Rozpoczynając przygodę z pisaniem, postanowiłam ukryć się pod pseudonimem. Z różnych względów, ale też dlatego, że moje teksty dotyczą życia innych osób (mojej rodziny, partnerów, przyjaciół, znajomych). Nie chciałam, by można ich było łatwo zidentyfikować. Oczywiście, jeśli ktoś mnie zna osobiście, to z łatwością doszuka się w opisywanych zdarzeniach i historiach konkretnych imion, nazwisk i życiorysów. Jest kilkanaście, może trochę ponad dwadzieścia osób, którym udostępniłam adres tego bloga mówiąc, że to ja i o mnie. Część z nich to moja rodzina i przyjaciele, którym chciałam się pochwalić, i przed którymi nie chciałam ukrywać tak ważnej sfery mojego życia. (Moje sumienie zatajenie utożsamia z kłamstwem, a na to w moim życiu nie ma miejsca.) Pozostali to znajomi (bliżsi lub dalsi), którym uznałam, iż pewne treści mogą się przydać, wesprzeć, zmotywować, pomóc. I czasami niektórych decyzji żałuję. A to dlatego, że nie o wszystkim mogę tu pisać, nie wszystkie teksty zamieszczać, choć uważam, że byłyby wartościowe i pomocne. Po prostu zbyt bardzo obnażałyby prywatność innych ludzi. A szkoda. Anonimowość jednak czasem się przydaje.
Słusznie prawisz. A we wszystkim potrzebna jest równowaga. Anonimowość - i owszem, ale zabawa w konspirację, to już może niekoniecznie. :-)
OdpowiedzUsuńMoże w konspiracji założę drugiego bloga, i tam, już anonimowo, obsmaruję wszystkich znajomych? ;-)
UsuńSzkoda, że nie można zjeść ciastko i mieć ciastko.
OdpowiedzUsuńA jak się kupi dwa?
UsuńNadmierna anonimowość może stwarzać pozory braku wiarygodności.
OdpowiedzUsuńPrzydaje się równowaga między anonimowością, a wywalaniem wszystkim wszystkich intymnych detali o sobie.
OdpowiedzUsuń