czwartek, 16 kwietnia 2015

Korzyści życia z alkoholikiem

Tytuł tekstu może się wydawać dziwny, wręcz oburzający, ale... jest prawdziwy. Życie z alkoholikiem, tudzież innym człowiekiem psychicznie, czy emocjonalnie zaburzonym dalekie jest od takiego usłanego różami. To permanentny lęk, brak poczucia bezpieczeństwa, ciężar odpowiedzialności za finanse, za rodzinę, za zdrowie wszystkich jej członków, to ciągłe doświadczanie manipulacji, oszustw, oszczerstw, zdrad, gróźb, wrabiania w poczucie winy, brania na litość, straszenia samobójstwem - przemoc psychiczna po prostu, a często również fizyczna. Tyle tylko, że ustawiczne trwanie - dorosłych, samostanowiących o sobie osób - w tej patologii też o czymś świadczy. Obie strony czerpią z tego tytułu profity. Muszą, bo inaczej już dawno wszystko by się rozpadło, rozsypało w drobny pył.   

Gdy czas jakiś temu usłyszałam o korzyściach, jakie niesie ze sobą życie z alkoholikiem, pomyślałam, że coś w tym jest. Bo przecież tylko cierpienie zmusza mnie do pewnej refleksja nad sobą; ta jest w dzisiejszych czasach wręcz konieczna, a nie naprawia się czegoś, co świetnie działa. Pomyślałam, że profity wynikają z tego, że dopiero jak doświadczę bólu egzystencji zapala mi się czerwone światło, zwalniam, staję i zastanawiam się czego naprawdę oczekuję od życia, przewartościowuję je, nadaję mu sens. I to była prawda, jednak nie tylko o to chodziło. Wówczas, jak na tacy zostało mi podane zestawienie realnych i wymiernych korzyści, które współuzależnione, czy uwikłane w toksyczny związek czerpią z niego w trakcie jego trwania, a nie jak już jest bardzo, bardzo źle, jak uwiera już tak, że nie dają rady się we własnym życiu wygodnie umościć. Korzyści, które przynajmniej w pewnym zakresie, czerpałam ja... 

Często współuzależnione trwają przy alkoholiku, ponieważ pomaganie mu jest im samym potrzebne. Przejmują za niego odpowiedzialność traktując, jak kolejne lub brakujące dziecko w rodzinie. Mając niskie poczucie własnej wartości są podatne na opinię społeczeństwa (co ludzie powiedzą?), a dobrocią, pomaganiem i cierpieniem próbują budować własną samoocenę. Czasami charakteryzują się nadmierną potrzebą dbania o innych. Biorą na siebie ciężar odpowiedzialności za rodzinę i mają silną potrzebę nadkontroli. Sądzą, że im bardziej cierpią, tym bardziej kochają. Wprawdzie mają świadomość, że są nieszczęśliwe w związku, ale nie wyobrażają sobie życia w pojedynkę. Czują się "bezpiecznie", bo żyją w warunkach, które dobrze znają, a boją się zmian (lepsze własne bagienko, niż takie całkiem obce), boją się samotności. Cierpienie ich jest wielkie, ale wydaje się być mniejsze niż cierpienie spowodowane życiem w pojedynkę.
Bywają uzależnione od emocjonalnego haju od mocnych wrażeń, od adrenaliny, silnych przeżyć. Życie ze zdrowym partnerem im tego nie dostarcza, jest po prostu nudne.
Relacje z alkoholikiem pomagają im odciąć się od problemów nawarstwionych w przeszłości. Zajmując się teraźniejszymi kryzysami sprawiają, że wszystkie inne, zaszłe, nierozwiązane schodzą na drugi plan.
Bywają nieporadne życiowo. Zależne finansowo i materialnie od alkoholika.
Wbrew pozorom to współuzależnione trzymają władzę w ręku, to one podejmują decyzje w domu, a przy tym są bezkarne. Skacowany, albo pijany partner przystaje na ich pomysły, a jak te nie wypalą, to zawsze pozostaje zneutralizować zarzuty jednym szybkim: A co miałam zrobić, jak ty ciągle pijesz!
Bywa, że dobrze wyuczyły się roli ofiary i będą w niej tkwiły, bo tak jest prościej. Bo użalając się nad sobą i swoim koszmarnym życiem zrzucają odpowiedzialność za jego jakość na partnera. To on mi je zmarnował! Takie zachowanie na krótką metę doskonale poprawia bilans emocjonalny.
Są zazwyczaj dobrze postrzegane przez otoczenie. Zaradne, (początkowo) zadbane, zorganizowane, chwalone przez otoczenie, że dom posprzątany, obiad ugotowany, dzieci czyste i grzeczne -  Matki Polki - po prostu.

