piątek, 15 marca 2019

Póki życia, póty nadziei

Stało się. Przeprowadziłam się. Do własnego, przepięknego mieszkania. Wymarzonego. Wyczekanego. Wychodzonego. Wyremontowanego zgodnie z upodobaniami i poczuciem estetyki. Jeszcze kilku rzeczy brakuje, ale to już samiutka końcówka. Wcześniej rozmyślałam, co napiszę w pierwszym poście zza nowego biurka w gabinecie. Że na pewno coś wzniosłego, przemyślanego, natchnionego. Takiego, że hej! Że powstanie literackie cacuszko na miarę, no przynajmniej Pulitzera jakiegoś. W końcu w takim entourage nie mogło być inaczej. 

Kolejny raz okazało się, że wyobrażenia zderzyły się z rzeczywistością, niczym mucha z samochodem na autostradzie. Bo nic innego nie ciśnie mi się na usta (w zasadzie palce), niż krótka anegdota o nowej sąsiadce z piętra niżej, która w tydzień zdążyła mi złożyć dwie wizyty osobiste i zadała sporo trudu, by odnaleźć mój profil na fejsbuku i napisać wiadomość. Okazuje się, Szanowni Czytelnicy, że pomimo wzmocnionej posadzki, specjalnego kleju, który musiałam zakupić i grubej, drewnianej podłogi oraz mięciutkich kapci* na stopach, robię taki hałas chodząc "z pięty" - zarówno w dzień, w nocy, jak i w weekend, kiedy byłam w innym mieście - że ona nie może funkcjonować, że dudni jej sufit i wszystko drży, a słyszy nawet przez zatyczki do uszu i przy włączonej głośno muzyce. Że wiertarki udarowe przy moim użytkowaniu mieszkania to nic. I że powinnam rozważyć wyprowadzkę na wieś, skoro nie potrafię się dostosować do sąsiadów. I tu przypomniała mi się anegdota, którą usłyszałam podczas tego weekendu poza domem, kiedy mój chód było słychać z ponad pięciuset kilometrów. Była sobie grupa chorych osób. Wszystkim podano na tacy lekarstwo, które mogło ich uchronić przez śmiercią. Jedna nie wzięła i miała pretensje do reszty, że zażyli.

Podejrzewam, że historia z sąsiadką będzie miała dalszy ciąg. Nie napawa mnie to specjalnie optymizmem, ale może się czegoś o sobie lub innych dowiem? Poza tym nic nie jest w stanie zaburzyć wszechogarniającego poczucia szczęścia i wdzięczności, które mnie wypełniają dzięki spełnionemu marzeniu. Było 7 lat chudych w moim życiu, przyszedł czas na 7 tłustych. Gdy 4 lata temu mój mąż się wyprowadzał, przez myśl mi nie przeszło, że za niedługo będę w takim punkcie życia, jak obecnie. Póki życia, póty nadziei. 




---
* Żeby było jasne. Nie wyglądają tak:

16 komentarzy:

  1. Świat jest pełen takich... no... nie będę się wyrażał. Może jest chora na coś psychicznego?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może ma zwyczajnie gorszy czas w życiu. A może to stan permanentny...

      Usuń
  2. Gratuluję nowego domu! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Baby są jakieś dziwne - pająk za głośno mlaszcze, a mysz typie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sma bardzo lubię ciszę i spokój. Ale nie biegnę w wypiekmi na policzkach do sąsida, który nuci przy przysznicu. :-)

      Usuń
  4. Są ludzie, którym absolutnie wszystko u bliźnich przeszkadza. Kłopot to będziesz miała, jak się babsko będzie dalej czepiać.

    OdpowiedzUsuń
  5. Gratulacje z okazji nowego locum! :) Durnej sąsiadce poradź, żeby wzywała policję - może oni jej przetłumaczą, że ma problem sama ze sobą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiedziała, że tak sprawy nie zostawi, więc pewnie będzie składać reklamacje do dewelopera.

      Usuń
  6. Najpierw grzecznie i spokojnie, a jak się nie da, to groźby i zastraszanie. Ostatecznie możesz też złożyć skargę o nękanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To już naprawdę w ostateczności. Nie przewiduję aż takich kłopotów. Pożyjemy, zobaczymy. Bez demonizowania.

      Usuń
  7. Jak dobrze mieć spokojnych, życzliwych sąsiadów. Upierdliwy potrafią zatruć życie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda. Nawet jak się ma do sytuacji zdrowe podejście, to dla dobra wspólnoty gdzieś w tyle głowy znajduje się myśl - chodzić delikatnie, nie wstawać z łóżka przed 5, odkurzać w weekendy koło 9. :-)

      Usuń
  8. Zakaz odkurzania w niedziele! To Polska!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie to nie dotyczy. Jestem kwakierką, więc każdy dzień jest święty. Ale... zaraz, zaraz... czy ja w takim układzie nie powinnam w ogóle zaniechać odkurzania? ;-)

      Usuń