niedziela, 29 grudnia 2019

Nowonarodzona

Zdjęcie: Izabelu PhotoPassion, www.izabelu.com
Dwa tygodnie temu wróciłam z zimowych wakacji, i po raz pierwszy w moim życiu nastąpiło zderzenie z rzeczywistością pourlopową. Z przedświątecznym zgiełkiem, reklamami pięknych par z telefonami w ręku, olśniewających modelek z perfumami największych domów mody, i wyścigiem Kowalskich i Nowaków - po nowy telewizor, pralkę, suszarkę i inne koniecznie nowe sprzęty domowe. Podczas międzylądowania w Londynie, na widok ubranego drzewka choinkowego aż mnie wzdrygnęło. A zaznaczam, iż uwielbiam Święta Bożego Narodzenia. Pewnym novum było dla mnie, że nie marzyłam o nocy we własnym łóżku, powrotem do pracy, a nawet przytulasami z moim domowym pupilem. Zwyczajnie czułam niedosyt i wielką niechęć przed skokiem w przedświąteczny zgiełk zakupów (prezenty nabyłam na szczęście przed urlopem), sprzątania, gotowania i urabiania się po pachy. Musiałam cały dzień słuchać świątecznych przebojów, by wprowadzić się w odpowiedni klimat i zacząć powolutku odczuwać magię świąt. Co sprawiło, że zaszły we mnie tak ogromne zmiany? Jak zwykle to bywa - splot okoliczności, osób, miejsc i (raczej) niepowtarzalnego klimatu. Ale od początku...

Zdjęcie: Izabelu PhotoPassion, www.izabelu.com
Lubię towarzystwo mężczyzn, mamy zazwyczaj dobre relacje. Lubię z nimi przebywać i pracować. Z różnych względów, ale też dlatego, że jako atrakcyjna kobieta potrafię ich ociupinkę owinąć wokół palca, a tym samym zmotywować do zrobienia tego, czego potrzebuję. Oczywiście nie chodzi o jakieś wielkie rzeczy, czy dopuszczanie się jakichś świństw. Chodzi o drobnostki, które umilają i ułatwiają życie. Kolega w biurze chętniej i szybciej rozwiąże jakiś problem, ktoś tam zaparzy kawę, jeszcze inny przeniesie ciężki karton, a kolejny pomoże w sytuacji kryzysowej z łańcuchem od roweru lub pękniętą dętką. Po prostu potrafię być czarująca i to wykorzystać. To jednak ma drugą stronę medalu - z kobietami nie idzie mi już tak łatwo. One zwyczajnie nie ulegają moim wdziękom i gorzej znoszą kokieterię, a czasami są po prostu zazdrosne. Pewnym wyzwaniem były więc zimowe marokańskie wakacje w towarzystwie dziewięciu kobiet, z których dobrze znałam jedną, drugą tylko z widzenia, a pozostałej siódemki wcale. Choć obaw było wiele, zdecydowałam się na tę wycieczkę i to z kilku powodów. Po pierwsze - Afryka jest dla mnie na tyle egzotyczna, że nie wybrałabym się tam sama, a w planie był nocleg pod gołym niebem na piaskach Sahary. Po drugie - uwielbiam poznawać i obserwować nowych ludzi i kultury. Po trzecie - nic nie ładuje akumulatorów tak dobrze, jak słońce i ciepło w listopadzie lub grudniu. Po czwarte - pociągała mnie różnorodność uczestniczek (dwie babeczki z Norwegii, jedna spod Paryża, pięć z Trójmiasta i jedna z Torunia oraz Warszawy). Po piąte - bo mogłam. Poza tym ostatnio zainteresowałam się kobietami, ich rolami w społeczeństwie, historii, relacjami damsko - damskimi. Temat ten przewijał się co jakiś czas - to u przyjaciół w AA, a to na kwakierskich spotkaniach. Niektóre koleżanki zachwalały udział w kobiecych kręgach wsparcia i innych przedsięwzięciach przedstawicielek Wenus na tym najpiękniejszym ze światów. Wpadłam też ostatnio na książki traktujące o kobietach ("A co wyście myślały? Spotkania z kobietami z mazowieckich wsi", "Z nienawiści do kobiet" i "Kobiety z bloku 10. Eksperymenty medyczne w Auschwitz") i temat mnie zaciekawił. A że wierzę, że nic nie dzieje się z przypadku, więc łapię każdą okazję, by się czegoś dowiedzieć, nauczyć, doświadczyć. Również o sobie.