Oczywiście nie każda współuzależniona "korzysta" ze wszystkich wymienionych przeze mnie profitów. Zazwyczaj jest to kilka "wybranych". Ale jedna rzecz jest bardzo ważna. Te... wyuczone sposoby radzenia sobie z otaczającą rzeczywistością nie znikają u współuzależnionych wraz z alkoholikiem. Zdarza się bowiem, że kobieta odchodzi, albo partner umiera, ale ona tę swoją nadopiekuńczość, nieustanne kontrolowanie i nadodpowiedzialność trenuje potem na innych ludziach, następnych partnerach, a w szczególności  na dzieciach. A te - wychuchane i wyręczane we wszystkim nie potrafią się w dorosłym życiu odnaleźć.

Wcześniej - zanim poznałam powyższe zestawienie - myślałam sobie, kurcze, nie mam cech uciemiężonej kobiety. Jestem niezależna finansowo, mało mnie interesuje, co ludzie powiedzą, mam duże wsparcie ze strony rodziny i dość duże grono przyjaciół, więc dlaczego nadal trwam przy mężu? U mnie coś innego stanowiło o współuzależnieniu -  ja po prostu czerpałam najzwyczajniej w świecie zyski z posiadania alkoholika! Przecież to ja zawsze byłam komplementowana, nawet przez teściów i terapeutkę, że jestem taka śliczna, wykształcona, inteligentna, dystyngowana, taktowna, szykowna, że to ja zawsze pamiętam o prezentach, rocznicach, urodzinach i imieninach, etc. Miłe? Pewnie, że miłe! Na tle nieodpowiedzialnego męża jawiłam się prawie, jak bóstwo.

Ja absolutnie nie umniejszam strat, kosztów, wyrzeczeń, cierpień związanych z życiem z kimś zaburzonym, ale zwracam uwagę na to, że żeby mieć możliwość dokonania świadomego, trzeźwego, opartego na realiach i zdrowym rozsądku, strategicznego wręcz wyboru, co do reszty swojego życia, niezbędny jest rzetelny obrachunek, zestawienie ze sobą ponoszonych strat, ale również zysków. Bo wielu ludzi nie zdaje sobie w pełni sprawy zarówno z jednych, jak i drugich. Sama należałam do tej grupy! Bez pomocy drugiej osoby, nierealnym było dla mnie dostrzeżenie korzyści i kosztów. Ja widziałam tylko straty. A trzeba było stanąć w prawdzie...  

29 komentarzy:

  1. O! To to - znajomi policjanci ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mocne! Choć zapewne czytelniczki nie pokochają Cię za to...

    OdpowiedzUsuń
  3. Mocne może i tak ale przecież to logiczne, że Nikt za kare nie żyje z drugą osobą - musi mieć jakieś korzyści/satysfakcje. Nawet najbardziej ślepa miłość potrzebuje jakichś pozytywów :)

    OdpowiedzUsuń
  4. ''Bywają nieporadne życiowo.''
    No i zdałam sobie sprawę że to dotyczy mnie, że właśnie taka jestem, prawda boli

    ''Bywa, że dobrze wyuczyły się roli ofiary i będą w niej tkwiły, bo tak jest prościej. Bo użalając się nad sobą i swoim koszmarnym życiem zrzucają odpowiedzialność za jego jakość (...)


