piątek, 15 stycznia 2016

Zosia Samosia

Zosiosamosiowatość przez bardzo długi okres czasu była dla mnie chlebem powszednim. Gotowanie, sprzątanie, prasowanie, odpowiedzialna praca, wymiana bezpiecznika w aucie, skoszenie trawnika, narąbanie drewna, pofarbowanie włosów, wymalowanie łazienki, profesjonalny manicure i pedicure, napalenie w piecu, projektowanie wnętrz, dźwiganie worków z zaprawą murarską (przyznaję - było ciężko), mycie auta, rozwikłanie instrukcji sprzętów elektronicznych, montaż rolet, organizacja wakacji, zarządzanie finansami, szydełkowanie, itd., itp., etc. - dokładnie, jak Kobieta Pracująca z serialu "Czterdziestolatek" - a to wszystko na szpilkach. Raz nawet udało mi się zafundować sobie limo pod okiem. Małżonek (obecnie były) został poproszony kilka razy o odkurzenie dywanu. Jego odpowiedź każdorazowo brzmiała - Dobrze Kochanie, zaraz... - natomiast realizacja nie następowała. Mocno poirytowana zaczęłam odkurzać sama i by zagrać mu nosie (sic!), zamiast podejść, jak cywilizowany człowiek i zrobić to spokojnie, wyszarpałam ostentacyjnie wtyczkę z gniazdka. Jak się można domyślać, siła mojej frustracji przełożyła się na siłę, z jaką wtyczka na kablu dosięgnęła mojego oka tworząc na nim wielokolorowe limo, którego nawet makijaż przez czas jakiś ukryć nie zdołał.
 
Takie i podobne sytuacje powtarzały się cyklicznie. Jeśli ktoś nie wykazywał inicjatywy, bądź też uprawiał odjutryzm, ja unosiłam się dumą, a może nawet... pychą i zazwyczaj potrafiłam znaleźć jakieś rozwiązanie, wykombinować, jak sobie poradzić. Nie chciałam grać głupiej i udawać, że nie umiem, że nie potrafię i nie mogę, bo pomijając ograniczenia fizyczne mogę i potrafię, albo się nauczę, szczególnie, jeśli się zaprę, jednak ten medal miał dwie strony - rosła moja frustracja i poczucie, że byłam wykorzystywana, świadomość, że ja dawałam bardzo dużo, a ktoś coraz mniej i wreszcie nic. I zupełnie nie przechodziło mi nawet przez myśl, że sama tak wybierałam, bo jeśli upieram się, że wszystko potrafię i ze wszystkim sobie poradzę, to i cóż dziwnego, że w końcu ktoś zacznie z tego korzystać? Jeśli staram się być niezastąpioną i... kolokwialnie rzecz ujmując, robić za jelenia, to czemu ktoś miałby mi w tym przeszkadzać?

Czy jestem zwolenniczką emancypacji kobiet? Ależ skądże! Przede wszystkim nie uważam naszego (kobiet) gatunku za tak upośledzony, by trzeba było specjalnych praw, aby te różnice jakoś wyrównać, czy też zatrzeć. Feministka to osoba, która wierzy w społeczną, prawną i ekonomiczną równość płci. I o ile co do dwóch ostatnich zgadzam się w całości, to z pierwszą mam pewien kłopot. Równouprawnienie społeczne  polega na tym, że każdy może (jeśli ma potrzebę i ochotę) objąć dowolną rolę społeczną, a to jest właściwie nierealne, bo przecież nie jesteśmy tacy sami. Kobiety i mężczyźni są zupełnie inni jeśli chodzi o budowę, nawyki, zachowanie, reakcje, możliwości, predyspozycje, preferencje, role społeczne i towarzyskie.
Kilka przykładów. Gdy kobieta wchodzi do męskiej ubikacji, jest to oczywista pomyłka, natomiast mężczyzna dopuszczający się tego czynu lubieżnego, to przecież zwyczajny zboczeniec! Gdy białogłowa stając we własnej obronie uderzy mężczyznę, jest postrzegana, jako odważna - facet w odwrotnej sytuacji to bydlak i zwyrodnialec! Kiedy kobiecie zdarzy się pocałować znienacka mężczyznę, czy też spojrzeć w kierunku jego części intymnych, to flirt i niezależność, w odwrotnym przypadku - molestowanie seksualne!

