poniedziałek, 18 maja 2015

Istota mojego lęku

 Jak daleko sięgam pamięcią moje życie było wypełnione lękiem. Głównie o to, że umrę, że nie zaznam całego dobrodziejstwa doczesnego życia, że nie przeżyję tego wszystkiego, o czym marzę, czego bym chciała, że rozpadnę się w proch i pył i nic po mnie nie zostanie. Wyobrażałam sobie, czego żałowałabym najbardziej, gdybym umarła właśnie dziś. To zresztą było istotą mojej nerwicy, a przynajmniej jej dwóch pierwszych epizodów - paniczny lęk przed śmiercią. Przyprawiała mnie o mdłości (dosłownie!) myśl, że jak umrę, nie będzie mnie tu - na ziemi - już nigdy. NIGDY. Wymazywałam ją więc z mojej głowy, jak tylko się pojawiała. Oczywiście, jako praktykująca katoliczka obawiałam się również, i to bardzo realnie, o to... ewentualne drugie życie. Czy jest? Jakie jest? Czy dostanę się do Domu Ojca? Czy jestem wystarczająco dobra, godna, posłuszna, cnotliwa? Nie przyszło mi nawet do głowy, że łaska Boska, wiara, zbawienie, nie należą mi się za coś, nie są elementami żadnej transakcji z Bogiem, która określałby, że za odpowiednią liczbę dobrych uczynków wiara i zbawienie mi się należą, a za odpowiednią ilość grzechów nie. Bóg jest przecież całkowicie suwerenny i żaden śmiertelnik nie może Go do niczego zmusić czy zobowiązać. I nie ma znaczenia, że czasami próbujemy to zrobić dobrymi uczynkami. 

Od zawsze też miałam w sobie ambicję, ogromną chęć zostawienia czegoś po sobie na tym świecie. Marzyłam, by  odejść bez żalu, spełniona, ze świadomością, że dałam z siebie wszystko, że żyłam każdym dniem, że zostanie po mnie coś wartego zapamiętania. Pragnęłam żeby ludzie pamiętali, że tu byłam, że żyłam, że kochałam, że potrafiłam kogoś uszczęśliwić, że... że moja obecność tu zrobiła różnicę w czyimś życiu.

Ostatnio odkryłam i trafiało mnie to, jak grom z jasnego nieba, że już nie ma we mnie tego lęku. Pierwszy raz w życiu pomyślałam, że kiedyś umrę i... nic. Zupełnie. Żadne obawy, czy lęki się w związku z tym nie pojawiły. Nie będzie mnie kiedyś, ale jestem dziś. Zatem już dziś staram się być po prostu porządnym człowiekiem. Bo "Niestety ciągle się nam wydaje, że królestwo Boże jest w niebie. Trochę winy za to ponosi św. Mateusz, bo to on zastąpił określenie "królestwo Boże" terminem "królestwo niebieskie" (...), ale to nie oznacza, że ono jest w niebie. Chodziło mu o to samo - o królowanie Boga, a Bóg ma być królem tu, na ziemi. (...) Bóg ustawia ludzkie życie".* "Tak naprawdę w życiu chrześcijanina są dwa pytania, które warto sobie zadawać. Pierwsze: czy kocham Boga i każdego z ludzi po kolei? Drugie: jak mam kochać? Wszystkie inne są pomocnicze."**  A więc kochać i służyć. Oczywiście nie mam tu na myśli nastolatkowych egzaltacji, czy zakochania, tylko... kochanie, bo "Miłość jest aktem woli, a dokładnie - zarówno zamiarem, jak i działaniem."***
Czyżbym zatem podążała w odpowiednim kierunku, realizowała Jego Plan i stąd brak lęku? 

"Dobre uczynki i cnoty wszelakie, wyrzeczenia przeróżne oraz akty poświęcenia latami całymi gromadziłem skrzętnie i zapobiegliwie ze strachu przed Boskim sądem, piekłem i potępieniem. Wierzyłem chyba, że za te ziemskie zasługi zapewnię sobie lepsze miejsce w niebie, być może tego miejsca trochę więcej, może bardziej moje, a może mieszkanie w domu Ojca wygodniejsze, bardziej komfortowe… 
Później odszedłem z mojego Kościoła (na wszelki wypadek niezbyt daleko), dobrowolnie zrezygnowałem z liturgii, obrzędów, sakramentów i ceremonii, zdając sobie sprawę, że w ten sposób tracę (być może) szansę na zbawienie.
Teraz już mogę Bogu i bliźnim służyć bezinteresownie, nie oglądając się na nagrody i nie sprawdzając, co jeszcze muszę zrobić, by zasłużyć na kolejny hektar nieba…"****

"Przebudzenie" Meszuge czytałam już dość dawno temu, jednak dziś, pisząc ten tekst przypomniał mi się powyższy fragment. Gdy przeczytałam go po raz pierwszy pomyślałam - też tak chcę! Dziś nieśmiało mogę przyznać, że chyba tak mam...



* Bp Grzegorz Ryś, "Wiara z lewej prawej i Bożej strony", Wyd. WAM, 2014, str. 160
** Tamże, str. 222
*** Morgan Scott Peck, "Droga rzadziej wędrowana", Wyd. Zysk i S-ka, 2013, str. 113
**** Meszuge, "Przebudzenie. Droga do świadomego życia", Wyd. IPS, 2014, str. 139

4 komentarze:

  1. Czy - odchodząc z tego świata - będziesz żałowała, że za mało oglądałaś telewizję?

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakoś... nie. Ostatnio nawet pomyślałam sobie, że błędem było kupno nowego telewizora jakieś 2 lata temu. Bo stoi teraz i tylko kurz zbiera. Dlaczego nie nabyłam wówczas nowego komputera?! Chyba żyłam w innej czasoprzestrzeni...

    Dziękuję za odwiedziny. :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Każdy chce w życiu zrobić jak najwięcej. Przede mną też dużo wyzwań i mam nadzieję, że uda mi się je zrealizować! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy każdy i zrobić? Nie wiem. Ale Tobie życzę powodzenia. :-)

      Usuń