    Chyba całe życie stawiałam się w roli ofiary, nie dostrzegając błędów we własnym zachowaniu

    ''To on mi je zmarnował''
    Nie zliczę ile razy w życiu wypowiadałam te słowa

    ''Są zazwyczaj dobrze postrzegane przez otoczenie. Zaradne, (początkowo) zadbane, zorganizowane, chwalone przez otoczenie,''
    Tak jestem postrzegana, ale nie wiem czy to dobrze czy źle a ja sie z tego głupia cieszyłam że tak pozytywnie jestem odbierana

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz... nie rzecz w tym, by sobie dokopać, tylko stanąć w prawdzie i wyciągnąć konstruktywne wnioski.
      Wszystkiego dobrego! :-)

      Usuń
  5. wyciągnęłam wniosek że czas najwyższy coś zmienić w swoim życiu, że nikt za mnie nic nie zrobi,że nie można tak dalej żyć bo tak wygodnie,że czas zadbać o siebie

    OdpowiedzUsuń
  6. Trudno zrobić bilans zysków i start, kiedy ściana z którą masz się zderzyć jeszcze daleko... a tylko mocne zderzenie ze sobą i swoim uwikłaniem daje szansę na realny osąd i możliwość zmiany!
    Ciekawie napisałaś o tym, co dalej, kiedy już zakończy się związek z uzależnionym, a mechanizmy dalej nietknięte pozostają...
    dorka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście. Masz rację. Dopiero świadomość uwikłania skłania do refleksji. Rzecz w tym, żeby wówczas nie widzieć tylko i wyłącznie strat, bo to bardzo rzadko jest prawdą.

      Usuń
  7. A ja zupełnie nie pojmuję, jak te opisane przez Ciebie przejawy współuzależnienia można interpretować jako korzyści. Jestem osobą współuzależnioną, myślę nawet że wciąż silnie współuzależnioną i wszystkie zachowania, o których piszesz oczywiście mnie dotyczą, z tą tylko różnicą, że ogromnie mi doskwierają; są balastem, ciężarem – NIE STANOWIĄ DLA MNIE ŻADNEJ EMOCJONALNEJ KORZYŚCI. A już pisanie o emocjonalnym haju, którego potrzebują współuzależnione jest czymś wydumanym. Spokój, Pelagio, święty spokój to coś czego ja pragnę najbardziej i chyba większość moich towarzyszek niedoli.

    A blog jest niezły. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spróbuj sobie odpowiedzieć na pytanie: skoro tak mi źle, to dlaczego wciąż w tym trwam? co z tego mam?

      Pragniesz świętego spokoju? Tego właśnie Ci życzę. :-)

      Usuń

  8. Ponoć 90 procent partnerek alkoholików przy nich trwa - zapewne z powodów jak wyżej. Ponoć 90 procent partnerów alkoholiczek odchodzi od nich. Co trzyma te 10 procent? Zapewne to samo. Więc skąd taka odwrotność proporcji?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może z różnic płci? Jestem zwolenniczką równouprawnienia, jednak nie można się oszukiwać. Role społeczne jakieś tam są, kobiety mają jakiś pakiet cnót, a mężczyźni inny. Panie odpowiedzialne są między innymi za budowanie relacji i więzi, mają z reguły większe pokłady empatii... Ale to tylko takie moje, luźne przemyślenia.

      Usuń
  9. Stanąć w prawdzie - robię to i wierzę, że robię to uczciwie i szczerze.
    Czytałam powyższy tekst kilka razy, nie tylko dziś - jedyne co mogę odnieść do siebie to: lęk przed samotnością oraz lęk przed zmianą, bo co ludzie powiedzą.
    Ale czy to są moje korzyści z życia z alkoholikiem? Brzmi trochę absurdalnie, no bo jakie to korzyści? Czy strach w takiej sytuacji jest korzystny? Dla mnie nie jest bo zabiera mi energię, niszczy moje zdrowie fizyczne i psychiczne. Więc zadaje sobie dalsze pytania - dlaczego więc w tym tkwię? Bo moja nadzieja i wiara jest większa niż strach.
    Niektórzy powiadają- nadzieja matka głupich. Więc może trzeba stanąć w prawdzie i powiedzieć sobie - jestem głupia!

    Martyna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś wpadło mi do głowy pewne zdanie - nadzieję można mieć, ale nie można nią żyć.

