sobota, 30 stycznia 2016

"Tragedie" osobiste

Jechałam wczoraj pierwszy raz do nowej pracy. Zadzwoniła moja siostra i spytała, jak się w związku z tym mam i czy się denerwuję. Odparłam, że  - o dziwo! - jakoś niespecjalnie, że dobrym określeniem mojego stanu emocjonalnego byłaby ekscytacja, choć delikatny stresik mam. Usłyszawszy to, rozpłakała się. Początkowo lekko zdezorientowana spytałam, co się stało, a ona na to, że dnia poprzedniego pół dnia składała dwusmakowy tort urodzinowy na ósme urodziny synka (piękny nota bene - zdjęcie po prawej), a ich niesforny, trzyletni beagle właśnie wkradł się do chłodni i zżarł jego połowę, drugą oblizał. Na domiar złego jasna sierść psa wygląda teraz, jak wdzianko smerfów, barwnik spożywczy zupełnie nie chce zejść z ich salonowego dywanu w kolorze ecru, a za kilka godzin będzie mieć w domu trzydzieścioro gości urodzinowych - w większości ośmiolatków - dla których zorganizowała dyskotekę o temacie przewodnim Star Wars. A teraz nie może się pozbierać. Pocieszyłam ją jakoś i się pożegnałyśmy.
 
Po południu wracałam z pracy. Cieszyłam się, że pierwszy dzień upłynął bardzo miło, że załoga sympatyczna, klimat pracy bardzo dobry, a do tego nie spóźnię się na kinderbal siostrzeńca. Nie przeszkadzał mi nawet jakoś specjalnie piątkowy korek dużego miasta. Wykorzystałam ten czas na odpisywanie na esemesy i... będąc jakieś 30 metrów od mojego osiedla, wjechałam w tył samochodu jadącego przede mną. Na szczęście rozwijałam wówczas prędkość na poziomie 10km/h, ale jednak. Kierowca okazał się być bardzo kulturalnym i przyzwoitym człowiekiem. Pewnie nie bez znaczenia był fakt, że jego szkoda była zdecydowanie mniejsza niż moja, gdyż on miał auto wysokie, a przód mojego jest bardzo nisko osadzony. Spisaliśmy oświadczenie, rozstaliśmy się w miłej atmosferze, ale i tak byłam na siebie i własną głupotę po prostu zła. Rozmyślałam nad tym, że nie dość, iż sprawa będzie wiązała się z moją niewygodą, bo niemożnością korzystania z samochodu przez jakiś czas, to jeszcze dojdą jakieś formalności, na które zupełnie nie mam ochoty, jakieś wyceny, spotkania, zamówienia, że o zwyżce na składkach ubezpieczeniowych (obu) nie wspomnę.
 
Gdy dotarłam do domu siostry rozprawiałyśmy nad tym, jak się miał mój stres związany z pierwszym dniem w pracy i jej lament nad tortem urodzinowym, do popołudniowej kolizji? A jak miałaby się ta, czyli stłuczona lampa i pokrzywiona maska, zderzak oraz bok auta, do krzywdy, którą mogłam przecież wyrządzić drugiemu człowiekowi? Jak miałaby się, gdybym wjechała nie w drugi pojazd, ale pieszego, albo rowerzystę? Gdyby ten krótki moment zaważył na czyimś życiu?
Dzisiaj mój kolega jadąc w korku był świadkiem sytuacji, podczas której kobieta z wózkiem dziecięcym wbiegła na ulicę, i tylko szybki refleks kierowcy jadącego z naprzeciwka sprawił, że nie doszło do tragedii.

Staram się wyciągać wnioski z różnych sytuacji mnie spotykających. Jedna konkluzja jest zatem taka, że naprawdę powinnam się mocniej zastanowić, czy niektóre moje reakcje nie przekraczają przypadkiem ważności, albo znaczenia ich przyczyny, oraz nad tym, co jest rzeczywiście ważne w moim życiu? Na co przeznaczam mój cenny czas? Co zaprząta moją głowę i myśli? Niektóre wydarzenia traktuję w kategoriach tragedii, nie zwracając zupełnie uwagi na błahość tychże.
 
Drugi wniosek jest oczywisty - nigdy, przenigdy więcej esemesów podczas prowadzenia auta. Bez względu na to, czy jadę 5, 10, 50, czy 100 km na godzinę.  
 
 

24 komentarze:

  1. Ocena ważności problemu, jego wielkości, jest zawsze subiektywna.

    OdpowiedzUsuń
  2. Na jedno wychodzi. :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm... przecież jako istota myśląca (czasami mi się zdarza), wiem co jest naprawdę ważne, a co mniej, prawda? Jakie ma znaczenie moja tygodniowa niewygoda związana z brakiem własnego auta, w całym moim życiu? Jakie znaczenie ma zjedzony przez psa tort, skoro podobny został zamówiony jeszcze tego samego dnia z cukierni?

      Choć z drugiej strony... problem to problem. Co za różnica, czym spowodowany...

      Usuń
  3. Problem... ostatecznie i tak wszystko zależy od tego, jak konkretna osoba z nim spobie radzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak. Mnie natomiast w tym wpisie chodziło o to, że czasami sprawy postrzegamy w kategoriach tragedii osobistych, a one tak naprawdę nimi nie są. Że czasami wystarczy odrobinę przesunąć horyzont i coś co mnie przytłacza, staje się w zasadzie błahostką.

