środa, 17 czerwca 2015

Maski, czyli jak mnie obchodzą inni ludzie?

Myślałam kiedyś, a właściwie roiłam sobie i pobożnie życzyłam, że mam gdzieś opinię innych ludzi o mnie samej. Przekonana o własnej wyjątkowości, fanfaronadą maskowałam rzeczywiste samopoczucie i dyskomfort związany z pewnymi sytuacjami. Dopiero po chwili refleksji... hm... trwającej jakieś dwa lata... wyszło mi, że chyba jednak nie jestem aż tak intelektualnie i emocjonalnie niezależna, jak chciałabym być, że czasem potrzebuję podbudowania poczucia własnej wartości i kogoś, kto by potwierdził moją wersję. Szczerze powiedziawszy - wcale mi się te wnioski nie podobają. Bo właściwie, jakby się nad tym zastanowić, to... co mnie obchodzą inni ludzie?! A w zasadzie nie co mnie obchodzą, tylko jak mnie obchodzą? Przecież nie jestem socjopatą, nie żyję na samotnej wyspie, więc i całkiem naturalnym jest, że mnie jednak obchodzą. Rzecz w tym, że inaczej obchodzi mnie przyjaciółka, inaczej przystojny mężczyzna, inaczej szef, inaczej sprzedawczyni...

Wydaje mi się (a może to znowu egocentryzm?), że większość ludzi posiada różne tożsamości, które prezentuje w różnych sytuacjach, różne maski, które dobiera w zależności od okoliczności. U niektórych są one bardzo zróżnicowane, u niektórych mniej. Inaczej przecież zachowuję się w domu, nawet jeśli to tylko dobór stroju, inaczej wśród przyjaciół, inaczej w pracy, a inaczej w stosunku do nowo poznawanej osoby, szczególnie jeśli to atrakcyjny w moich oczach mężczyzna. Innej nomenklatury używam podczas zawodowej rozmowy z radcą prawnym, a innej w pubie ze znajomymi. I chociaż zawsze staram się komunikować używając poprawnej polszczyzny, innego słownictwa używam sporządzając sprawozdanie finansowe, czy jakąś analizę, a innego w e-mailu do koleżanki. To, jaką siebie prezentuję, zależy od tego, jakie wrażenie chcę wywrzeć na konkretnych ludziach i czego się ode mnie oczekuje. Do pewnego stopnia to może jest nawet naturalne i uzasadnione. Niektóre zawody wiążą się przecież z jakąś postawą, ubiorem, używaną terminologią. Niektóre sytuacje wymagają jakichś norm zachowania, zasad postępowania, czyli zwykłego savoir-vivre. Przecież nie uchodzi prawnikowi używać mowy potocznej na sali rozpraw, a wśród przyjaciół nie będzie się zachowywał, jak gdyby połknął kij od miotły. 

Tyle, że w przybieraniu masek jest pewna pułapka. Bo czasem może się okazać, że coś kamufluję. Jak kameleon stosuję mimetyzm, by wpasować się w otoczenie, a wewnętrznie aż mnie rozdziera. Czasami może się okazać, iż nie pokazuję prawdziwego oblicza za strachu, wstydu, w obawie przed śmiesznością, przed odrzuceniem, przed zranieniem nadwrażliwego ego, chcąc ukryć siebie i swoje uczucia; wykreować siebie taką, jaką by mnie lubili, szanowali i akceptowali inni, jaką bym lubiła i akceptowała ja sama. Na dłuższą metę to bardzo frustrujące i skutecznie deprecjonujące jakość życia.

Sztukę przywdziewania maski i przystosowywania się do otaczającej je rzeczywistości, do perfekcji opanowały osoby współuzależnione. Bardzo często jest tak, że za ich codziennym, nieczęsto wymuszonym uśmiechem, kryje się rzeka rozpaczy tak trudna do dostrzeżenia, jak łzy w deszczu.

Warto zastanowić się nad własnymi maskami, poznać motywy ich nakładania. Czy oby nie staram się być kimś, kim nie jestem, nie zakłamuję rzeczywistości?

10 komentarzy:

  1. Podobno kobiety śmieją się z czegoś, co je nie śmieszy, kilkanaście razy częściej niż mężczyźni - po co? I czemu później mają pretensje, że nie są właściwie rozumiane?

    OdpowiedzUsuń
  2. Może po to, by ktoś poczuł się lepiej? Żeby komuś nie sprawić przykrości?

    A czemu mają pretensje? Bo chyba rzeczą naturalną jest, że macie się domyślić o co nam chodzi, nie?
    A ogóle, to... dlatego, że tak nas Pan Bóg stworzył! O! ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja swoją uśmiechniętą maskę zakładam już tak długo, że nie potrafię rozróżnić prawdziwej szczęśliwości od tej udawanej..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak rozróżnić? "Po owocach."
      Jak Ci z samą sobą jest? Jeśli dobrze, to wspaniale! :-) Jeśli nie, to... "objawem obłędu jest oczekiwać odmiennych rezultatów stale tych samych zachowań". :-(

      Usuń
  4. Mam do czynienia z taką osobą w masce. To jest irytujące, sztuczne i nie ma takiej możliwości, żeby poprawnie, prawdziwie, komunikować się między sobą. Ona chce być miła, ale natura wypiera tę stworzoną na potrzeby chwili uprzejmość i stwarza między nami mur. Uczciwość w zachowaniu jest podstawą, albo kogoś zaakceptuję, takiego jaki jest, albo ...no właśnie - ta grzeczność teatralna jest nie do zniesienia.
    Wybieram z tego co nas łączy, a nie dzieli. Pomimo wszystko wciska się obcość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może spróbuj z nią o tym szczerze porozmawiać? Jasne komunikaty rodzą przyjaciół.

      Usuń
  5. "Są we własnych pokojach z własną wersją ciebie"- może to Bashar ma rację:-))) Pelagio, więc szczera rozmowa
    odbędzie się tylko z jednej strony(której?)
    https://www.youtube.com/watch?v=d2RxZr2nUT8

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że Bashar może mieć rację. Dziękuję za link. Z przyjemnością wysłuchałam. Trochę to abstrakcyjne i musiałabym zrobić to jeszcze kilka razy, by w pełni zrozumieć, ale wydaje mi się, że bardzo często słyszymy, ale tak naprawdę nie słuchamy drugiej osoby. Przepuszczamy przez filtry własnych doświadczeń, przekonań, domysłów, itp. Skojarzył mi się ten tekst o komunikacji: http://www.dobreprogramy.pl/Meszuge/Trudna-sztuka-komunikacji,29464.html

      Z której strony szczera rozmowa? Masz wpływ tylko na jedną, więc możesz się przynajmniej o to postarać. :-)

      Usuń
  6. Smutne, ale i frustrujące bywa to, że dobra wola (uczciwość, szczerość, miłość, otwartość itd.) jednej osoby nie wystarczy. :-(

    OdpowiedzUsuń
  7. To prawda. Czasami miłość to i tak za mało. :-(

    OdpowiedzUsuń