      Bardzo długo żyłam nadzieją i wiarą, że mój były mąż wytrzeźwieje. Aż w końcu, kroczek po kroczku, doszłam do muru. Wówczas, wbrew sobie, postanowiłam działać. Zaplanowałam pewne kroki. Były przemyślane, logiczne, sensowne i - co ważne - realne (dla mnie)do wykonania, nic na siłę. Postanowiłam się z nich rozliczać. I tak na przykład wymyśliłam, że jeśli mąż wyrżnie mi kolejny numer, zawalczę o rozdzielność majątkową, albo jeśli do końca mojej terapii nie pojawią się w nim jakieś namacalne i wyczuwalne zmiany, to złożę pozew rozwodowy. Trochę o tym pisałam tu: http://pelagiam.blogspot.com/2015/02/jesli-chcesz-zeby-cos-sie-zmienio-w.html i tu: http://pelagiam.blogspot.com/2015/02/gotowosc.html
      Precyzyjnie określone terminy sprawiły, że czułam się z tymi decyzjami bezpiecznie.

      Usuń
  10. Cieszę się, że trafiłem na Twój blog. Dzięki niemu lepiej rozumiem, to, z czym zetknąłem się w dzieciństwie.

    OdpowiedzUsuń
  11. Droga Pelagio trafiłam na Twój blog przypadkowo i niesamowicie się ciesze ze miałam okazję przeczytać ten tekst. Jesrem z czlowiekiem który ma problem z alkoholem. Nie wiem nawet jak to nazwać. Czy to juz jest alkoholizm czy jakaś skłonność do.. jest to bardzo towarzyski człowiek
    Z reguły pije weekendy ze znajomymi. Każde nasze wyjście na impreze rodzinna czy wesele kończy się niestety tym ze jest on pijany. Za 2, 5 tyg mam.swoje wesele i jestem przerazona. Boje się jak po pierwsze będzie wyglądał ten najpiękniejszy w życiu dzien- bo taki powinien z założenia być a czy bedzie to nie wiem :( mój partner obiecuje mi niby ze wie ze ma się trzymać w ryzach. Ale tydzień temu byliśmy na weselu u znajomych u których był świadkiem i nieetyczne upil się strasznie. Były skargi na niego. Praktycznie zostalismy wypriszeni z wesela. Po tym.wydarzeniu załamałam się. Powiedziałam mu ze odwołuje ten ślub bo nie dam rady. Nigdy nie zaakceptuje tego jak on się potrafi zachowywać. Nie dam rady tu opisać wszystkiego ale...Kocham go. W głębi serca chciałabym tego ślubu. Ale.cholernie się boje. :( boje się z drugiej strony ze jak faktycznie odwołam i się z nim rozstane to będę tego żałować- ze nie sprobowalam, że stracilam miłość życia. Narzeczony zaproponował mi żebyśmy jeszcze poszli do psychologa. Jakoś czas temu byliśmy ale to.były tylko dwie wizyty a teraz chciałby jeszcze raz pójść. Zgodzilam się ale nadal nie wiem.co robić. :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli oczekujesz, że Ci powiem, co zrobić, to... niestety, nie podejmuję się tego.

      Życie z człowiekiem zaburzonym (on nie musi być alkoholikiem; wystarczy że za takiego go masz) jest strasznie trudne. Wiem jak młodym kobietom zależy na ślubie, białej sukni, wspaniałym mężu. Zastanów się po protu, czy chcesz tego, co napisałam powyżej, czy żyć do końca swoich dni z człowiekiem, co do którego już dziś masz wątpliwości. Po ślubie... nie będzie lepiej. Wstęp do tego posta: http://pelagiam.blogspot.com/2016/07/misterium-miosci-czesc-pierwsza.html - to moja historia.

      Dziękuję za odwiedziny,komentarz i życzę samych dobrych wyborów! :-)

