wtorek, 3 marca 2015

Błędy i doświadczenia... innych

W pewnym momencie mojego życia bardzo żałowałam, że nie mam, nie rozumiem oraz nie umiem wykorzystać z pożytkiem dla siebie i bliskich wiedzy i doświadczenia innych ludzi. Z pewnością egzystencja nie bolałaby mnie wówczas tak bardzo. Ale... może dzięki temu cierpieniu mam szansę szybciej wkroczyć w "drugą połowę życia"*?

Podobno "doświadczenie to nazwa, którą każdy nadaje swoim błędom". Przynajmniej tak twierdził Oscar Wilde. Może... Choć osobiście uważam, że na doświadczenie składają się zarówno błędy, jak i wykorzystane szanse, dobre wybory, ale niech będzie. Skupię się na tych pierwszych, i to pomimo, że błędów w życiu nie popełniłam spektakularnie dużo. Zresztą, nawet gdyby tak było, to i tak trochę za mało, żeby wystarczyło na naukę. Dlatego myślę, że warto uczyć się na błędach i doświadczeniach innych.

Tyle teoria, bo z praktyką, czyli cudzymi błędami miałam (żywię głęboką nadzieję, że zastosowany przeze mnie czasownik w formie dokonanej odpowiada rzeczywistości) zawsze pewien problem. Mianowicie, przecież ja bym takiego głupstwa nie popełniła, prawda? A jak już jakimś dziwnym, zupełnie niespodziewanym trafem, mnie się przydarzyła podobna wpadka, to dopiero sobie uzmysławiałam, że przecież już dawno rozwiązanie miałam przed oczami, tylko... jakoś tak... mi umknęło. 

Drugi problem wynikał z tego, że jeśli ktoś był dla mnie wart naśladowania, stanowił autorytet, to liczyłam się z jego opinią i doświadczeniem, natomiast jeśli nie, to...  A prawda jest przecież taka, że nawet jakieś wrzaski osoby nieżyczliwej, spoglądającej nieświadomie w Okno Johari** mogły mi się przydać. Ale tu pojawiał się kolejny problem - nieumiejętność nie reagowania impulsywnie na inwektywy, zamiast spokojnego ich wysłuchania i wyciągnięcia pożytecznych wniosków. Nadmiar ignorancji, arogancji i... pychy (?), powodował, że nie pozwalałam sobie na korzystne zmiany. To ja wiedziałam lepiej, pomimo świadomości, że może tak nie być. Cóż... konsekwencje tych zachowań dały mi tak popalić, że... jakoś małą mam ochotę na powtórkę. Niby słuchałam, ale nie słyszałam. 

Największy jednak problem stanowiła trzeźwa ocena tego, co błędem dla kogoś było, więc logika nakazywałaby go nie popełniać, ale dla mnie mogło być szansą. 

Czy ja potrzebuję się przekonać na własnej skórze, że wkładając dłoń do ognia rzeczywiście się poparzę? Czy może wystarczy mi sama o tym wiedza i doświadczenia innych ludzi? A co gdyby tak z odpowiednią dozą rozsądku i trzeźwego oglądu tę zasadę przełożyć na inne aspekty życia? "Uczmy się na cudzych błędach, bo sami wszystkich popełnić nie zdążymy…" Joanna Chmielewska.

* Zainteresowanych tym enigmatycznym terminem odsyłam do książki Richard'a Rohr'a "Spadać w górę. Duchowość na obie połowy życia". Z pewnością "zawita" w mojej blogowej biblioteczce, ale nietaktem byłoby umieszczać tam pozycje, których sama nie skończyłam jeszcze czytać. 

** Okno Johari  - obrazuje sposób postrzegania rzeczywistości przez konkretną osobę dzieląc go na cztery obszary, które mają na celu uświadomienie, że żaden człowiek nie wie o sobie całkowicie wszystkiego (na przykład na skutek braku pewnych doświadczeń). Te obszary to:
1. Świadomość - "Ja wiem, widzę, inni wiedzą, widzą". 
2. "Ja wiem, widzę, inni nie widzą, nie wiedzą". 
3. "Ja nie wiem, nie widzę, inni wiedzą, widzą". 
4. Podświadomość - "Nikt nic nie widzi, nie wie".
Rzecz w tym, by coraz bardziej poznawać trzeci i czwarty obszar.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz