Mam kolegę. On twierdzi, że jest ateistą, ja bym powiedziała raczej, że agnostykiem, ale w zasadzie w tym momencie to nie jest ważne. Dawno temu, zanim jeszcze nawet nie roiło mi się, że kiedyś zmienię poglądy, usłyszałam od niego coś, co zasiało niepokój w moim sercu i mojej głowie. Szczególnie, że wówczas byłam dość gorliwą katoliczką i wątpić w jedyną, właściwą i słuszną drogę do Boga głoszoną przez Kościół katolicki, nawet nie śmiałam. I to pomimo faktu, że pewne rzeczy bardzo mi się już wówczas nie podobały. Robert zadał mi pytanie, czy jeśli wierzyć w to, że człowiek może otrzymać życie wieczne tylko za sprawą czynnego uczestnictwa w Kościele katolickim, to, czy Bóg Jedyny byłby tak okrutny, by uzależnić Zbawienie od szerokości, czy długości geograficznej, w której się rodzimy? Przecież w zdecydowanej większości przypadków ludzie wyznają wiarę swoich przodków, nasiąkają nią, przyjmują dogmaty, a dopiero jakaś dziura w bruku, jakiś kryzys osobowości może zmotywować ich do zmiany poglądów, przekonań, czy wierzeń. Jakie szanse ma noworodek urodzony w Egipcie, Indiach, Mongolii, Chinach, czy Nepalu stać się katolikiem?
Oczywiście, z miejsca chciałam kolegę skontrować, ale tylko nabrałam wody w usta, bo i co miałam powiedzieć? Miał przecież rację. A Bóg, w którego wierzyłam i wierzę nadal jest sprawiedliwy i miłosierny... więc jak to możliwe?
Splot pewnych okoliczności - moja osobista dziura w bruku - oraz wewnętrzny opór do niektórych kwestii głoszonych przez Kościół, wykluczyły u mnie bycie dobrą katoliczką i spowodowały, iż moje drogi z nim się rozeszły. Oczywiście nie mam tu na myśli apostazji - Boże broń. Zresztą... kto wie, co będzie kiedyś? Należę do osób, które nie lubią półśrodków, połowiczności i nieuczciwości wobec kogokolwiek, nawet samej siebie. Jeśli coś robię, to na 100%, najlepiej, jak potrafię, albo... w ogóle. Nie mogę już i nijak nie potrafię być dobrą katoliczką, to jest uczestniczyć we wspólnocie zjednoczonej nie tylko wiarą, ale również kultem, obrzędowością i organizacją. Za to głęboko ufam, iż wszyscy ludzie są wezwani do miłości, nadziei, wiary i życia duchowego oraz pełnienia woli Bożej.
Czego może chcieć ode mnie Bóg? Jaki ma wobec mnie plan? Jaka jest Jego wola? Jestem chrześcijanką, zatem wskazówek, zaleceń, czy zasad powinnam szukać w Jego przykazaniach, a zwłaszcza w przykazaniu miłości Boga
i bliźniego oraz w Dekalogu.
Staram się wypełniać przykazanie miłości. Wierzę, że Bóg ma wobec mnie jakiś plan. Dokładnie tak samo, jak wobec każdego innego człowieka. Coś od Niego otrzymałam i co dzień dokładam starań, by to wykorzystywać dla wspólnego dobra. A jak jest z pozostałymi... zaleceniami? "Choćby ktoś przestrzegał całego Prawa, a przestąpiłby jedno tylko przykazanie, ponosi winę za wszystkie. Ten bowiem, który powiedział: Nie cudzołóż!, powiedział także: Nie zabijaj! Jeżeli więc nie popełniasz cudzołóstwa, jednak dopuszczasz się zabójstwa, jesteś przestępcą wobec Prawa." (Jk 2, 10-11) Czy udaje mi się wykonywać je wszystkie? "Chcesz zaś zrozumieć, nierozumny człowieku, że wiara bez uczynków jest bezowocna?" (Jk 2, 20)
"Michał Anioł w Kaplicy Sykstyńskiej genialnie przedstawił stworzenie Adama - Bóg wyciąga rękę w stronę Adama, a Adam w stronę Boga, a pomiędzy ich palcami jest niewielka przerwa. Palec Adama jest zgięty i aby dotknąć Boga, Adam musiałby go wyprostować. I tak właśnie jest - palec Boga jest tuż obok nas, a w nim jest ukryte wszystko, czego Bóg chce dla nas i co jest w stanie dla nas zrobić. Człowiek musi tylko wykonać ten ruch. Inaczej nic się nie stanie. To jest obszar ludzkiej wolności, która jest wstępnym warunkiem wiary, spotkania z Bogiem. To brzmi jak jakieś teoretyczne rozważania, ale każdy z nas naprawdę musi się głęboko zastanowić, czy jest wolny, bo to nie jest wcale takie oczywiste." (bp Grzegorz Ryś, "Wiara z lewej prawej i Bożej strony").
Wiara bez uczynków jest bezowocna... Człowiek musi wykonać jakiś ruch... Czyli ja muszę coś ZROBIĆ, a nie tylko nad tym dumać, powierzać, myśleć. Zrobić!
Owszem, przyznaję, iż Bóg stawia mi wysokie wymagania, ale kto powiedział, że będzie łatwo?
cdn...
Bóg jest wszechmocny? A czy może stworzyć kamień tak ciężki, że nie będzie go mógł podnieść?
OdpowiedzUsuńPewnie może, ale po co? :-)
UsuńJeśli mowa o kamieniu, to przypomina mi się od razu wskrzeszenie Łazarza. Czy Jezus mógł sam odsunąć kamień "grobowca", w którym Łazarza pochowano? Oczywiście, że mógł! Po prostu zostawił ludziom, co ludzkie, a sobie, co Boskie.
Nieważne, po co... Jeśli nie może podnieść kamienia (bo za ciężki dla Niego), to nie jest wszechmocny.
UsuńKlasyczna antymonia... ot co.
Usuńanty... co? To jakieś wyzwisko? Chcesz mnie obrazić?
UsuńOj... psikusy klawiatury, a może palców po niej się ślizgających. :-) Oczywiście o antynomię mi chodziło.
UsuńZastanawiam się nad wolną wolą człowieka... Wychodzi mi na to, że człowiek może robić, co chce, ale nie może chcieć, co chce.
OdpowiedzUsuńA jak chce wypełniać wolę Boga?
UsuńŻyj, odkrywaj, doświadczaj - taka jest wola boża. Po to się jego iskra połączyła z materią, by się mógł rozwijać w najlepszym do tego miejscu. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Autorkę fantastycznego bloga. Dziękuję, że mogę go czytać. Katka
Pięknie napisane!
UsuńJa również pozdrawiam i dziękuję za komplement. :-)
Według mnie należy rozróżnić wiarę w Boga i wiarę w "kościół". Na opinie, przykazy, nakazy, pouczenia, zasady głoszone przez kościół, zawsze nakładajcie swój filtr rozumowania i sumienia. Ksiądz może się mylić, nawet biblia może się mylić, a sumienie osoby wierzącej, nigdy.
OdpowiedzUsuńGdyby przyjąć, że Biblia to słowo o Bogu, a nie słowo Boga, można by spojrzeć na całość w zupełnie innym świetle.
Usuń