niedziela, 14 maja 2017

Czy równowaga to zawsze "po równo"?

Odkryłam kiedyś, że nie potrafię żyć w satysfakcjonujący mnie sposób, jak zwyczajny, normalny człowiek. Nie do końca umiem zajmować się tylko i wyłącznie życiem doczesnym (praca, dom, zakupy, obowiązki, przyjemności), tym sławetnym "tu i teraz" i na co dzień praktykować uważności. Ja nawet próbowałam pójść śladem Jona Kabata-Zinna i skoncentrować się na jedzeniu tej rodzynki, ale... to nie było dla mnie. Chyba po prostu za dużo myślę, za dużo widzę, zbyt mocno czuję, a to powoduje, że potrzebuję pewnej harmonii, koherencji emocjonalnej, duchowej i psychicznej. Dopiero wówczas cegły w postumencie mojego życia spaja mocna zaprawa i nie pozwala im odpadać, jednej po drugiej. 

Gdy dotarło do mnie, że pomaga mi rozwój osobisty (przede wszystkim duchowy), z zapałem rzuciłam się w jego wir. Zajmowało mnie głównie czytanie, pisanie i rozważania egzystencjalne. Swój wolny czas spędzałam z laptopem na kolanach, bądź książką - często tematyczną - w ręku. Gdzieś obok była satysfakcja z pracy, aktywność fizyczna, wyjścia ze znajomymi. Zatraciłam potrzebę i radość z bycia z drugim człowiekiem. Kiedyś nawet ktoś na pewnym forum internetowym wytknął mi, że mam zacząć żyć i przestać taplać się w alkoholowym świecie. Pamiętam też jedną z rozmów, podczas której usłyszałam, że ja zwyczajnie marnuję czas i dziadzieję w domu. Trochę mnie to ubodło, bo nie umiałam inaczej, a tamta ja czuła się bezpiecznie w tym co robiła, pomimo faktu, iż miała świadomość, że takie życie nie jest szczytem jej pragnień. Ja byłam uśmiechnięta, zadowolona, spokojna, ale... do satysfakcji - a to widzę dopiero z perspektywy czasu - brakowało sporo.

Wydaje mi się, że ostatnimi czasy znalazłam balans między tymi dwiema kwestiami. Między "normalnym", powszednim życiem, a wzrostem duchowym. Jest mi w tym w każdym razie dobrze i spokojnie. I tak sobie myślę... może równowaga nie oznacza wcale "po równo"? Może... dla każdego człowieka punkt ów znajduje się w innym miejscu? Może wręcz na różnych etapach życia to się zmienia? Dziś potrzebuję więcej wychodzić do ludzi, a za kilkanaście lat... kto wie... może będę miała ochotę zaszyć się na dwa lata w górskiej chatce w Szwajcarii? Dobra... poniosło mnie trochę. Musiałabym już teraz znacznie zaburzyć moją równowagę, by na taką chatkę zarobić. Zmierzam jednak do tego, że może wystarczy jeśli będzie mi dobrze z ludźmi i z sobą, bo to będzie oznaczać, iż podążam właściwą drogą? Może... Oby...

10 komentarzy:

  1. Dobre! Jedyny kłopot polega na tym, że równowaga nie jest ustalana raz na zawsze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A może to wcale nie jest kłopot, tylko błogosławieństwo? :-)

      Usuń
  2. Równowaga zbyt mocno wiąże się i kojarzy z „po równo”. Jeden z autorów, do których często sięgam, William Griffith Wilson, używał określenia „proporcje”. W życiu człowieka ważne jego elementy miały mieć udział w odpowiednich proporcjach.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nareszcie coś ciekawego i do zastanowienia. Dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli ostatnimi czasy przynudzałam... No ładnie. ;-)

      Dziękuję! :-)

      Usuń
    2. Nie o to chodziło, ale o długą przerwę w pisaniu.

      Usuń
    3. Uf! :-) Postaram się nie zawodzić więcej.

      Usuń
  4. "Wydaje mi się, że ostatnimi czasy znalazłam balans między tymi dwiema kwestiami."

    Wyśmienicie!

    OdpowiedzUsuń