Wydawało mi się przez chwilę, że po wszystkich moich przejściach, terapiach, przemyśleniach, rozważaniach, doświadczeniach, po przeczytanych książkach, napisanych tekstach, przy całej mojej samoświadomości... umiem kontrolować własne uczucia, emocje, samopoczucie, potrafię odpowiednio na nie reagować. Okazało się jednak (znowu!), że wiem nie jest u mnie jednoznaczne z mam. Bo ja wiem co rodzą nierealistyczne oczekiwania. Wiem, że nie mogę... no, może nie tyle nie mogę, bo i niby kto mi zabroni?, co nie powinnam domagać się, rościć od drugiego człowieka zainteresowania, określonych uczuć, postaw i zachowań, bo te mogą rodzić rozczarowania, zawody, urazy i żal. Wiem, że to ja złoszczę się, że to ja smucę się, że to ja tęsknię, myślę, czuję. I owszem, nie jest ze mną tragicznie. Nauczyłam się przekierowywać myśli na inne tory, gdy zaczynam wkręcać się w spiralę czarnowidztwa. Wbiłam sobie skutecznie do głowy, że odpowiedzialność za moje samopoczucie ponoszę ja, że to nie okoliczności są złe, dobre, bolesne, przyjemne, tylko moja na nie reakcja. Wyrobiłam w sobie umiejętność ponoszenia konsekwencji własnych czynów i zaniechań.
Tylko... gdy przychodzi do interakcji z drugim człowiekiem, gdy buzuje chemia, gotuje się krew, gdy porywa wir namiętności, pojawiają się realne okoliczności, konkretne doznania, to moje teoretyczne rozważania i świadomość w kieszeń mogę sobie wsadzić. Bo wówczas racjonalizacja nie spełnia swojej funkcji, zdrowy rozsadek przestaje grać główne skrzypce, trzeźwy ogląd sytuacji jest poza moim zasięgiem, a zasady gry zaczyna dyktować serce...
Jak to się dzieje, że od osób bliskich oczekujemy więcej, niż od obcych? Co sprawia, że pomimo niezmienionych okoliczności, w miarę poznawania nowego człowieka, potrafimy wpędzać się w gorsze samopoczucie oczekując jakichś tam postaw i zachowań? Czy nie jest tak, że na początku relacji staramy się bardziej, a z czasem bierzemy za pewnik określone uczucia i domagamy się ich więcej i bardziej?
Chyba nie osiągnęłam jeszcze pożądanego poziomu rozwoju. A może jest on dostępny jedynie starszym? Dojrzałości człowieka z pewnością nie mierzy się metryką, ale może na wszystko w życiu jest odpowiedni czas i miejsce, a te są dla mnie jeszcze niedostępne? Może udało mi się wybudzić z głębokiego snu, ale oczy mam jeszcze zamknięte? Może...
Łatwo jest nie pić, kiedy nie chce się pić... Łatwo poukładać wszystko, gdy jest się samemu. Poznajemy kogoś, angażujemy uczuciowo, i nagle okazuje się, że wpływ mamy tylko na część spraw i zdarzeń. Nic w tym dziwnego czy nienormalnego. Warto pamiętać, że w pełni odpowiadać mogę za "ja", ale za "ty" albo "my" już nie do końca... albo wręcz wcale.
OdpowiedzUsuńKupę wysiłku wpakowałam, by poukładać sobie wszystko w głowie, a Ty mi mówisz (piszesz), że to było łatwe?! :-)
OdpowiedzUsuńW pełni odpowiadać mogę za "ja"... Tak. Teoretycznie tak. W praktyce jednak wychodzi mi gorzej, bo niby wiem wszystko, ale zastosować w życiu nie do końca potrafię. Mam jednak nadzieję, że trening uczyni ze mnie mistrza.
Serdeczności! :-)
Tak... wszystko wiem - nic nie działa. :-)
OdpowiedzUsuńWitam;
OdpowiedzUsuńTo dobry tekst dla mnie na dzisiaj :-)
Terapia dla współuzależnionych, lektury tematyczne, rozmowa z drugim człowiekiem z Al-Anon. Terapeutka mówi- wiesz to, masz narzędzia.
Jednakże cała moja wiedza potrafi wyparować gdzieś w jednej chwili i emocje, uczucia biorą górę! Jak opadnie kurz to nie mogę uwierzyć, że znowu...tak znowu :-( Czyli oprócz wiedzy trzeba też praktyki :-)Tylko ileż można ...
Ja na co dzień żyję i mieszkam z trzeźwiejącym alkoholikiem(rok abstynencji i realizacja programu 12 kroków) - sama też na swoim przykładzie wiem co to ciężka praca nad sobą!
"odpowiedzialność za moje samopoczucie ponoszę ja, że to nie okoliczności są złe, dobre, bolesne, przyjemne, tylko moja na nie reakcja" - tak to prawda. Ciężko jednak aby emocje nie wzięły góry, gdy druga osoba raz po raz kładzie kłody pod nogi a potem mówi- patrz jak ci się nogi plączą :-(
Prawda jest taka że drugi człowiek ma na nas ogromny wpływ czy tego chcemy czy nie.
Pozdrawiam serdecznie
Martyna
Ileż można? Do skutku, Martyno! :-)
OdpowiedzUsuńDziękuję za odwiedziny i życzę powodzenia w praktykowaniu. :-)
No tak, do skutku :-) często tym "skutkiem" jest rozstanie. Myślę, że wtedy zdrowienie współuzależnionej osoby jest łatwiejsze choć pewnie ma się mniej okazji do praktykowania jednak :-)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Martyna
Wydaje mi się, że poddawanie się emocjom to nie tylko domena współuzależnionych. Czasami po prostu trzeba więcej doświadczenia.
Usuńah wiosna, sprzyja zauroczeniom! :)
OdpowiedzUsuńTaka osoba może Ci zobojętnieć zupełnie, wierz mi Pelagia że da się tak zrobić. W jaki sposób ? Każdy ma swoją drogę która prowadzi Cię w inny stan postrzegania.
OdpowiedzUsuńPunkt widzenia zależy od punktu obserwacyjnego. Może więc sposobem na zmianę postrzegania rzeczywistości jest rozwój osobisty i czas niezbędny na jego osiągnięcie?
Usuń