Z moich obserwacji wynika ponadto, iż postawa Zosi Samosi przeszkadza, lub też może przeszkadzać, w relacjach damsko-męskich. Z dwóch względów. Po pierwsze dlatego, że mężczyzna potrzebuje przede wszystkim wdzięczności i podziwu, więc trudno mu znieść, że kobieta może coś bardziej, więcej i lepiej, bo on w takiej relacji czuje się niepotrzebny i niedowartościowany. Po drugie zaś... ta kobieta zaczyna z czasem nim gardzić. A na tym nie da się budować zdrowej relacji. Spodnie w związku nosiłam długo. Za długo. Teraz czas na... kobiece fatałaszki.

Nie jestem feministką i nie chcę nią być. Lubię gdy mężczyzna otwiera mi drzwi, lubię gdy przepuszcza mnie przodem, lubię gdy wstaje od stołu, kiedy ja do niego siadam, lubię gdy wie, że w restauracji to ja powinnam siedzieć w miejscu, które umożliwia widok całej sali, lubię gdy zdejmuje okulary przeciwsłoneczne rozmawiając ze mną, lubię gdy... traktuje mnie, jak damę, którą jestem.

18 komentarzy:

  1. Większość moich rówieśniczek to Zosie Samosie. Takie pokolenie. Wojna wybiła mężczyzn i nasze mamy musiały dawać sobie radę same. Tego nauczyła mnie moja mama a ja teraz muszę cierpieć. A może to nie przez wojnę tylko nasze beznadziejne decyzje, żeby wszystko samej.
    Mój bardzo cierpi, kiedy widzi mnie ciężko pracującą. Dlatego oszczędzam mu tego i sprzątam (i nie tylko) wtedy kiedy nie ma go w domu. Ale on niestety DOMATOR.
    Nie wiem czy feministki naprawdę chciałyby równości płci. Dla mnie to jakaś abstrakcja przynajmniej do czasu kiedy mężczyźni nie zaczną rodzić i karmić dzieci.
    pozdrawiam
    Wala57

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jestem pewna, czy musisz... Może po prostu chcesz, by odciążyć bliskich, albo myślisz, iż oni nie zrobią tego tak dobrze, jak Ty?
      Wiem, jak to jest, bo sama taka byłam. Nawet chełpiłam się tym, że mogę, umiem i potrafię sama. Nie rozumiałam koleżanek, które pytały z niedowierzaniem - "Po co wychodzisz przed szereg? Pozwól zrobić to innym." Już nie dam się wmanewrować, w taką rolę. Takim mam przynajmniej plan. :-)

      Feministki walczą o utopię, moim skromnym zdaniem, bo to nie jest po prostu możliwe.

      Pozdrawiam Cię serdecznie!

      Usuń
  2. Zosia Samosia to znakomity materiał na gosposię, ale nie na żonę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, czy jestem jeszcze zainteresowana byciem żoną, ale gosposią zdecydowanie nie! Zostałam stworzona do celów wyższych. ;-)

      Usuń
  3. Po co mi kobieta, która na każdym kroku udowadnia, że mnie do niczego nie potrzebuję? Chyba, że potrzebuję gospodyni domowej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otóż to... Tylko dlaczego trzy dekady musiały upłynąć zanim to pojęłam?

      Usuń
  4. Witaj
    Trafiłam tutaj jakiś czas temu, czytam uważnie i analizuję powoli. To o czym teraz napisałaś dotarło do mnie(miesiąc temu), szkoda tylko, że musiałam tak żyć może i większą połowę życia. Mając taką świadomość, nie wiem czy mam siłę by to zmienić, czy sama do tego dojrzałam. Ciebie mimo, że nie znam, podziwiam. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marsza, lepiej późno niż wcale! :-)

      Dziękuję za ciepłe słowa i również pozdrawiam. :-)

      Usuń
  5. Jestem na etapie "oduczania się" Zosiosamosiowatości :-) Pozdrawiam
    Martyna

