Podróże mogą kształcić, rozwijać, umożliwiać poznawanie ciekawych ludzi i przekraczanie własnych granic. Dzięki podróżom można wyrwać się z codziennej rutyny i zdystansować od codziennych spraw. Ale... jest jeden warunek. Tam gdzie się wybieram przywiozę nie tylko samą siebie, czyli to, co już znam, co widziałam, czego się nauczyłam. Wówczas mam szansę na nowe. Jeśli tylko będę wystarczająco uważna, jeśli wyostrzę zmysły, będę mogła doświadczyć i dostrzec. Podobno z każdej podróży można czerpać radość. Albo, że jeszcze trwa, albo że już się skończyła. Bo czasami się po prostu nie chce. Bo wygodnie jest w tym ciepłym, przytulnym i bezpiecznym... bezruchu.
Oczywiście przenosząc się z jednego miejsca na drugie nie można uciec od samego siebie, a "przed wszystkimi podróżami: w Bieszczady, na Jukatan, do Patagonii, dookoła świata, na biegun północny, południowy, na Księżyc, na Marsa, na Wenus, dokądkolwiek, przed wszystkimi tymi podróżami – jest jedna prawdziwa podróż i absolutna: w głąb siebie." - [Edward Stachura].
Dlatego też, od jakiegoś czasu moje życie to taka właśnie podróż w najskrytsze zakamarki mojej duszy. Każdego dnia wyruszam w drogę. Każdego dnia dźwigam mój bagaż doświadczeń. Każdego dnia pędzę tą neuronową autostradą myśli i uczuć. A gdyby tak… świadomie zwolnić, pozbyć się zbędnego balastu, wywalić to, co już mi nie służy? Przyzwyczajenia, przekonania, schematy zachowań niszczą moją wyobraźnię i kreatywność, zamieniają w rutynę... samo życie. A przecież każdy dzień jest darem. To tylko ludziom wydaje się, że coś im się należy. A może nie ludziom? Może tylko mnie przez czas jakiś tak się wydawało? Zdrowie, pieniądze, relacje, praca, dom, stabilizacja, poczucie harmonii, spełnienia, pogoda ducha…
Co gdyby uznać, iż wszystko, co mam, nie jest tak naprawdę moje, a tylko użyczone mi do korzystania? Czy nie sprawiłoby to, że bardziej doceniałabym i szanowała? Stare przysłowie mówi, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. Chcę coraz więcej, coraz bardziej, coraz pełniej. I tylko czasami zapominam, że posiadanie to również odpowiedzialność. Jeżeli uświadomię sobie, ze stan posiadania wiąże się z odpowiedzialnością, to czy w dalszym ciągu będę chciała? A to tylko odpowiedzialność za rzeczy. A co z odpowiedzialnością za wiedzę, doświadczenie, za... ludzi?
Daleką drogę mam do przejścia. Ale przecież nawet podróż tysiąca mil zaczyna się od jednego kroku... A moim zadaniem jest, by tobołek za bardzo nie ciążył.
Oczywiście przenosząc się z jednego miejsca na drugie nie można uciec od samego siebie, a "przed wszystkimi podróżami: w Bieszczady, na Jukatan, do Patagonii, dookoła świata, na biegun północny, południowy, na Księżyc, na Marsa, na Wenus, dokądkolwiek, przed wszystkimi tymi podróżami – jest jedna prawdziwa podróż i absolutna: w głąb siebie." - [Edward Stachura].
Dlatego też, od jakiegoś czasu moje życie to taka właśnie podróż w najskrytsze zakamarki mojej duszy. Każdego dnia wyruszam w drogę. Każdego dnia dźwigam mój bagaż doświadczeń. Każdego dnia pędzę tą neuronową autostradą myśli i uczuć. A gdyby tak… świadomie zwolnić, pozbyć się zbędnego balastu, wywalić to, co już mi nie służy? Przyzwyczajenia, przekonania, schematy zachowań niszczą moją wyobraźnię i kreatywność, zamieniają w rutynę... samo życie. A przecież każdy dzień jest darem. To tylko ludziom wydaje się, że coś im się należy. A może nie ludziom? Może tylko mnie przez czas jakiś tak się wydawało? Zdrowie, pieniądze, relacje, praca, dom, stabilizacja, poczucie harmonii, spełnienia, pogoda ducha…
Co gdyby uznać, iż wszystko, co mam, nie jest tak naprawdę moje, a tylko użyczone mi do korzystania? Czy nie sprawiłoby to, że bardziej doceniałabym i szanowała? Stare przysłowie mówi, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. Chcę coraz więcej, coraz bardziej, coraz pełniej. I tylko czasami zapominam, że posiadanie to również odpowiedzialność. Jeżeli uświadomię sobie, ze stan posiadania wiąże się z odpowiedzialnością, to czy w dalszym ciągu będę chciała? A to tylko odpowiedzialność za rzeczy. A co z odpowiedzialnością za wiedzę, doświadczenie, za... ludzi?
Daleką drogę mam do przejścia. Ale przecież nawet podróż tysiąca mil zaczyna się od jednego kroku... A moim zadaniem jest, by tobołek za bardzo nie ciążył.
Zasada dobrego marszu? Małe obciążenie! :-)
OdpowiedzUsuńNie, to nie ja, to Remarque.
Cóż za zbieg okoliczności... Właśnie oderwałam się od lektury "Czarnego obelisku".
UsuńMałe obciążenie... tylko jak wywalić to wszystko, co przecież jeszcze kiedyś się przyda? :-)
I'm truly enjoying the design and layout of your site. It's a very
OdpowiedzUsuńeasy on the eyes which makes it much more pleasant for me to come here
and visit more often. Did you hire out a developer to create your theme?
Exceptional work!
It was my idea.
UsuńThank you. :-)