czwartek, 17 września 2015

O mój Boże! Mam nawrót!

Leki z grupy selektywnych inhibitorów zwrotnego wychwytu serotoniny (SSRI) potocznie zwane antydepresantami, przyjmowałam w życiu (w procesie leczenia farmakologicznego i psychoterapeutycznego jednocześnie) trzykrotnie. Wiedziałam więc, że by uniknąć wystąpienia poważnych, przykrych, a czasami wręcz zagrażających życiu objawów, nie należy odstawiać ich zbyt szybko. Tylko że... ja jestem raptusem i zrobiłam to w tempie przyspieszonym. Bardzo przyspieszonym. Oczywiście skonsultowałam mój pomysł z lekarzem, bo w życiu nie zrealizowałabym go sama, ale to wcale nie zdejmuje z moich barków odpowiedzialności za taki wybór. Skróciłam ten okres z kilku tygodni do... kilku dni (stara, a głupia!). Jaki jest tego rezultat? Wróciły mi bardzo nieprzyjemne dolegliwości, których powody mogą być dwa. Zespół odstawienny, czyli w przypadku leków z grupy SSRI tak zwany zespół dyskontynuacji, albo nawrót depresji. Pierwszy występuje na skutek gwałtownego odstawienia, bądź zredukowania dawki leku. Wówczas reakcja organizmu pojawia się błyskawicznie. Już w ciągu 24-72 h od ostatniej dawki leku wracają (lub z różnym nasileniem mogą wrócić) wszystkie objawy choroby: zaburzenia emocjonalne, płaczliwość, lęki, niepokój, drażliwość, bezsenność, zaburzenia żołądkowo-jelitowe, drżenia mięśniowe oraz objawy grypopodobne takie, jak bóle mięśni i osłabienie. Charakterystyczne jest jednak, że nie nasilają się, a słabną z czasem. Natomiast nawrót depresji rozwija się raczej tygodniami i w odwrotny sposób - od mniej uciążliwych objawów, po te bardziej dokuczliwe. Nie mniej depresja jest chorobą, na którą pożywką jest strach, lęk i stres, one ją po prostu napędzają, więc snucie ponurych wizji, pisanie czarnych scenariuszy i rojenia na temat koszmarnych konsekwencji objawów, które w tym momencie władają moim ciałem i moim umysłem, a które "radośnie" i "ochoczo" uprawiam, zdecydowanie nie jest wskazane.

Zdroworozsądkowo staram się nie dowierzać projekcjom, które tworzy mój mózg - To znowu depresja! Ratuj się kto może! Mam też cały czas na uwadze to, że moja głowa może mnie oszukiwać, więc zaczęłam robić to, na czym się znam - analizować. W tym wypadku fakty i okoliczności. Zaczęłam się zastanawiać, z czego może wynikać mój obecny stan, czego potrzebuję, a w efekcie, jak sobie pomóc? A fakty są takie: rzeczywistość się nie zmieniła, problemów/spraw do załatwienia mi raczej nie przybyło, w pracy - bez większych zmian, w relacjach damsko-męskich - bez zmian, w finansach - bez zmian. Zmieniła się pogoda, pora roku i... na skutek odstawienia leków chemia w mózgu. A ta, po jakimś czasie (oby niedługim!), sama powinna wrócić do równowagi. Możliwe, że dozgonnie muszą brać antydepresanty ludzie, u których depresja jest endogenna (pochodząca "z wewnątrz" organizmu, biologiczna), natomiast moja była wyraźnie egzogenna, wynikała z konkretnej sytuacji, konkretnych wydarzeń.

Jakie są zatem wyniki mojej autoanalizy? Ja się "tylko" boję powrotu depresji. Że znowu zawładnie moim życiem, że pojawi się nie wiadomo skąd. Coś jak... i nawet nie wiem, jak znalazłem się w knajpie (żeby od tematyki bloga nie odbiegać zbytnio). Trudno mi w obecnym stanie psychofizycznym przyjąć do wiadomości i zaakceptować, że to, co było do poukładania - ułożyłam, że nie ma powodu, by choroba wróciła. Więc... boję się. Wskakuję w stare buty, gdy czuję zapach suszonych prawdziwków z kuchni, gdy na dworze jest zimno i ciemno, gdy muszę się mobilizować, by robić to, co do tej pory robiłam z przyjemnością, gdy nie bawi mnie (jak dotychczas) czytanie, odpoczywanie, zakupy, rozmowy. Przypominają mi się nerwicowo-depresyjne czasy i wraca lęk przed tym, co było. A raczej przed tym, czego już nigdy nie życzyłabym sobie doświadczyć. Gdy łykałam leki byłam "oficjalnie" chora. Nawet, gdy mi się pogarszało, WIEDZIAŁAM, że się poprawi. Teraz... "oficjalnie" chora już nie jestem, a więc i wymówek nie mam. Gorsze samopoczucie automatycznie interpretuję - O mój Boże! Mam nawrót! - a przecież... nie mam! Chyba... Choć, jak będę się nakręcać, to zdecydowanie zwiększam swoje szanse "powodzenia".

