piątek, 16 października 2015

Uciekaj albo walcz!


Mam świadomość, iż ostatnimi czasy moje blogowe wpisy mniej dotyczą rozwoju osobistego, a bardziej kwestii nerwicowo - depresyjnych i z góry przepraszam Czytelników znudzonych, ale... już tak mam, że myśli moje zaprząta to, co się dookoła mnie dzieje. Zatem skoro raz jeszcze zostało mi dane - ku pamięci! - doświadczyć tych wszystkich dolegliwości (wszystko w życiu ma cel...), łącznie z napadami paniki i całym arsenałem doznań psychosomatycznych w trakcie, postanowiłam zająć się i tym tematem. 

Ewolucja wykształciła w organizmie człowieka szereg automatycznych reakcji. Na przykład, gdy nasz mózg zidentyfikuje jakieś niepokojące informacje płynące ze środowiska, w ułamku sekundy je analizuje. Jeśli wyniki wskazują, że sytuacja jest niegroźna, pobudzenie organizmu nie zwiększa się i stopniowo wycisza, natomiast jeśli ciało migdałowate "wykryje" zagrożenie życia, wówczas uruchamia mechanizmy przygotowujące do wzmożonego wysiłku - uciekaj, albo walcz. Do krwiobiegu "wstrzyknięte" zostają hormony stresu – kortyzol, adrenalina i noradrenalina - a te z kolei powodują szereg w sumie bardzo nieprzyjemnych doznań fizycznych i uczuć. Co konkretnie się dzieje? Ano... pojawia się szybszy oddech celem lepszego dotlenienia mięśni, co można interpretować, jako duszności, jak gdyby brakowało powietrza, a to tylko przyspiesza oddychanie. Zwiększa się ilość uderzeń serca, by krew szybciej dostarczała organizmowi niezbędnych substancji. Mięśnie napinają się i drżą, są gotowe do sprintu. Następuje odpływ krwi z kończyn i skóry do organów zabezpieczających funkcje życiowe, stąd poczucie zimnych stóp i dłoni oraz blada skóra. Występuje pocenie się i uderzenia gorąca - w ten sposób organizm chłodzi się przygotowując do wzmożonego wysiłku. Źrenice rozszerzają się, by szybciej rozpoznać zagrożenie. Organizm próbuje pozbyć się zbędnego balastu w postaci wcześniej przyjętych pokarmów i napojów. Żołądek zaciska się, a metabolizm przyspiesza, by wyposażyć nas w dodatkową energię. Zmysły uwrażliwiają się, a umysł jest silnie skoncentrowany wokół zagrożenia.

Ogólnie rzecz ujmując reakcja stresowa sprawia, że nie jesteśmy w stanie spać, trawić, jeść, że o prokreacji nie wspomnę.  Co ważne - jest ona zupełnie naturalna i niegroźna. Do momentu, kiedy nie wpadniemy w pętlę strachu, czyli lek przed napadami lęku, bowiem ów mechanizm zakorzeniony jest w nas bardzo głęboko i funkcjonuje poza nasza kontrolą. Jeżeli sytuacja zagrożenia jest realna, jeżeli rzeczywiście naszemu życiu zagraża niebezpieczeństwo, wybieramy jedną z opcji - uciekaj, albo walcz. Wówczas następuje wysiłek, który rozładowuje zgromadzone napięcie, a organizm wraca do równowagi. Co się natomiast dzieje, kiedy przeciwnika brakuje? Kiedy żadne żądne krwi zwierzę nie rzuca się nam do gardła (no... chyba, że własnego szefa można za takie stworzenie uznać...)? Co się dzieje, kiedy zagrożenie istnieje tylko i wyłącznie w naszej głowie? Ano... rozluźnienie nie następuje. A przynajmniej nie do momentu, w którym organizm posiada zasoby "paliwa". Te na szczęście się jednak kiedyś kończą, więc człowiek pada z wycieńczenia. I tak... do następnego razu... W ten sposób powstaje nerwica. Strach przed kolejnym atakiem paniki powala, przytłacza i paraliżuje. A to tylko napędza rozwój choroby.

Co wówczas robi chory? Klasyfikuje ten stan, jako nieuchronnie zbliżający się zawał serca i zgon, raka mózgu, chorobę wściekłych krów lub inne (dowolne!) schorzenie. Rozpoznaje we własnym ciele wszelkie istniejące na świecie objawy. A jeśli dodatkowo jest na tyle nieroztropny, by swoje dolegliwości wpisać w wyszukiwarkę internetową, to... jest bardzo źle. Taki człowiek robi wszelkie badania, na które dostanie skierowanie. Udaje się do specjalistów takich, jak neurolog, kardiolog, endokrynolog, ginekolog, onkolog i wszystkich innych, do których się dostanie. Coś mu przecież jest! Musi być! Nie wymyślił sobie tego! Aż w końcu przychodzi taki moment, w którym zostaje już tylko... psycholog i psychiatra. To jest jego szansa.

Zainteresowanych tym tematem odsyłam do książki "Pokonałem nerwicę. Historia mojego zmagania" Grzegorza Szaffera. Autor w przystępny sposób opisuje wyżej wymienione zjawiska, jak również, a może przede wszystkim, sposoby sobie z nimi radzenia.

6 komentarzy:

  1. Zrozumienie mechanizmu jest ważne, ale jak wpływa na rozwiązanie problemu? Czy to rozwiązanie przyśpiesza?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że tak. Jeśli wiem, jakie reakcje zachodzą w moim organizmie, jeśli uświadomię sobie, że są naturalne i niegroźne (pomimo sygnałów ostrzegawczych, które produkuje mózg i tych wszystkich nieprzyjemnych uczuć i doznań), to powolutku przestaję się ich bać, a w rezultacie jestem w stanie poluźnić pętlę strachu. Im bardziej się boję, tym silniej ciało migdałowate pobudza organizm do ucieczki, albo walki i pętla się zacieśnia.

      Usuń
  2. Niesamowite jest działanie ludzkiego mózgu. Wprost zadziwiające i nawet dla naukowców w dużej mierze nadal nieodgadnione...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak. Niesamowite i zadziwiające, tylko w tym konkretnym przypadku bardzo nieprzyjemne. Bardzo.

      Dziękuję za odwiedziny. :-)

      Usuń
  3. Dawno nie było takiego artykułu. Bardzo fajny wpis.

    OdpowiedzUsuń