      Usuń
    2. Droga Pelagio stwierdzilam ze napisze o dalszym ciągu mojej historii..Slub odwolalam, Przed podjeciem decyzji na nie moj byly narzeczony oczywiscie obiecywal mi zmiany..chcialam w to wierzyc ale...postawilam sprawe jasno-
      czyny a nie slowa. Wowczas mowil ze ok, ze rozumie moje watpliwosci i ze cieszy sie ze w ogole go nie skreslilam. Natomiast sam proces odwolywania slubu spowodowal ze narodzil sie dystans- z jego strony... Wtedy chyba zrozumial tak naprawde co sie stalo i to neistety nie wzbudzilo w nim checi walki tylko tak jakby poddal sie. Ja caly czas zapewnaialam go ze go kocham ze bede go wspierac i ze to jaka decyzje podjelam ne jest spododowane brakiem milosci tlyko neistety jest konsekwencja jego wyborow, zachowan, ale tlumaczylam mu ze slub mzemy wziac zawsze...ze to tlyko papier, ale ja chce byc na to naprawde gotowa a nie miec tego typu watpliwosci. Caly czas walczylam o ten zwiazek, okazywalam mu uczucia, nie chcialam by czul sie odtracony....Obiecal mi ze bedzie pil mniej, ze bedzie uwazal na swoje zachowanie. Po odowlaniu slubu bylismy jeszcze 3 tyg razem...w przeciagu ktorych pil baardzo czesto mimo zlozonej obietnicy...nie wytrzymalam tego i odeszlam. Wyprowadzilam sie... cholernie duzo mnie to kosztowalo psychicznie i kosztuje nadal...bo kocham i niestety wciaz mam nadzieje, ze moze to moje odejscie spowoduje ze on cos zrozumie i zacznie cos robic ze swoim problemem... Chociaz moj rozum mowi mi ze to nie ma sensu...Bo niestety otacza sie takimi a nie innymi ludzmi. Ma "orzyjaciol" ktorzy tez lubia wypic. Ja cale 4 lata probowalam mu uswiaodmisc porblem, ale on uwaza ze nie potrafi sie zmienc, ze mu tak dobrze...Patrzac na to wszystko nie powinnam miec zadnej nadziei, a jednak ona jest i szczerze mowiac wykancza mnie to :( To wszystko co tu napisalam jest mega skrotem, ale zycie z tym czlowiekiem przez 4 lata bylo wlasnie taka hustawka...niestety to byl bardzo toksyczny zwiazek. Duzo milosci...ale ona nie pokonala przeciwnosci jaka jest alkohol...

      Usuń
    3. Pamiętaj, że człowiek dobiera sobie towarzystwo, w jakim mu jest komfortowo. Kiedyś też myślałam, że to Ci wszyscy "źli", z którymi zadaje się mój mąż namawiali go do picia, powodowali okazje. A może... było właśnie odwrotnie?

      Jak sama biłam się z myślami, czy mieć nadzieję, czy może próbować się jej pozbyć, od bardzo mądrego człowieka usłyszałam - może nadziei nie trzeba zabijać, pozwól jej umrzeć samej. Moja, z czasem, umarła... naturalnie.

      Powodzenia i... zalądaj tu czasem. Może znajdziesz coś odkrywczego dla siebie?

      Pozdrawiam!

      Usuń
    4. Dziekuje Ci bardzo - na pewno bede zaglądać, a te słowa o nadziei - zapamietam :) sa faktycznie bardzo madre :) ja rowniez pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  12. I am truly delighted to read this website posts which contains tons of valuable facts,
    thanks for providing such data.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Thank you.

      Do you know Polish language or just use translator?

      Usuń
  13. Bardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  14. Witam, mój mąż trzeźwiejący alkoholik zmienił się nie do poznania. Myśli tylko o sobie a ja i dzieci go nie interesują.Wyprowadził się z domu i stwierdził że samemu jest mu dobrze bo nikt mu nie przeszkadza nie kontroluje itd.
    Czuje się strasznie bo nie tak miało wyglądać wyjście z nałogu.
    Ciągle mówi o tym że złoży pozew rozwodowy.
    Sama nie wiem co o tym wszystkim myśleć.Ciągle go proszę żeby wrócił do rodziny i że może wszystko się jeszcze ułoży ale on twierdzi że to już nie ma sensu:(
    Może mi ktoś coś doradzić ?

    OdpowiedzUsuń
  15. Samo się nie ułoży. :-( Jedyne, co możesz zrobić, na co masz bezpośredni wpływ, to Twoje decyzje. Korzystasz z pomocy terapeutycznej dla siebie? Alkoholizm to choroba całej rodziny. Partnerzy są zazwyczaj współuzależnieni, a dzieci nabywają syndrom DDA. Jeśli nie chcesz tego zrobić dla siebie, to pomyśl o dzieciach i ich bezpiecznej przyszłości.

    Bardzo Cię zachęcam. I życzę powodzenia.

    OdpowiedzUsuń