Dlaczego godzę się na to cierpienie? Dlaczego próbuję pomimo lęku, bólu i cierpienia? Bo ja chcę być obecna w swoim życiu. Bez środków zmieniających świadomość. A przynajmniej tak długo, jak będzie to tylko możliwie. Jeśli wspólnie z lekarzem poweźmiemy decyzję, iż powrót do leczenia jest mniejszym złem - trudno, przełknę tę gorzką pigułkę. Ostatecznie ważne są intencje. A moje są takie, że ja nie chcę łykać tych leków, ale nie chcę też zrobić sobie krzywdy. Nie chcę, by za dwa miesiące okazało się, że w wyniku jakichś tam okoliczności wdepnęłam raz jeszcze w to g... i pomimo dwuletniej farmakoterapii od początku będę się przyzwyczajać do lekarstw (w moim przypadku to proces około 2 miesięcy), bo nie dam rady bez nich. Unikanie cierpienia? Tak. Ale raczej przyszłego i długotrwałego, niż obecnego. Choć teraz czuję się źle. Obiektywnie, bez jakiegoś szczególnego użalania się. Wiem, że na wyciągnięcie ręki mam znieczulacz i gdyby w życiu chodziło mi o krótkotrwałe zyski, a nie długofalowe efekty moje pragnienie szybkiej ulgi wzięłoby górę. Tylko... czy to już by nie zakrawało na lekomanię? Nie chcę takiej etykietki. Nie godzę się na nią. 

Początkowo chciałam opublikować ten post dopiero, jak sytuacja się wyklaruje i z prawdopodobieństwem bliskim pewności, zarówno na poziomie odczuć i myśli, będę mogła orzec, co jest/było przyczyną mojego stanu, ale... nie po to robię, co robię, by na końcu okazało się, że jestem obłudną hipokrytką, która pisze, jak to jest wspaniale, kiedy... czasami wcale nie jest.

10 komentarzy:

  1. Witam serdecznie.
    Od dłuższego czasu czytam Twojego bloga i DZIĘKUJĘ, że go prowadzisz. Niewiarygodne jak potrafisz ująć w słowa to co właśnie ja podobnie w danym czasie przeżywam, co myślę co czuję... Przez to jak piszesz i co piszesz ja bardziej rozumiem siebie. Super i szacunek. Życzę wszystkiego dobrego. Edyta

    OdpowiedzUsuń
  2. Najważniejsze jest chyba to, co napisałaś na samym początku: lekarz przystał na takie działanie, zaaprobował je. A to oznacza, że NIE MUSISZ mieć nawrotu. I jeśli w twoim życiu nie wydarzyła się ostatnio jakaś tragedia, to też nie ma powodu, żeby depresja wróciła. Nie wywołuj wilka z lasu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie będę wywoływała wilka z lasu, to coś jak: nie będę wyobrażać sobie wielkiego żółtego ptaka z Ulicy Sezamkowej. Przecież od razu widzę to... cudo.

      Wiem, że nie ma powodu, by depresja wróciła, ale... moja głowa podpowiada mi coś innego."Widzi" zagrożenie.

      Usuń
  3. Czytam Cię od dawna i choć w moim życiu nie miałam nigdy do czynienia z alkoholizmem, to wiele z Twoich artykułów bardzo mi pomogło. Dziś chcę powiedzieć, że trzymam za Ciebie kciuki i życzę Ci szybkiego wyjścia z tego krótkotrwałego kryzysu.

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej.
    Zupełnie przypadkiem znalazłam twoj wpis jak szukalam informacji o "zespole dyskontynuacji". I przechodze przez to samo. Ok 3 tyg temu odstawilam leki i jak na zawołanie, zawroty głowy, płaczliwość bla bla bla.......ale najwazniejsze to ten straszny lęk że to znowu nadchodzi, ze mnie zmiażdzy i zniszczy.....powiedz, jak to się u ciebie potoczyło? Rozeszło się po kościach czy faktycznie wrócilo.....:(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wróciło, niestety. Natomiast każdy człowiek jest inny. Warto byś była pod opieką lekarza i postępowała według jego zaleceń i wskazówek. Czasami samowolą można sobie zrobić dużą krzywdę.

      Trzymam za Ciebie kciuki i życzę powodzenia! :-)

      Usuń
  5. Witam,niestety doswiadczylam zespołu dyskontynuacji po 5 latach zażywania antydepresantow....powiem szczerze że nigdy w życiu nie spotkało mnie nic gorszego ...mimo że odstawialam je bardzo powoli ...pół roku ,doznałam uczucia porównywalnego z okresem żałoby po kimś,trwalo to 3tygodnie ,po czym zaczeli mnie szpikowac kolejnym specyfikiem....już mam dosc i zakonczylam po 3 miesiącach ...jestem 3dzień bez lekow...boje się...bo zaczyna się chyba to samo co ostatnio...dziś żałuję że siegłam po antydepresant,to na pozór poprawia komfort życia....teraz zbieram plony:-(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A czy kuracja farmakologiczna była poparta psychoterapią?
      Wiesz... jeśli się czegoś boisz, to nakręcasz spiralę strachu. Może jesień nie jest najlepszym momentem na odstawianie leków, co?

      Usuń