czwartek, 7 stycznia 2016

Prawdziwe intencje

Nowy Rok. Pierwszy wpis. Długo zastanawiałam się, o czym napisać, by z przytupem wejść w 2016 r. No i wymyśliłam - czystość intencji. Coś, nad czym planowałam się pochylić już dawno, gdyż wydaje mi się kluczowa w życiu, ale jakoś trudno było mi sklecić coś składnego, konstruktywnego, zrozumiałego i sensownego zarazem.

Rozwój osobisty, którego ścieżką staram się ostatnio kroczyć, to dążenie do osiągnięcia wewnętrznej integralności, do harmonii ciała, duszy i umysłu, do doświadczenia poczucia spełnienia i satysfakcji, to nieustanne poznawanie siebie i prawdziwych motywów własnego działania. Wydaje mi się, że motorem ludzkich poczynań jest realizacja własnych potrzeb, i to nawet pomimo deklaracji o ich bezinteresowności. Każde działanie napędza własna korzyść - realna lub potencjalna, obiektywna lub subiektywna. Może to być  dobre samopoczucie, okazana wielkoduszność, oczekiwana wdzięczność, poprawienie samooceny, etc. Nawet jeśli robię coś dla kogoś, to w głębi duszy, serca, jednak dla siebie, mam w tym jakiś interes. Pod każdą motywacją znaleźć można następną, głębiej skrywaną. Dlatego właśnie uważam, że nie istnieje świadoma bezinteresowność. To, co na własny użytek nazywam bezinteresownością, jest właściwie dbaniem o to, by dla kogoś było więcej, niż dla mnie, by moje intencje były czyste. Choć oczywiście profity bywają subiektywne, niepoliczalne i często nieporównywalne.

Niektóre sprawy łatwiej zrozumieć na przykładzie, przynajmniej ja tak mam, zatem... Bezdomny prosi mnie o zakup pączka. Robię to. On go zjada ze smakiem, ja idę dalej. Oczywiście również mam z tego korzyść. Ot choćby dobre samopoczucie, lepszą samoocenę, poczucie okazanej troski i zrozumienia. Miłe? Pewnie, że tak! On się najadł, a mnie nie ubyło specjalnie dużo, za to ile przybyło! Dla ułatwienia pomijam analizę jego uczuć, gdyż przecież nie wiem, co w nim siedzi. Może ma mi wręcza za złe, że nie dostał dwóch złotych, które mógłby skonsumować pod inną postacią? Zatem obiektywnie nie mogę orzec, które z nas ma większe profity. Ale... mogłam sobie kupić tego pączka i mieć korzyść alternatywną w postaci jego skonsumowania. To, o kogo "dbam bardziej" w tej konkretnej sytuacji, może więc zależeć również od tego, czy więcej korzyści mam z samozadowolenia, że jestem taka szlachetna, czy ze skonsumowania ciastka, czy ważniejszy jest dla mnie ubytek dobra materialnego, czy przybytek dobra moralnego?

Skąd mam wiedzieć, która intencja jest prawdziwa? Skąd mam wiedzieć, czy chcę być w związku, bo bardziej zależy mi na tym, by dawać, czy brać? Czy chcę dziecka, bo pragnę być dla niego, czy zaspokoić własne potrzeby (instynkt macierzyński, zniwelowanie lęku przed samotnością, profity finansowe)? Czy chcę kochać, bo to zrobi dobrze mi, czy komuś? Czy chcę pomagać, bo to dobro czynione komuś, czy samej sobie? Czy moje prowadzenie bloga służy bardziej mnie, czy innym? Czy udzielam się charytatywnie, bo do daje satysfakcję mnie, czy dlatego, że to może poprawić jakość czyjegoś życia? 
 
Jeśli tylko wystarczająco poznam siebie i będę całkowicie wobec siebie uczciwa - nawet pomimo niezadowolenia z efektów - to będę umiała odkryć, czy bardziej dbam o moje dobro, czy kogoś innego. Czy dokładam wszelkich starań, by dla kogoś było przynajmniej 51%, czy może pod płaszczykiem bezinteresowności poprawiam głównie swój bilans emocjonalny? Jeśli szala jest przechylona na stronę drugiego człowieka, wówczas idę w dobrym kierunku, natomiast w sytuacji odwrotnej... hm... życie każdego z nas wypełnione jest serią wyborów i decyzji. Należy zadać sobie pytanie, czy chcę żyć tylko dla siebie, czy może również dla innych? Chcę służyć, czy by służono mnie? Chcę być pięknym motylem, czy do końca życia pozostać poczwarką, a może nawet gąsienicą?
 

