czwartek, 11 czerwca 2020

W rozkwicie

Od czasu, gdy postanowiłam wykorzystać Facebooka do promowania mojej działalności zawodowej, pogodziłam się z mediami społecznościowymi. Nie żeby od razu zakładać konta na Instagramie, Twitterze, YouTubie czy innej platformie, ale na tyle, by logować się tam regularnie, i być w kontakcie z potencjalnymi klientami. Trzeba iść z duchem czasu. Nawet jak się jest panią pod czterdziestkę.

Specyfika FB jest taka, że stronę, fanpage, profil zawodowy podpina się pod konto osobiste. A to powoduje, że jak się do aplikacji loguję, na tablicy wyświetlają mi się również informacje o moich tzw. Znajomych, mniej bądź bardziej znajomych. I dziś, przed chwilą, pojawił mi się film promujący najnowszy model samochodu jednej z wiodących marek samochodów, w którym udział wzięła była wieloletnia narzeczona mojego byłego szwagra, wraz ze swoim obecnym mężem, synkiem i jeszcze nienarodzonym dzieckiem w brzuchu. Ależ pięknie wyglądała. Okazuje się, że po rozstaniu z moim byłym szwagrem rozkwitła. Nie od razu, bo kilka lat upłynęło, ale wydaje się być szczęśliwą, dojrzałą, spełnioną, pełną życia i pasji, piękną kobietą. I jakoś tak ciepło mi się na sercu zrobiło, że i jej się udało.

The Gift of Fall - Leonid Afremov
Nie mam dużego doświadczenia w związkach z różnymi mężczyznami. Na palcach jednej ręki mogę policzyć moich wszystkich partnerów, łącznie z tym z siódmej klasy podstawówki, co mu raz buziaka dałam, i tym z czwartej, co o moim istnieniu nie wiedział, jak wypisywałam na ławkach szkolnych jego imię w sercu. Wiem jednak, że przy odpowiednim mężczyźnie, świat naprawdę jest inny, a życie pełniejsze. Mam na myśli człowieka, który wspiera, motywuje, dodaje otuchy, popycha do przodu, pozwala rozwinąć skrzydła. Kocha i dba o mój rozwój. Szkopuł w tym, że różnicę dostrzec można dopiero po zmianie, jak już mam jakiś punkt odniesienia, jak mogę porównać i ocenić.
W każdym związku, w którym byłam, czułam się szczęśliwa i kochana. Przynajmniej przez jakiś czas. Dopiero z perspektywy czasu dostrzegam kolosalną przepaść we wzajemnym dopasowaniu się, a raczej... niedopasowaniu. Dopiero dziś doświadczam, jak to jest gdy ktoś przedkłada moje dobro nad własny interes. Gdy czyjeś słowo i obecność pomaga przenosić góry. Te góry nadal przenoszę ja, nikt mnie nie wyręcza, ale też nie o to chodzi. Miłość to nie uczucie, to akt woli - zamiar i działanie. 

Ze smutkiem obserwuję dysproporcje w związkach. Gdy jedna osoba wyraźnie góruje, nadaje ton, wiedzie prym, i jest permanentnie tłamszona, ciągnięta w dół przez tę drugą. A fakt ów dostrzegam wyraźnie, bo sama tego doświadczyłam. Najgorsze jest to, że zazwyczaj po kilku latach związek i tak się rozpada, ale zawczasu nic nie da się zrobić. Jedynie biernie obserwować, bo nawet szczera rozmowa nie pomoże. Zaślepienie trwa i trwać będzie dopóki nie wydarzy się coś, co przeleje szalę goryczy. A czasami nawet i to nie pomoże.
W moim otoczeniu są przynajmniej dwie kobiety, które zasługują na więcej. Widzę, że mogłyby żyć pełniej i szczęśliwiej, gdyby tylko u ich boku stał ktoś inny. Tyle tylko, że to 'tylko' nie jest wcale tylko.