Zdjęcie: Izabelu PhotoPassion, www.izabelu.com
Było rewelacyjnie! Nie mogę napisać, że wszystkie dziewczyny pokochałam, a nasze przyjaźnie będą trwać latami, bo byłoby to nieszczere, ale uczciwie muszę przyznać, że uczestniczkami wycieczki były kobiety szczególne i nieprzeciętne. Kto na dwa tygodnie przed Świętami Bożego Narodzenia wybiera się w babską podróż po całym Maroku? Przecież nie Matka Polka, kura domowa, czy kobieta, której życie opiera się na dzieciach i mężu oraz kłopotach szkolnych. Nie chciałabym nikogo obrazić, czy umniejszyć powyższymi słowami - każdy żyje, jak chce - ja zwyczajnie stwierdzam fakt. Moje refleksje dotyczą więc bardzo szczególnej próby kobiet: wyzwolonych, nowoczesnych, świadomych i inteligentnych, w większości spełnionych zawodowo, również w macierzyństwie i związku, ale nie tym zniewolonych. W każdym razie - tak rozemocjonowana nie byłam dawno. Rozmowy do późnych godzin nocnych, śmiech, trochę łez, kontakt z naturą, zatykające dech w piersi widoki. 

Zdjęcie: Izabelu PhotoPassion, www.izabelu.com
Maroko jest cudowne! To był najlepszy urlop w moim życiu. Ba! Najlepsze dni życia w ogóle! Nie wiedziałam, że można aż tak odpocząć. Czuję wielki niedosyt i na pewno tam wrócę. Na bezkresną Saharę z pyszną herbatą, harirą i taiżinem serwowanymi przez Nomadów przy blasku księżyca w akompaniamencie przepięknych dźwięków gitary Ibrahima (zaznaczam, iż jestem z tych niecierpiących szant i muzyki biesiadnej). Na cudowny zachód słońca z wierzchołka Erg Chigagi. Do gwarnego Marrakeszu i średniowiecznego Fez, które udało się tylko liznąć. Do relaksującego hammamu i masażu złotem Maroka. Do niebotycznie słodkiej herbaty, restauracji, w których można zjeść za grosze, a nawet do bułki z mięsem z ulicznego wózka, gdzie nikt nie słyszał o wkładaniu rękawiczek i myciu rąk. Podarować mogę jedynie Chefchaouen, które piękne, bo całe w błękicie i bardzo polecam, ale wystarczy zobaczyć jeden raz. Poza tym zostało jeszcze tyle nieodkrytego! Choćby ocean, Palmerie i... ja. Są miejsca, gdzie żyje się inaczej. Wolniej. I nie chodzi mi tylko o czas, również o wolność. Takie jest Maroko. Inshallah jeszcze je zobaczę. 

Zdjęcie: Izabelu PhotoPassion, www.izabelu.com
A jeśli chodzi o tematykę bloga, udało mi się zaobserwować, że demonstrowanie pewności siebie może być pokłosiem wielkich kompleksów, że blizny nabyte w dzieciństwie mają bezpośrednie przełożenie na dorosłe życie, że wbrew ogólnemu przekonaniu nie każdy powinien być rodzicem, że bywa, iż kobiety poświęcają się rodzinie później oczekując poklasku lub przynajmniej wdzięczności i rewanżu, że każdy człowiek ma jakąś ciemniejszą stronę i tajemnicę (czasami Poliszynela), jakieś swoje demony i lęki, nawet jeśli obrazek prezentowany na zewnątrz wygląda wzorowo, że posługiwanie się odmiennym językiem może alienować, a wręcz umniejszać inteligencji, że krytyka nie zawsze ma formę komunikatu 'ty', że niektórzy potrzebują permanentnych zagłuszaczy rzeczywistości (telefonu, telewizora), że kobiety nawet na pustyni potrzebują wyglądać pięknie, że życie to transakcja wymienna nawet jeśli chcielibyśmy udawać, że jest inaczej. Ale przede wszystkim, że grupa kobiet może stanowić wspaniałe lustro, w którego odbiciu zobaczę siebie. Niekoniecznie tak piękną, jak bym chciała, trochę popapraną, z pogmatwanym życiem i relacjami, ale prawdziwą. Nauczyłam się, że przekraczanie granicy komfortu i własnych możliwości buduje, że stać mnie na więcej niż może mi się wydawać, że rzeczywistość jest neutralna, a moje myśli i oczekiwania kreują samopoczucie, że z dystansu kilku tysięcy kilometrów można uważniej przyjrzeć się własnemu życiu, potrzebom, że mam mnóstwo szczęścia i powodów do wdzięczności.

Zdjęcie: Izabelu PhotoPassion, www.izabelu.com
Moja koleżanka mawia, że nie musi ze mną rozmawiać, by dostrzec, czy w moim życiu dzieje się dobrze, czy źle. To proste - chudnę w stresie, okrągleję w dobrobycie. Słyszałam też, że kobiety nie tyją, a zwiększają erotyczną powierzchnię ciała, więc śmiało mogę powiedzieć, że moja jest całkiem pokaźna. :-) O ducha zadbałam, teraz czas na ciało, więc prezentem na 2020 r. będzie roczny karnet na zajęcia sportowe. 







***

I tego tobie, Szanowny Czytelniku, życzę na nowy rok. Zdrowego ciała i ducha. Oraz pieniędzy. ;-)

Serdeczności
Pelagia M.