Przez ostatnie dwa lata dojrzałam bardziej, niż kiedykolwiek wydawało mi się, że można. Widzę, czuję, słyszę i dostrzegam więcej, wyraźniej, pełniej. Trudno to nawet opisać słowami...
Na nowo wyrobiłam sobie opinię, zdefiniowałam na własny użytek pojęcia takie, jak miłość, szacunek, akceptacja, Bóg, przyjaźń, odpowiedzialność, uczciwość, relacja, tolerancja... I nawet jeśli nie wszystko już ubrałam w słowa, nie wszystko spisałam, nie wszystko wiem, to pozwalam sobie na to, bo wiem, że rozwój jest przecież nieskończony, że co dzień mogę się nauczyć, dowiedzieć, zasmakować, poznać coś innego i nowego.
Z odrobiną rozbawienia obserwuję męsko-damskie gierki i zakrywki, w których kiedyś brałam udział ochoczo i radośnie. I od razu przypomina mi się jeden z moich ulubionych filmów. Generalnie nie lubię i nie oglądam komedii romantycznych, ale w "Czego pragną kobiety" po pierwsze gra Mel Gibson, a po drugie ścieżka dźwiękowa to kawałki Franka Sinatry, więc... od czasu do czasu do niego wracam. Za każdym razem, kiedy słyszę, czytam, albo rozmawiam z kimś o relacjach damsko-męskich, oczami wyobraźni widzę scenę, w której główni bohaterowie wymyślają hasło reklamowe dla marki Nike dla kobiet i wpadają na: "Nike - no games, just sport"*. Tak sobie myślę, że dobrze byłoby odpuścić te całe gierki, niedomówienia, testowanie i zakamuflowane intencje, bo... szkoda na to czasu. Postawą, fundamentem zdrowego związku jest szczerość i akceptacja drugiego człowieka. Jego wad i zalet, potrzeb, pragnień, zainteresowań, pasji i... fisiów (oczywiście przy założeniu, że powyższe nikogo nie krzywdzą). A związek to przecież tylko jeden z rodzajów relacji łączących ludzi, zaś powyższe można zastosować do wszystkich.
Od zawsze byłam dość pewna siebie. Choć... może lepszym określeniem byłoby zadufana w sobie, bo maskowanie swoich kompleksów (czasami wykreowanych przez perfekcjonizm) fanfaronadą, z wysokim poczuciem własnej wartości mało ma wspólnego. Oczywiście sama przed sobą nie chciałam się do tego przyznać, więc... się stawiałam. Kiedyś pewne sprawy powodowały, że się gniewałam, złościłam, obrażałam, ekscytowałam... na ludzi, albo na Boga. Teraz (pomijając - niestety - niektóre wyjątki), staram się raczej znaleźć to, co łączy, niż dzieli. Staram się nie udowadniać i nie przekonywać. Staram się zrozumieć i uszanować odmienność.
I z tego cieszę się najbardziej, bo pycha... chyba najbardziej oddala od tego, co Najważniejsze.
Wdzięczna jestem za ludzi, którzy każdego dnia stają na mojej drodze i mnie inspirują, bo to w dużej mierze ich zasługa. Od nich się uczyłam, do nich uczę się nadal. Jak widać, chyba wszystko w życiu ma swoje miejsce i czas, bo w przypadki już od jakiegoś czasu nie wierzę. Życie jest takie proste. Wystarczy tylko... zacząć żyć. Dziś. Bo wczoraj jest historią, jutro tajemnicą, a każdego dnia podejmuję decyzje, które mają moc sprawczą, by odmienić całe moje życie.
---
Nike - żadnych gierek , tylko sport.
A co z ambicją? Jesteś ambitna? W jakich dziedzinach życia?
OdpowiedzUsuńJestem ambitna. Czasami mam wrażenie, że nawet zanadto... W jakich dziedzinach? Chyba wszystkich. Mam marzenie, pragnienie, czy potrzebę odniesienia sukcesu zarówno na polu zawodowym, jak osobistym. Kwestia tylko, żeby odpowiednio zdefiniować "sukces". :-)
Usuń