Asertywność to cecha zdecydowanie pożądana i świadcząca o zdrowiu psychicznym człowieka. Gdyby spojrzeć na zachowania ludzkie, jak na prostą wiodącą od minus nieskończoności do plus nieskończoności, a asertywność umieścić w miejscu zera, to po jej lewej stronie znalazłyby się zachowania uległe, po prawej zaś agresywne.
Zachowania uległe prezentuje tak zwany człowiek bez "nie". W obawie przed odrzuceniem, w wyniku lęku, poczucia niższości - gdy odmówię nie będą mnie lubili, nie będą mnie chcieli - przystaje na wszystko, a czasem wręcz "wychodzi przed szereg" zanim jeszcze go o to poproszą, chociaż naprawdę zupełnie nie chce. Myśli, że jego uczucia się nie liczą, nic nie znaczą. Stawia się w roli ofiary hodując urazy i poczucie krzywdy oraz żalu.
Znakomitym remedium na taką postawę jest zbudowanie podwalin, twardych fundamentów, systemu poczucia własnej wartości, to jest poznanie własnych mocnych i słabych stron. Wówczas człowiek staje się zdolny do otwartego wyrażania swoich opinii i potrzeb, respektując uczucia, prawa oraz dobra innych, czyli asertywny. Asertywność to "nie" dla kogoś, to umiejętność odmowy, gdy ten ingeruje w mój czas, moje plany, narusza moje granice, ale również, asertywność to "tak" dla mnie, dla własnego czasu, własnych potrzeb i uczuć.
Dwa lata temu, na jakichś tam zajęciach psychoterapii współuzależnienia, mieliśmy napisać, jakie zachowania nas charakteryzują, czy potrafimy być asertywni, czy nie. Tamta ja nie miała kontaktu z rzeczywistością, nie chciała i nie umiała dostrzec, jak jest naprawdę. Wiedziałam, jakie zachowania są pożądane, jaka chciałam być, ale nie jaka byłam, więc napisałam, iż owszem, potrafię być asertywna i zazwyczaj jestem, a jeśli przejawiam jakieś inne cechy, to bliższe mi są zachowania agresora, bo przecież nie ofiary! Przecież ja zawsze mam rację, bo niby kto inny?
Hm... ciekawe tylko, dlaczego godziłam się prawie na wszystko? Zdarza się po prostu, że jedna osoba prezentuje zarówno postawy człowieka bez "nie", jak agresywne, ale do asertywności jest jej jednakowo daleko.
Zachowania uległe prezentuje tak zwany człowiek bez "nie". W obawie przed odrzuceniem, w wyniku lęku, poczucia niższości - gdy odmówię nie będą mnie lubili, nie będą mnie chcieli - przystaje na wszystko, a czasem wręcz "wychodzi przed szereg" zanim jeszcze go o to poproszą, chociaż naprawdę zupełnie nie chce. Myśli, że jego uczucia się nie liczą, nic nie znaczą. Stawia się w roli ofiary hodując urazy i poczucie krzywdy oraz żalu.
Znakomitym remedium na taką postawę jest zbudowanie podwalin, twardych fundamentów, systemu poczucia własnej wartości, to jest poznanie własnych mocnych i słabych stron. Wówczas człowiek staje się zdolny do otwartego wyrażania swoich opinii i potrzeb, respektując uczucia, prawa oraz dobra innych, czyli asertywny. Asertywność to "nie" dla kogoś, to umiejętność odmowy, gdy ten ingeruje w mój czas, moje plany, narusza moje granice, ale również, asertywność to "tak" dla mnie, dla własnego czasu, własnych potrzeb i uczuć.
Dwa lata temu, na jakichś tam zajęciach psychoterapii współuzależnienia, mieliśmy napisać, jakie zachowania nas charakteryzują, czy potrafimy być asertywni, czy nie. Tamta ja nie miała kontaktu z rzeczywistością, nie chciała i nie umiała dostrzec, jak jest naprawdę. Wiedziałam, jakie zachowania są pożądane, jaka chciałam być, ale nie jaka byłam, więc napisałam, iż owszem, potrafię być asertywna i zazwyczaj jestem, a jeśli przejawiam jakieś inne cechy, to bliższe mi są zachowania agresora, bo przecież nie ofiary! Przecież ja zawsze mam rację, bo niby kto inny?
Hm... ciekawe tylko, dlaczego godziłam się prawie na wszystko? Zdarza się po prostu, że jedna osoba prezentuje zarówno postawy człowieka bez "nie", jak agresywne, ale do asertywności jest jej jednakowo daleko.