      Usuń
  4. Mój problem maleje po spotkaniu kogoś, kto naprawdę ma przesrane?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie też. ;-) Raczej... mój problem przestaje być problemem w obliczu prawdziwej tragedii, która mogłaby się wydarzyć. Myślisz, że to tylko poprawianie bilansu emocjonalnego? Czy może szkoda marnować energię na zamartwianie się i złoszczenie na coś, co naprawdę jest bardzo mało ważne w życiu?

      Usuń
    2. A kto ma decydować, co jest ważne? I tak koło się zamyka.

      Usuń
  5. O tak, ja też dostałam już "ostrzeżenie" od mojej Siły Wyższej, że smsowanie podczas jazdy autem to zdecydowanie jest dobry pomysł :-)
    Za te i inne "ostrzeżenia" jestem bardzo wdzięczna :-)

    Pozdrawiam
    Martyna :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jakoś wdzięczna jestem niespecjalnie. ;-)
      Serdeczności!

      Usuń
  6. Wiesz opisujesz to co ja w danym momencie życia czuje, jak zaczynam swoje negatywne myślenie wchodzę na twojego bloga i jak byś mi dawała odpowiedzi na te moje problemy, nostalgie. Dziwne ale naprawdę pomaga mi czytanie tego wszystkiego. Dzieki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję i... do usług. :-)

      Usuń
    2. świat bogaczy: pies rasy beagle zjadł tort. Tragedia. Rodzinna tragedia. Łzy same cisną się do oczu. LItości.....

      Usuń
  7. Szczerze? Dla mnie to telenowela żeńska o skrajnie niskim poziomie. Twoja siostra płacze z powodu tortu? Współczuję... :):) Tragedia! Koszmar! Żenada...
    Osoba, która płacze z powodu zniszczenia tortu przez psa rasy beagle (Wow... modne, podziwiamy:) powinna się nieco wyluzować.

    Nie idź tą drogą Pelagia... :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ludzie płaczą, bo beagle zniszczył tort... Straszne... Masz rację Pelagia w 100%: "Staram się wyciągać wnioski z różnych sytuacji mnie spotykających. Jedna konkluzja jest zatem taka, że naprawdę powinnam się mocniej zastanowić, czy niektóre moje reakcje nie przekraczają przypadkiem ważności, albo znaczenia ich przyczyny, oraz nad tym, co jest rzeczywiście ważne w moim życiu? Na co przeznaczam mój cenny czas? Co zaprząta moją głowę i myśli? Niektóre wydarzenia traktuję w kategoriach tragedii, nie zwracając zupełnie uwagi na błahość tychże."

    To jest mądre, tak trzymaj! Twoja siostra zbyt mądra nie jest, sorry, ale na to wygląda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja siostra jest super mądrą kobietą, bardzo dobrym człowiekiem, wybitną kucharką i najlepszą matką, jaką znam. :-)

      Wiesz... to jest tak, że jak czegoś bardzo pragniesz, jak czemuś się bardzo poświęcasz, jak wkładasz w to całą swoją energię, to bywa, iż z różnych przyczyn (w tym konkretnym przypadku - psa żarłoka) przychodzi rozczarowanie. To najzupełniej normalne, że zniszczona niespodzianka na urodzinki ukochanego syna powoduje przykre uczucia. Tu konkretnie zawładnęła nią złość i bezsilność.

      Zresztą... uprzejmie proszę o nie komentowanie postaw osób, do których zdarza mi się nawiązywać w postach. Jeśli opisuję jakieś sytuacje, czy ludzi, to tylko celem unaocznienia czegoś na podstawie jakiegoś przykładu.

      Usuń
  9. Twoja siostra odbyła już wizytę u specjalisty, albo odbędzię po lekturze tw blodu. Jest ta wizyta jej potrzebna. To prawdopodobne. Mocno prawdopodobne.

    OdpowiedzUsuń
  10. Really? A że niby ja posiadając zwykłego kundla płakać nad tortem mogę? Czy wypada dopiero mając rybki?
    Pędzę zatem po Beagla skoro powoduje +100 do respectu i tyle samo zer do wypłaty ;)

    Podsumowując :
    - " nigdy, przenigdy więcej esemesów podczas prowadzenia auta. Bez względu na to, czy jadę 5, 10, 50, czy 100 km na godzinę. "
    - no i oczywiście pozbyć się psa ;)

    P.S. Tort wyśmienity (nie, nie jestem Beaglem :p )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, czy posiadanie psa rasy beagle powoduje cokolwiek prócz szkód domowych, ale... niech Ci będzie.

      Pas.

      Z pozdrowieniami,
      Pelagia

      Usuń
  11. Ale to wcale nie mi miało być ;) Komentarz raczej do komentujących a dopiero podsumowanie dotyczy wpisu :)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak to jest, gdy pisze Anonim. Nie wiadomo kto, do kogo i do czego się odnosi. :-)

      Usuń
  12. Nawet nie chce myśleć jak ktoś prowadzący auto pisze w tym czasie smsa. Brrr

    OdpowiedzUsuń