15 komentarzy:

  1. Ciekawy temat na nowy rok. Nieraz się nad kwestią intencji gryzłem. Najciekawszą odpowiedź udzielił mi Alan Watts. Nie pamiętam, który z youtubowych wykładów to był (są ich setki) ale było to coś o buddyzmie chyba. On się tam odnosił do ścieżki rozwoju duchowego buddyzmu w zderzeniu z zachodnim wychowaniem. (to były te lata, kiedy filozofie i religie Wschodu stały się popularne) Zresztą ten temat powraca u Wattsa ciągle na nowo. Świadomość, intelektualna analiza vs intuicja, działanie spontaniczne...

    Tu jeden z wykładów. Może ci się przyda... :)

    https://www.youtube.com/watch?v=ukeK8uimkKE

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za odwiedziny, komentarz i link. :-)

      Odwzajemniam pozdrowienia! :-)

      Usuń
  2. Po owocach ich poznacie...
    Pewnego razu zorientujesz się, że zrobiłaś dla kogoś coś, czego nie zrobiłabyś dla siebie, choćby z lenistwa. I wtedy już wiesz... :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnego razu? To już się dzieje! Lubię owoce. :-)

      Usuń
  3. Mnie w ten temat ładnie wpisuje się też działanie w "dobrej wierze". Dla tych co jeszcze nie do końca identyfikują swoje "czyste intencje" (to jest trudne) to jest dobre wyjście - działać w "dobrej wierze".
    Wala57

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak. O ile tymi "dobrymi chęciami" nie będziemy się starali ustawiać komuś życia, ingerować w jego osobistą przestrzeń. Ja bardzo długo w "dobrej wierze" pomagałam byłemu mężowi w piciu.

      Masz dużo racji w tym, że rozpoznawanie prawdziwych intencji nie jest łatwe. Ale zdecydowanie warto zacząć, i poprawiać, aż do skutku.

      Serdeczności! :-)

      Usuń
  4. Porada "nie rób drugiemu, co tobie niemiłe" nie oznacza też, żeby tym innym na siłę fundować to, co miłe jest nam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak. Egocentryzm nie jest zbyt fortunnym pomysłem.

      Usuń
  5. Bardzo piękny tytuł postu, taki temat wciąż rozkręca i składa na nowo całą duszę i serce.Czasami człowiek nie wie nawet co powiedzieć.
    Dobrymi intencjami(uczynkami)jest piekło wybrukowane.
    http://kontrowersje.net/kompendium_wielkiej_ciemy_13_groszy_do_puszki_24_fina_u_wo_p_i_portfela_jerzego_o

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wierzę w piekło. :-)
      Dziękuję za odwiedziny.

      Usuń
    2. Masz szczęście, że nie wierzysz:-) ja je przeżywałam, ono było we mnie,tak mi się wydaje, bo mój ogień spalał wokoło wszystko:-)
      ale to nie był prawdziwy ogień, tylko elektryczność pobierana z butelki:-)

      Usuń
  6. "Będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego". Nie mniej ale też i nie bardziej- tak samo :-) Idąc tym tokiem myślenia to wystarczy 50% na 50% dla każdej "strony".

    Serdecznie pozdrawiam w Nowym Roku :-)
    Martyna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Biblii, w mojej opinii, nie można czytać literalnie, gdyż zawiera w sobie pewne sprzeczności. W Ewangelii Św. Jana znaleźć można takie cytaty:
      J 10, 17 „Dlatego miłuje Mnie Ojciec, bo Ja życie moje oddaję, aby je [potem] znów odzyskać.”
      J 15, 13 „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich.”

      Odwzajemniam noworoczne pozdrowienia, Martyno! :-)

      Usuń
    2. Tak myślę, że +51% miłości dla "drugiej strony" to już mi "pachnie" kochaniem za bardzo, to tu już może zaczyna się współuzależnienie. A 50%/50% jest w sam raz :-)
      Martyna

      Usuń
    3. Współuzależnienie to zgoda na wieczne poświęcanie siebie. W miłości nie ma miejsca na poświęcenie. Ale... to moje przemyślenia i klasyfikacja. :-)

      Usuń