo pod sufitem. Śmieją się, kiedy wcale nie jest im wesoło, wstydzą, kiedy nie robią nic nieprzyzwoitego, czy złego, udają, że nie jest ich udziałem to, co robią nieomal na co dzień, nie znają sensu życia tylko pędzą w bliżej nieokreślone miejsce, kierują się odziedziczonymi po babci przekonaniami zamiast własnymi doświadczeniami, praktykują obrzędy myląc je z pobożnością, wierzą w zabobony i mity... A najgorsze jest to, że sama taka byłam. Było to tak męczące i frustrujące, że doprowadziło do kryzysu tożsamości, a w rezultacie depresji, psychiatry, psychologa i lżejszej o spore pieniądze kieszeni. Oczywiście - wszystko w pełni profesjonalnie, wszystko prywatnie, bo ja zasługuję na standard najwyższy! A prawdziwe i - co ważne - skuteczne rozwiązanie przyszło z zupełnie innej strony. Wprost z serca. Myślę sobie, że czasami zapominamy o sile wspólnoty, o sile drugiego, zwyczajnego człowieka - takiego, jak ja i ty. Świat goni za samowystarczalnością, a przecież z dzielenia się, czy udzielania pomocy korzystają obie strony tej swoistej transakcji. Pierwsza – jej udzielająca – czerpie satysfakcję z czynionego dobra, druga – ją otrzymująca – prócz podanej ręki, otrzymuje powód do bycia wdzięcznym. A to jest klucz do szczęśliwego życia!  Chcesz być szczęśliwy? Bądź wdzięczny!* Za każdy moment, za każdą otrzymaną chwilę. Sądzę, że nic nie jest nam dane na zawsze, więc cieszmy się tym, co mamy dziś. Wykorzystajmy dziś, by jutro było lepsze - dla ciebie i dla mnie. 

Często słyszę: chciałabym... coś tam. Drugą kwestią, że chciałabym to zupełnie co innego, niż chcę... ale w tym momencie to nieistotne. W każdym razie rozwiązanie jest banalnie proste! Stań, zastanów się, rozejrzyj, odpowiedz sobie na pytanie, czy coś mogę w tym kierunku zrobić, czy jakieś środki przedsięwziąć, by ten cel osiągnąć? A jak już sobie odpowiesz, to działaj. Bo samo myślenie o czymś nie wystarczy. 



Skojarzył mi się żart z brodą

Na budowie Kowalski lata w te i z powrotem z pustą taczką. Widząc to kierownik pyta: 
- Co tak z tą pustą taczką latacie? 
- Panie Kierowniku... taki zapiernicz, że nie ma czasu załadować.


Postarajmy się, by nasze życie nie było taką właśnie pustą taczką. Czego sobie i Wam życzę! :-)







* W prawym dolnym rogu można otworzyć tłumaczenie tego wykładu. Wystarczy kliknąć: Subtitles i wybrać pożądany język, na przykład język polski, czyli Polish.