Maj w pełnej krasie, kasztany kwitną, napięcie związane z maturami wisi w powietrzu, a mi na podstawie ostatnio przeczytanej książki ("Ikowie, ludzie gór" M.C. Turnbull'a*) przyszedł do głowy inny egzamin dojrzałości, wydaje mi się, że dużo ważniejszy niż rozprawka nad "Lalką" Prusa, czy określeniem dziedziny, wartości, czy argumentów funkcji kwadratowej - egzamin z człowieczeństwa dla społeczeństwa.
Słownik języka polskiego definiuje człowieczeństwo jako naturę ludzką, istotne, pozytywne cechy człowieka. W społeczeństwach cywilizowanych zdawałoby się, że to pielęgnowanie między innymi takich wartości jak miłość, współczucie, bezinteresowność, przyjaźń, rodzina, współpraca, nadzieja, dom, praca, uczciwość, Bóg, wiara, odwaga, religia, odpowiedzialność, wolność, prawda, pokój, harmonia, piękno, wsparcie, poczucie bezpieczeństwa, etc. Wartości, które odróżniają nas od zwierząt i są istotne dla społeczeństwa ludzkiego, jego więzi, relacji, struktur, nie zaś samej ludzkości.
Przed lekturą książki, na którą się powołałam we wstępie, sądziłam bardzo naiwnie, że człowiek z gruntu jest dobry (inną sprawą definicja, czym charakteryzuje się człowiek dobry, bo według Ików to po prostu człowiek najedzony). Że już rodząc się mamy jakieś predyspozycje i cechy, jakiś pakiet cnót będący niezmienną częścią składową natury ludzkiej, a ich pielęgnacja, bądź jej brak determinuje to, jacy jesteśmy w dorosłym życiu. Choć miałam też świadomość faktu, że to otoczenie, a głównie rodzina ma na nas i nasze kształtowanie się największy wpływ. Okazało się, że znowu wylazł ze mnie egocentryzm, bo obserwacje tej małej próby statystycznej postawionej w skrajnie trudnych warunkach wykazały, że człowiek rodząc się ma w sobie tylko instynkt samozachowawczy, wolę przetrwania. Zdemaskowały nieuchwytne na pierwszy rzut oka rzeczywiste motywy zachowań i postaw ludzi, które tkwią u podstaw pewnych zjawisk, a są celowo lub nieświadomie ukrywane, a etyka, czyli w wielkim uproszczeniu kwestia rozróżniania dobra i zła, nie jest nam wrodzona lecz wyrabia się, tworzy w społeczeństwie. Jeśli zaniknie moralność, człowiek zaczyna funkcjonować jednowymiarowo, jest skoncentrowany tylko i wyłącznie na przetrwaniu. Fakt, że to, co dzisiejsze społeczeństwo uznaje za etyczne, wcale nie musi takie być za dwa, czy cztery pokolenia. Tyle tylko, czy wówczas wciąż będziemy mogli szczycić się dostojeństwem Dzieci Bożych? Wystarczą odpowiednie, czyli krańcowo trudne warunki, by powszechny i wzajemny wyzysk, wynaturzone, prymitywne i nieludzkie zachowania stały się codziennością.
Pomimo, że to zapewne kwestia setek lat, bardzo realnie obawiam się, że my - społeczeństwa cywilizowane, nastawione coraz bardziej na indywidualizm jednostki, zmierzamy w tym samym kierunku, co plemię Ików. I choć może nie będziemy cierpieć głodu fizycznego, to taki duchowy już owszem. To jest przerażające. Ważne jest jednak co innego - to my, ludzie żyjący dziś mamy na przyszłość bezpośredni wpływ. Skoro wykazano, że ukierunkowanie na indywidualizm może doprowadzić za zaniku jakichkolwiek - uważanych dziś za pozytywne - zasad moralnych , a więc w rezultacie zaniku człowieczeństwa, to już dziś możemy dokonywać świadomych przekształceń, by nie skończyć tak właśnie. Nic tak nie umacnia zła, jak bezczynność dobrych ludzi. Dziś jeszcze wybór mamy, jutro nie jest już takie pewne. Bo czy już dziś nie jest tak, że nie istnieje pojęcie prawdziwej bezinteresowności? Co stało się z instytucją rodziny? Jakie łączą nas więzi i relacje? Czy jesteśmy częścią jakiejś wspólnoty? Czym jest dla nas miłość, przyjaźń, rodzina, uczciwość, Bóg? Czy robiąc rzetelny obrachunek moralny zdałabym dziś egzamin z człowieczeństwa? Czy zdałbyś go... ty?
---
* "Ikowie, ludzie gór" to mrożąca krew w żyłach relacja znakomitego antropologa i etnografa angielskiego z jego dwuletniego pobytu wśród afrykańskiego plemienia. Rząd, tworząc w dolinie Kidepo rezerwat, pozbawił Ików - myśliwych i zbieraczy prowadzących dotychczas koczowniczy tryb życia - terenów łowieckich, a tym samym ich podstawowego źródła egzystencji, czyli w efekcie skazał na przymieranie głodem. Wystarczyło jedno tragiczne pokolenie, by móc zaobserwować, co dzieje się z człowiekiem, dla którego jedynym motorem wszelkich poczynań jest chęć przetrwania. Wszelkie wartości moralne stały się luksusem, na który nie można sobie pozwolić i bez którego można się obyć. Ików trzymał przy życiu jeden cel: napełnić brzuch zanim zrobi to ktoś inny, bez względu na okoliczności. Kradzież żywności była na porządku dziennym, gdyż człowiek, który ukradł żywność i się najadł był z założenia dobry. Prostytuowanie się przez 8-12 latki celem zdobycia pożywienia też miało społeczne przyzwolenie. Ikowie wyrzekli się wszelkiego zbytku w imię indywidualnego przetrwania, a okrucieństwo, przemoc, złośliwość stały się ich ulubioną rozrywką. Więzy rodzinne przestały istnieć. Już trzylatki były wypędzane z domów, by radziły sobie same, a starcom (lat około 40) nie mającym siły się bronić ,odejmowano żywność od albo wręcz z ust. Wyśmiewano, szykanowano, znęcano się nad chorymi i umierającymi. Wielką uciechę stanowiło czekanie aż raczkujące niemowlę włoży rączkę w ognisko, żeby boki zrywać, gdy się poparzyło. Przeżywały jednostki silne i zdrowe. Dokładnie, jak wśród zwierząt.
"Skoro wykazano, że ukierunkowanie na indywidualizm może doprowadzić..." - i już prowadzi do zaniku więzi międzyludzkich.
OdpowiedzUsuńDobrze, że są takie książki, które potrafią zmienić pogląd na życie, ludzi, miłość, pracę, rodzinę i inne wartości duchowe.
Dobrze, że w ogóle książki są. I ludzie, którzy chcą dzielić się swoimi spostrzeżeniami, doświadczeniem i wiedzą.
UsuńPiękny post...dziękuję.
OdpowiedzUsuńTo ja dziękuję. :-)
Usuń
OdpowiedzUsuń„Ludzi coraz więcej, a człowieka coraz mniej”.
– Edward Stachura