Patrzę wstecz.
Czwartek, 14 marca 2019 r.
Robię zakupy na pierwszy w życiu proszony obiad dla moich rodziców, siostry ze szwagrem i dwóch siostrzeńców. W planie mamy wspólne wakacje we Włoszech i milion innych, codziennych spraw. Pomijając fakt, że mój ojciec jest czynnym alkoholikiem, mamy ułożone życia. Rodzice mieszkają w naszym rodzinnym domu. Siostra z mężem i dziećmi w swoim. Ja, od miesiąca, w moim pięknym M3. Pomijając tatę, wszyscy mamy pracę i cieszymy się dobrym zdrowiem. Dwa miesiące później okazuje się, że moja 41-letnia siostra zachodzi w nieplanowaną ciążę. Po kolejnych dwóch (miesiącach), ojciec w stanie krytycznym łapie się ostatniej deski ratunku i zgłasza do psychologa oraz na wszycie disulfiramu. Życie płynie.
Piątek, 14 lutego 2020 r.
Po cudownej, walentynkowej randce lecę do Wiednia na przygotowawcze Środkowoeuropejskie Zgromadzenie Kwakrów, podczas gdy w Uniwersyteckim Centrum Klinicznym w Gdańsku rodzi się mój trzeci siostrzeniec - Krzyś. Dzień wcześniej zawożę psa pod opiekę rodziców, którzy od czasu gdy tata przestał pić, mają się coraz lepiej. Fizycznie, psychicznie i finansowo. Planując następne wyjazdy, na 30 kwietnia kupuję bilety lotnicze do Paryża, a na 4 maja do Pragi. Później Litomyśl, SPA z przyjaciółką i znowu Sahara. Krzyś rośnie zdrowo. Życie płynie. Tylko gdzieś tam, na końcu świata, jakiś wirus pustoszy Wuhan.
Sobota 14 marca 2020 r.
Minął dokładnie rok od zakupów na proszony obiad. Jestem w domu i czytam esemesa od mamy sprzed trzech dni: Ty przypadkiem nigdzie nie wyjeżdżaj! Z dnia na dzień obudziłam się w innej rzeczywistości, choć świat się nie
zmienił. Mój
pies tak samo radośnie biegnie na spacer i bawi się na wybiegu. Wszystko wygląda tak samo, a jednak jest zupełnie inaczej. Mniejszy ruch na ulicy, mniej ludzi, ogólny niepokój zawieszony w powietrzu. W poniedziałek byłam na spinningu i doradzałam przyjaciółce, by nie odwoływała kwietniowych wakacji w Dubaju, dziś czytam, widzę i obserwuję informacje o zamkniętych granicach, sklepach, restauracjach i innych publicznych miejscach. I temu wtóruję z całych sił. Od tygodnia nie widziałam rodziców, siostry, szwagra i siostrzeńców. I nie zapowiada się, bym mogła ich zobaczyć w najbliższym czasie. Czuję się zdrowa, nie mam żadnych objawów, ale przecież z końcem lutego byłam na koncercie Garou, a tydzień później na Queen Machine. Chodziłam na siłownię, do sklepów, pracy, restauracji. Nie mam pewności, czy nie jestem nosicielem. A ryzykować zarażeniem rodziców, osłabionej po cesarskim cięciu siostry, czy moich trzech kochanych siostrzeńców, nie zamierzam.
Gdyby rok temu, ktoś mi powiedział, że kraj będzie w stanie zagrożenia epidemicznego, mój ojciec nie będzie pił, a wśród moich kochanych siostrzeńców pojawi się nowy Bąbelek, popukałabym się ostro w głowę i założyła o wielkie pieniądze, że to bzdura wierutna. Jaki z tego wniosek? Nie zakładać się! Ale również, a może przede wszystkim, pamiętać, że nic nie jest nam dane na zawsze.
„W każdej chwili wszystko może przydarzyć się każdemu bez najmniejszego powodu”.
OdpowiedzUsuńTo zdanie padło z ust Christophera Reeve'a, gwiazdora amerykańskiego, który kiedyś grał role Supermana, a potem uległ strasznemu w skutkach wypadkowi. Było odpowiedzią na zadane mu przez Larry’ego Kinga pytanie o to, czy nie było mu ciężko „pogodzić się z takim wyrokiem losu”. Reeve odparł, iż wychowano go zgodnie z maksymą, że: „W każdej chwili wszystko...”, wiec jakoś to zniósł. W czym bardzo mu pomogła miłość żony i dzieci…
Polakom, wychowanym w znakomitej większości w wierze katolickiej, trudno pojąć, że rzeczy dzieją się, bo się dzieją.
UsuńDużo pokory nam trzeba. Mnie również.
To kara boska za rozwiązłość, za gender, za LGBT - plaga, którą sami na siebie ściągnęliśmy.
OdpowiedzUsuńTaki żart? Jeśli nie, to... nie sądzę, żebyś miał(a) rację. :-)
UsuńJeśli chcesz rozbawić Pana Boga, to opowiedz Mu o swoich planach.
OdpowiedzUsuńTrudno tak całkiem, bez planów. Czasami wręcz nieekonomicznie.
UsuńZ czasem wszystko wróci do normy, a ci którzy przeżyją, dalej niczego się nie nauczą.
OdpowiedzUsuńA może... zaczną bardziej doceniać życie?
UsuńDzieją się różne rzeczy, bo się dzieją? Jak to? To nie Bóg tak chciał?
OdpowiedzUsuńNiektóre rzeczy się dzieją, bo ludzie do nich doprowadzili.
UsuńNic nie jest nam dane na zawsze - to prawda, której nie rozumiemy. Zgrabna złota myśl. Bon mot. Ale kiedy przychodzi co do czego, pojawia się pytanie: ale dlaczego mnie?!
OdpowiedzUsuńDokładnie tak jest! To zadziwiające. Za każdym razem.
UsuńDobry tekst - do zastanowienia.
OdpowiedzUsuńDziękuję.
UsuńPamiętam z młodości jak ksiądz mówił: bądźcie każdego dnia gotowi na spotkanie z Jezusem.
OdpowiedzUsuńWtedy rozumiałem, że gotowość ta oznacza być wyspowiadanym, chodzić do kościoła, modlić się itp.
Teraz myślę, że jest w tym coś dużo głębszego, że gotowość na śmierć to nie odprawienie odpowiednich obrzędów, lecz ... .. ..
Czy gdybyś teraz dowiedział/a się, że dziś zaśniesz i jutro się nie obudzisz?
Jakie emocje w Tobie powstaną?
Co zrobisz?
Położysz się spać z uśmiechem na twarzy?
Z poczuciem satysfakcji?
Z zadowoleniem z życia?
Może z lekkim żalem, że to już, ale bez strachu? Bez rozpaczy?
Jeśli tak, to to jest dla mnie gotowość "do spotkania z Jezusem".
Myślę podobnie. Niekoniecznie w kwestii "spotkania z Jezusem", a po prostu końca życia.
Usuń