Ostatnio rozważałam kwestię dobra i zła, a raczej... czynów - w mojej opinii - moralnie czystych lub niedopuszczalnych. Dziś sobie myślę, że wówczas podświadomie szukałam usprawiedliwienia samej siebie, więc od razu na myśl mi przyszedł przeczytany czas jakiś temu taki oto tekst:
"Gdyby nie Judasz... a bez Niego nic się nie stało, co się stało - czytamy w Prologu do Ewangelii wg Św. Jana. Oczywiście chodziło w nim o Słowo, ale cytowany fragment tekstu wyrwany z kontekstu w ten właśnie sposób , przywodzi mi czasami na myśl... Judasza. Czy bez niego stałoby się to, co się stało, co stać się musiało? Podły, zły, łotr, zdrajca czy człowiek nieszczęśliwy, który musiał odegrać przewidzianą dla niego rolę, bo po prostu taką do niego przewidziano, zaplanowano? Kto był reżyserem, a kto tylko odtwórcą jednej z ról?"*
I wszystko byłoby w porządku, bo wciąż uważam, że jest w nim dużo sensu i logiki, tyle tylko, że ja go sobie zinterpretowałam w wygodny dla mnie, to jest usprawiedliwiający moje zachowanie, sposób. Mój wywód logiczny brzmiał mniej więcej następująco: skoro Pan Bóg nad wszystkim panuje, skoro wszystko już zaplanował, skoro każdemu z nas przydzielił jakieś funkcje i zadania do wykonania, a my, ludzie jesteśmy jedynie narzędziami w Jego rękach, to jakie ma znaczenie mój w tym wszystkim udział? Skoro nawet Judasz - zdrajca Jezusa Chrystusa - nie powinien być postrzegany jednoznacznie źle (wszak... on to dla nas ludzi i naszego zbawienia... zdradził Syna Bożego, przez co Ten mógł umrzeć i zmartwychwstać), to co dopiero z moim postępowaniem? Skoro z czegoś moralnie nagannego może wyniknąć coś dobrego, to skąd mam wiedzieć, czy w rezultacie czynię dobro, czy zło? Skoro to, że dziś postrzegam coś w jakiś sposób, nie oznacza wcale, iż historia z perspektywy czasu nie oceni tego dokładnie odwrotnie, to po co mam się obwiniać, bić w pierś i żałować? Skoro nie znam ani przyszłości, ani alternatywnych wizji przeszłości, to skąd mam wiedzieć, czy coś było/jest błędem, czy nie?
Hm... ładnie zrzuciłam ze swoich barków odpowiedzialność, co? Poszłam nawet krok dalej, gdyż wpadłam na pomysł, że moje czyny, a raczej ich rezultaty można ocenić tylko po owocach, a te z kolei będę mogła poznać tylko i wyłącznie ex post. Oczywiście do tego wszystkiego nikt nie ma prawa mnie i mojego systemu wartości oceniać (łączenie z samą sobą!), bo jak można orzec, czy coś jest dobre, czy złe, skoro jeszcze nie znam owoców? Hm...
Na szczęście wówczas z odsieczą przyszła Dobra Dusza i w końcu zrozumiałam, że moralnie czyste może być co najwyżej poczucie krzywdy, ale poczucie winy zdecydowanie nie. Że bardzo wiele zależy od ziarna, które sieję, bo może i kiedyś okaże się, że to, co postrzegałam za dobre przyniosło kruchy plon, a to, co złe - obfity, jednak najważniejsze są moje prawdziwe intencje, najważniejsze bym mogła stanąć z uniesioną głową przed lustrem i z szacunkiem spojrzeć w oczy osobie stojącej po drugiej stronie... Zagadka została rozwiązana...
A Ty, co siejesz na co dzień?
---
Meszuge, "Przebudzenie. Droga do świadomego życia", Wyd. IPS, 2014, str. 143
Dobre i głębokie. Dziękuję.
OdpowiedzUsuńDziękuję.
UsuńProszę mi wybaczyć, ale kluczem do wszystkiego jest wolna wola, która jest największym darem, który otrzymaliśmy od Pana w ramach stworzenia na Jego podobieństwo. Zatem nawet Judasz, który ją miał, który jako uczeń widział cuda i któremu Jezus powiedział w twarz, że to on go zdradzi, mógł postąpić inaczej. Wybrał inaczej, bo mu nie zaufał.
OdpowiedzUsuńDyskutować można zatem raczej o tym, dlaczego wybrał właśnie kogoś takiego, skoro wiedział...ale to już grubszy kaliber.
Zatem podsumowując, chyba lepiej świadomie siać dobre ziarno, bo z tego będziemy rozliczani, a nie kombinować ze złym, że może cośtam, cośtam...
Napisałaś: "któremu Jezus powiedział w twarz, że to on go zdradzi, mógł postąpić inaczej" - wierzysz w to? Wierzysz, że już po tym, jak Jezus powiedział Judaszowi w twarz, że to on Go zdradzi, Judasz mógł wybrać inaczej? I tym samym zrobić z Jezusa kłamcę? Albo nieudolnego przepowiadacza przyszłości?
UsuńPodoba mi się ostatnie zdanie - " co siejesz na co dzień ".
OdpowiedzUsuńZawsze myślałam, że sieje dobro. Starałam się być miła, pomocna uczynna i życzliwa. Nawet gdy ludzie tego nie odwzajemniali. Pomagałam im wbrew swojej woli i mimo, że mi mogło to zaszkodzić. I teraz się zastanawiam gdzie jest prawdziwe dobro? Dbanie o siebie czy o innego kosztem siebie? Przepraszam, że trochę nie na temat ale jakoś tak wpadło mi to do głowy.
Dobro jest tam, gdzie dbasz o kogoś, ale nie masz poczucia straty, nie poświęcasz się, bo tak właśnie chcesz. Podobnie, jak z miłością i przyjaźnią, o których pisałam tu:http://pelagiam.blogspot.com/2015/12/o-miosci-i-przyjazni.html
UsuńDzięki wielkie. Jakoś ten wpis mi umknął :)
Usuń