Niedawno miałam okazję brać udział w kilkudniowym spotkaniu grupy ludzi w różnym wieku, różnej płci i narodowości. Wspólnym mianownikiem była w nich serdeczność, troska o wspólne dobro, pogoda ducha i zainteresowanie drugim człowiekiem. Nic więc dziwnego, że wywiązały się między nami interesujące rozmowy, zawiązały nowe znajomości, a może nawet przyjaźnie? Kilka dni później dostałam od jednego z nich e-mail zakończony zdaniem: "Enjoy life as it is". Takie krótkie, a skłoniło mnie do pewnych refleksji. Między innymi próby odpowiedzi na pytanie: jakie jest życie człowieka?
Życie bywa piękne, to prawda, ale to nie oznacza, iż przebiega, jak w bajce, że po jakichś tam niesprzyjających okolicznościach pojawia się książkę z bajki i obietnica "żyli długo i szczęśliwie". Życie nie wygląda, jak w serialu, gdzie wszyscy są piękni, śniadanie samo się robi, lodówka napełnia, a portfel pęcznieje. Na planecie Ziemia o swoje szczęście trzeba zawalczyć. Często z największym wrogiem - samym sobą. A i tak poczucie szczęścia nie jest, i być nie może, stanem permanentnym, bo tak naprawdę w życiu piękne są tylko chwile. Chciałabym bardzo wierzyć w to, że te najlepsze jeszcze przede mną.
W zdecydowanej większości przypadków życie jest trudne. Bardzo często wystawia nas na jakieś próby i cierpienia. Inną sprawą, że przecież nie wiem, czy jakieś przykre i bolesne zdarzenie w moim życiu, nie uchroniło mnie przed jeszcze większym? Czy w dłuższej perspektywie czasu nie okaże się raczej wybawieniem, niż zgubą? Nie muszę nawet daleko sięgać pamięcią. Gdyby moje ciało nie zamanifestowało depresją (koszmarnym doświadczeniem), iż źle się dzieje w moim życiu, gdzie byłabym teraz? Czyż nie uwikłana w związek z uzależnionym od alkoholu, nieszczęśliwym (i w dalszym ciągu pijącym) człowiekiem? Tego, oczywiście, nie wiem, ale za nic nie cofnęłabym czasu, by to zweryfikować. Każdą porażkę, każde cierpienie można przekuć w coś dobrego. Wystarczy tylko dobrze poszukać.
Ludzie mają tendencję do niwelowania, minimalizowania, unikania cierpienia, uciekania od niego, zamiast je po prostu przeżyć i postarać się wyciągnąć wnioski, nabyć doświadczenia. Czasami oczekujemy, że coś się zdarzy samo, beż żadnego zaangażowania, żadnych realnych i namacalnych zmian. Na własne życzenie wpędzamy się w stan wiecznego oczekiwania na... coś. Nie do końca wiedząc, co to "coś" oznacza, ale ufając, iż coś super fajnego i wreszcie permanentnego - Będę szczęśliwa, jak tylko on... Będę spełniona, jak zdarzy się... Moje życie odmieni się na lepsze, jeśli tylko ktoś... Stanę się bogata, jak tylko wystarczająco mocno będę o tym myślała. - To tak niestety nie działa. Czasami, krótkofalowo - być może, ale na dłuższą metę - nie. Nie zmieniając w swoim życiu nic, nic też nie ulegnie zmianie.
W zdecydowanej większości przypadków życie jest trudne. Bardzo często wystawia nas na jakieś próby i cierpienia. Inną sprawą, że przecież nie wiem, czy jakieś przykre i bolesne zdarzenie w moim życiu, nie uchroniło mnie przed jeszcze większym? Czy w dłuższej perspektywie czasu nie okaże się raczej wybawieniem, niż zgubą? Nie muszę nawet daleko sięgać pamięcią. Gdyby moje ciało nie zamanifestowało depresją (koszmarnym doświadczeniem), iż źle się dzieje w moim życiu, gdzie byłabym teraz? Czyż nie uwikłana w związek z uzależnionym od alkoholu, nieszczęśliwym (i w dalszym ciągu pijącym) człowiekiem? Tego, oczywiście, nie wiem, ale za nic nie cofnęłabym czasu, by to zweryfikować. Każdą porażkę, każde cierpienie można przekuć w coś dobrego. Wystarczy tylko dobrze poszukać.
Ludzie mają tendencję do niwelowania, minimalizowania, unikania cierpienia, uciekania od niego, zamiast je po prostu przeżyć i postarać się wyciągnąć wnioski, nabyć doświadczenia. Czasami oczekujemy, że coś się zdarzy samo, beż żadnego zaangażowania, żadnych realnych i namacalnych zmian. Na własne życzenie wpędzamy się w stan wiecznego oczekiwania na... coś. Nie do końca wiedząc, co to "coś" oznacza, ale ufając, iż coś super fajnego i wreszcie permanentnego - Będę szczęśliwa, jak tylko on... Będę spełniona, jak zdarzy się... Moje życie odmieni się na lepsze, jeśli tylko ktoś... Stanę się bogata, jak tylko wystarczająco mocno będę o tym myślała. - To tak niestety nie działa. Czasami, krótkofalowo - być może, ale na dłuższą metę - nie. Nie zmieniając w swoim życiu nic, nic też nie ulegnie zmianie.
Postarajmy się, by nasze życie nie było wiecznym czekaniem na coś... Na wakacje, na partnera, na lepszą pracę, na bogactwo, na lato, na zimę, na wielką miłość, na autobus, na lepsze czasy, na szczęście, na... Każdy dzień jest darem i już nigdy się nie powtórzy. Zmieniaj co możesz, akceptuj na co wpływu nie masz i... CIESZ SIĘ ŻYCIEM TAKIM, JAKIE JEST! Bo ono nie jest próbą generalną przed tym właściwym, bo drugiego już nie będziesz miał, ani kolejnej szansy na jego przeżycie.
Też znam zagraniczne krótkie zdanie. "KISS - keep it simple stupid!" - wprawdzie nie bardzo wiem, co znaczy (podobno chodzi o to, żeby nie komplikować), ale ładnie brzmi.
OdpowiedzUsuńWiele cierpień fundujemy sobie w życiu sami, bo mamy niesamowitą zdolność do komplikowania prostych spraw.
Weź Pelagia się ogarnij i cos napisz. :) wiesz kto
OdpowiedzUsuńNie wiem... potrzebuję jakiejś wskazówki. :-)
UsuńAle... ogarnę się, ogarnę. Dzięki za wsparcie!
Fajnie jest mieć choć jedną z tych rzeczy co się lubi np. karabin kałasznikowa w moim przypadku (ciężko osiągalny ale osiągalny). Wtedy jak obcujesz z tą rzeczą dzięki której "Enjoy life as it is" to chociaż przez jakiś czas w tym życiu Ci się morda śmieje. Amen.
OdpowiedzUsuńZ moich obserwacji wynika, że lepsze rezultaty daje obcowanie z ludźmi, niż przedmiotami, choć z całą pewnością pasja dodaje sił.
UsuńDziękuję za odwiedziny. :-)