O ile rozróżnienie postawy asertywnej od uległej jest dość łatwe do uchwycenia, tak odróżnienie jej od agresywnej nie jest już tak jednoznaczne. Bywa, że asertywność jest (błędnie) utożsamiana właśnie z bezwzględnością, czy wręcz egoizmem. Nic bardziej mylnego. "Egoista kieruje się w życiu (wyborach, decyzjach, postępowaniu) jedynie własnym interesem i postępuje w taki sposób, że przynosi to, albo może przynieść, szkodę bliźnim;".* Wszystko wie najlepiej, a jego potrzeby i ich realizacja jest najważniejsza, bez względu na okoliczności - ma przecież prawo!
Jestem wzrokowcem. Jeśli czegoś nie zobaczę, trudniej mi pojąć, zrozumieć. W tym celu i na własny użytek ukułam krótkie rozróżnienie, uproszczone definicje tego, co (moim zdaniem) składa się na zachowania egoistyczne, a co na asertywne. Otóż:
- realizowanie własnych potrzeb generujące (ewentualnie) urazę innych to asertywność
- realizowanie własnych potrzeb generujące (nawet jeśli "tylko" potencjalnie) krzywdę innych to egoizm
- realizowanie własnych potrzeb generujące (nawet jeśli "tylko" potencjalnie) krzywdę innych to egoizm
Można wysnuć wnioski, iż granica między asertywnością, a leży mniej więcej tam, gdzie między urazą, a krzywdą. Przy czym na cele moich rozważań zakładam, że uraza to krzywda urojona najczęściej wynikająca z nierealistycznych oczekiwań lub błędnych ocen, a krzywda, to działanie, bądź zaniechanie, które realnie wyrządziło komuś niezasłużoną szkodę. Zatem jedyną niewiadomą, którą muszę odkryć, jest rozróżnienie tego, co jest krzywdą, a co urazą, za co odpowiadam, na co mam wpływ, a na co jednak nie.
Moje "nie" na nadgodziny w pracy (gdy nie są absolutnie niezbędne) może spowodować, że zwierzchnik będzie się czuł urażony odmową, natomiast zaniedbywanie obowiązków służbowych może już wyrządzić mu realną szkodę, w jakimś zakresie uszczuplić jego dobra. Przy czym w kwestii rozróżniania, co krzywdą jest, a co "tylko" urazą drugiego człowieka, warto się jeszcze z kimś skonsultować, bo wewnętrzny adwokat w mojej głowie nie śpi, a ja nie mam prawa decydować, co ktoś inny może czuć na skutek moich działań, bądź zaniechań.
Moje "nie" na nadgodziny w pracy (gdy nie są absolutnie niezbędne) może spowodować, że zwierzchnik będzie się czuł urażony odmową, natomiast zaniedbywanie obowiązków służbowych może już wyrządzić mu realną szkodę, w jakimś zakresie uszczuplić jego dobra. Przy czym w kwestii rozróżniania, co krzywdą jest, a co "tylko" urazą drugiego człowieka, warto się jeszcze z kimś skonsultować, bo wewnętrzny adwokat w mojej głowie nie śpi, a ja nie mam prawa decydować, co ktoś inny może czuć na skutek moich działań, bądź zaniechań.
Czasami, na szczęście coraz rzadziej, miewam problemy z byciem asertywną. Jeszcze zdarza mi się mieć wyrzuty sumienia, jak komuś czegoś odmówię, jeśli nie mam na to ochoty, albo czasu, i zazwyczaj później zmagam się z myślami, że może mogłam, że może nie powinnam była odmawiać? Czasami zdarza mi się rozładować gniew na kimś, kto na mnie coś próbuje wymusić. Ostatecznie czuję się źle, gdy się nie zgadzam i źle, kiedy się godzę. Zaczęłam się nad tym zastanawiać, i wyszło mi, że moje rozterki wynikają z wzajemności lub z poczucia odpowiedzialności za coś lub kogoś. Jeśli ktoś dla mnie coś kiedyś zrobił, nawet gdyby to było bezinteresownie, to ja czuję się w obowiązku, by dla niego również coś zrobić. A jak nie mam na to ochoty, możliwości, umiejętności, czasu... to później miewam wyrzuty sumienia. Poza tym jest jeszcze jedna kwestia, prośby zazwyczaj spełniam, żądania z przekory nie.
--
* Meszuge, "12 Kroków od dna. Sponsorowanie", Wyd. WAM, 2015, str. 90
- realizowanie własnych potrzeb generujące (ewentualnie) urazę innych to asertywność
OdpowiedzUsuń- realizowanie własnych potrzeb generujące (nawet jeśli "tylko" potencjalnie) krzywdę innych to egoizm
Kapitalne to twoje rozróżnienie, muszę sobie zapisać i przyswoić.
Cieszę się. :-)
UsuńWarto zrozumieć, że postawa asertywna nie jest najlepsza, bo tak! Są sytuacje, w których zdecydowanie bardziej pożądana jest właśnie inna postawa.
OdpowiedzUsuńTak. Szczególnie, jeśli w grę wchodzi miłość bliźniego.
Usuń