Prawie dokładnie rok temu powstał mój blog. Rozpoczęłam go postem Po co mi to całe... blogowanie? i wówczas myślałam, że to Czytelnik mógł będzie skorzystać z mojego piśmiennictwa bardziej, niż ja sama. Z czasem okazało się jednak, że byłam w błędzie. Prowadzenie bloga i pisanie układają mi myśli w głowie, motywują do dalszej pracy nad własnym rozwojem, do coraz lepszego poznawania siebie, do stawania się z dnia na dzień, lepszą wersją samej siebie (taką mam przynajmniej nadzieję i do tego aspiruję). No i tu pojawił się pewien problem. Problem w postaci sumienia, a raczej jego wyrzutów, powodowanych przez coraz większą świadomość intencji własnego postępowania, myśli, zachowań i postaw, a co za tym idzie, zdolność do wzięcia odpowiedzialności za moralność tychże. Im bardziej siebie znam, tym bardziej sumienie nie pozwala mi na jakieś działania lub zaniechania. A skoro wszem i wobec ogłaszam (piszę i mówię), że uczciwość - szczególnie wobec siebie - jest dla mnie jedną z ważniejszych wartości w życiu, to i niczym dziwnym nie jest, że to powoduje we mnie pewien dyskomfort. A przynajmniej czasami.
Podobno spokój sumienia jest najwyższym rodzajem szczęścia. Brzmi to sensownie i logicznie, ale w stwierdzeniu tym czai się pewna pułapka. Bo żeby ten spokój osiągnąć, czasem trzeba działać wbrew swoim największym lękom i strachom, wbrew potrzebom i żądzom, wbrew zachciankom i widzimisię, a to bywa trudne i bolesne, wymaga poświęcenia i rezygnacji z samowoli. Czasami wolimy nie słyszeć, co mówi i na co wskazuje nasze sumienie, gdyż przeszkadza nam to radośnie i ochoczo korzystać z wad charakteru. Pan Bóg dał ludziom wolną wolę, ale czy również prawo do uprawiania samowoli? Wierzę, że każdy człowiek ma w sobie Bożą Iskrę, Pierwiastek Boskości, więc skoro sumienie wypływa z wnętrza człowieka, to może jest to głos samego Boga? Może skoro staramy się je wyciszać, zabieramy sobie możliwość obcowania z Nim? "Uspokoimy przed Nim nasze serce. A jeśli nasze serce oskarża nas, to Bóg jest większy od naszego serca i zna wszystko" (1 J 3, 19-20).
W mojej opinii, jest tylko jeden pewny sprawdzian czystości sumienia - efekty, czy też owoce moich czynów. A owocować znaczy dojrzewać, przechodzić z jednego poziomu rozwoju na drugi, przełamywać własne bariery, wychodzić poza strefę komfortu, nawet gdy powoduje to dyskomfort, nawet, jak generuje cierpienie.
No i po co mi było całe to blogowanie?!
No nie wiem... to co Ty nazywasz Pierwiastkiem Boskości ja nazwałabym "prawem moralnym we mnie" . To prawo, według mnie, jest warunkiem niezbędnym dla biologicznego przetrwania ludzkości.
OdpowiedzUsuńto byłam ja ateistka Wala57
Czy do biologicznego przetrwania ludzkości niezbędna jest na przykład moja wstrzemięźliwość seksualna, albo brak wewnętrznego przyzwolenia sobie na pobłażanie i oszukiwanie?
UsuńBóg, to "tylko" słowo. Zamiast tego konkretnie możesz wstawić Matka Natura, Ład Kosmiczny, Pachamama, bądź inne. Chodzi mi po prostu o Siłę Większą, niż człowiek.
To byłam ja - Pelagia. ;-)
W takim razie wstawiam Matka Natura ;)
Usuńpozdrawiam
Wala57
:-)Dokładnie! To, w co jesteś w stanie uwierzyć. Wiara (nie mylić z religią) naprawdę czyni cuda.
UsuńSerdeczności, Wala57. :-)
To ja życzę "owocnego dojrzewania" i serdecznie pozdrawiam :-)
OdpowiedzUsuńMartyna
I vice versa! :-)
UsuńDokładnie, tego Tobie, sobie i wszystkim życzę :-)
UsuńDziękuję.
Martyna
Napisano w pewnej mądrej książce, że prawda nas wyzwoli - zgadza się, ale to nie znaczy automatycznie, że nas uszczęśliwi.
OdpowiedzUsuńPisz dalej. :-)
Wyzwoli... hm... ciekawe od czego, bo mnie na razie osacza! ;-)
UsuńDziękuję za odwiedziny.
Dobra robota – kontynuuj. :-)
OdpowiedzUsuńDziękuję! Tylko... gdzie mnie to doprowadzi, i czy będzie mi się podobać? :-)
UsuńDoką ciebie doprowadzi? Do nikąd. Raczej da innym materiał do autorefleksji. Myślę, że jesteś mocno zamknięta na realny systematyczny kontakt i twoje przemyślenia mają charakter czysto intelektualny, ale pomimo to są bardzo cenne dla innych.
OdpowiedzUsuńDla Ciebie - trzeba wyjść do ludzi w realu. Zwykłych ludzi. Nie tylko warsztaty z guru typu Meszuge. Wiem, że czasem praca zawodowa, okoliczności mogą hamować, ale jeśli są takie możliwości warto udzielać się w realu. Dawać i brać w realu. Ktoś kto daje w realu daje więcej niż tysiąc blogów razem wziętych.
Skąd wysnułe(a)ś wniosek, że nie robię nic w realu?
UsuńPoza tym... w żadnych warsztatach - może niestety - udziału nie brałam. :-(