    OdpowiedzUsuń
  6. "Nie jestem feministką i nie chcę nią być. Lubię gdy mężczyzna otwiera mi drzwi, lubię gdy przepuszcza mnie przodem, lubię gdy wstaje od stołu, kiedy ja do niego siadam, lubię gdy wie, że w restauracji to ja powinnam siedzieć w miejscu, które umożliwia widok całej sali, lubię gdy zdejmuje okulary przeciwsłoneczne rozmawiając ze mną, lubię gdy... traktuje mnie, jak damę, którą jestem."
    To czy ktoś jest damą, czy nie, oceniają chyba inni. To raz. Dwa, przytoczyłem cały ten cytat, bo dowodzi on jednej rzeczy; jak bardzo kult kobiet panujący w Polsce ujemnie wpływa na morale tychże. Pragnę powiedzieć, że ja tych wszystkich rzeczy akurat nie lubię robić, bo źle się z tym czuję i nie życzę sobie żeby jakieś średniowieczne normy wyznaczały mi podrzędną rolę damskiego służącego. Oczekuję od kobiet równości w każdej dziedzinie, także obyczajowej, bo nie ma żadnego powodu, żeby savoir-vivre nie ewoluował w tą stronę. Martwi mnie tylko, że dzieje się to zbyt wolno. Powiem wprost, mężczyzna który lubi robić powyższe rzeczy i jest jeszcze z siebie dumny jest żałosny. Jak można tak się poniżać, przed drugim człowiekiem, który w niczym nie jest lepszy czy doskonalszy. Także jak najbardziej jestem za tym, żeby kobiety stawały się bardziej samodzielne i mniej roszczeniowe. Mężczyzna to partner, równorzędny, nie podwładny, czy służący, nie tragarz, ani nie odźwierny. Jeżeli Pani korzysta z rzeczy, które feminizm dla Pani wywalczył, a nie wątpię, że tak właśnie jest - jest Pani feministką. Chciałbym, żeby mężczyźni dali w końcu do zrozumienia paniom, że życie towarzyskie nie kręci się wokół nich i dla nich - mniej byłoby tego typu wpisów. Pozdrawiam Mirek Jędras

    OdpowiedzUsuń
  7. "Oczekuję od kobiet równości w każdej dziedzinie". Nierealistyczne oczekiwania rodzą rozczarowania, zawody, urazy i żal...

    Równi jesteśmy przez Bogiem. I chyba tylko przed Nim.

    Dziękuję Panu za odwiedziny. I... pomimo wszystko zapraszam. :-)

    OdpowiedzUsuń
  8. Myślę, że mimo wszystko, jest to możliwe, gdyby mężczyźni potrafili być bardziej solidarni i ze zwierzęcą skrupulatnością zaczęli egzekwować identyczne traktowanie. Skoro na Zachodzie to się udało, to czemu nie u nas...? W każdym razie ja czuję się gorszy od kobiet, właśnie ze względu na sv i trzeba wreszcie zacząć zmieniać ten skostniały system obciążający niemal wyłącznie mężczyzn.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zwierzęca skrupulatność w egzekwowaniu czegokolwiek od drugiego człowieka? Hm... na tym chcesz budować relacje? Może być trudno, bo nacisk rodzi opór. Zazwyczaj.

      Może warto zadać sobie pytanie, dlaczego czujesz się gorszy?

      Usuń
  9. Dlatego, że nie odpowiada mi bycie niższym w hierarchii, nawet w sensie wyłącznie formalnym i to z powodu płci! Ale ma Pani rację, na pewno wizja utraty przywilejów wynikających z niby dobrego wychowania jest zmorą współczesnych kobiet, które chciałby "zjeść ciastko i mieć ciastko". Ten artykuł, najlepszym tego dowodem.

    OdpowiedzUsuń
  10. No a co jeśli kompletnie nie ma na kogo scedować obowiązków? Albo wszystko sama, albo totalna ruina. Są typy facetów wygodnickich hub, którzy bezwstydnie migają się od jakiejkolwiek odpowiedzialności i wysiłku. Wiem, bo miałam okazję z jednym stracić ładnych parę lat. Dziś dochodzę do wniosku, Że rolą kobiety nie jest wychowywać sobie faceta, bo to nie dziecko. Powinien wiedzieć, co do niego należy sam. A jak nie wie, to niech spada.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację. Czasami się nie da. Szczególnie, jeśli jesteś sama (nie mylić z samotna!). Co do nieogarniętych facetów... Czasami warto wpierw porozmawiać i powiedzieć, czego oczekujesz, bo oni z rzadka się domyślają. ;-) Jeśli jednak to nie przynosi efektów, nie warto marnować zdrowia.

      Usuń