czwartek, 5 listopada 2020

Więcej nie znaczy lepiej

Bardzo rzadko na moim blogu poruszam sprawy polityczne. Z różnych względów, ale przede wszystkim dlatego, że staram się doszukiwać spraw, które łączą - nie dzielą, a polityka do takich nie należy. Jeśli natomiast już o czymś piszę, to raczej z tej... miękkiej strony - emocjonalnej, psychologicznej, socjologicznej, społecznej, gdyż rusza mnie krzywda i zamach na wolność wyboru.

Mam na myśli #strajkkobiet i bunt przeciwko decydowaniu o moim życiu i ciele przez obcych ludzi. Jednak nie o tym będę pisać. A przynajmniej nie bezpośrednio. Kwestia wartości moralnych poszczególnych ludzi jest bardzo delikatna. Łatwo można kogoś zranić lub urazić, bo każdy z nas jest inny, ma swoje doświadczenia i przemyślenia, których ja wcale znać nie muszę.

Dziś chciałabym napisać o tym, jak łatwo wylać dziecko z kąpielą, i że więcej wcale nie znaczy lepiej. Mianowicie, o postulatach, czy też nowych polach walki Ogólnopolskiego Strajku Kobiet. Pominę pierwszą ich wersję, z niecenzuralnym słownictwem. I nawet nie chodzi o nomenklaturę. Przy pewnym poziomie nagromadzonej frustracji, z człowieka się po prostu wylewa. Samej zdarza mi się (dość często) zakląć siarczyście, jak zaleje mnie fala złości, coś mi się bardzo podoba, albo przez nieuwagę uderzę ramieniem o klamkę bądź obleję się kawą w pracy (zawsze jak mam na sobie białą bluzkę). Obłudą i świętoszkowatością byłoby udawanie, że nagle oburza mnie słowo na W. Tyle tylko, że żaden rząd nie usiądzie do rozmów z ludźmi, których żądania są absurdalne, niedorzeczne, a nawet groteskowe. Jak bowiem inaczej nazwać łączenie postulatów typu: aborcja na żądanie, przekazanie 10 % z budżetu państwa na ochronę zdrowia, wypowiedzenie konkordatu, walka z kryzysem klimatycznym, odzyskanie mediów publicznych, „odśmieciówkowanie” rynku pracy, tworzenie świeckiego państwa, czy dymisja rządu, a do tego w czasie jednego tygodnia i pod bliżej nieokreśloną groźbą?

Kilku rzeczy nauczyłam się skutecznie podczas różnych psychoterapii i w drodze rozwoju osobistego. Po pierwsze - absolutnie nie grozić, jeśli nie ma się zamiaru, albo możliwości, by obietnice zrealizować. Po drugie - problemy rozwiązywać jeden po drugim. Nie uda się rozsupłać za jednym razem zbitego kłębka sznurowadeł. Trzeba działać metodycznie, cierpliwie i skutecznie. I po trzecie - nierealistyczne oczekiwania rodzą zawody, rozczarowania, urazy i złość. A jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego. Szkoda. Wielka.
 
 Bardzo podoba mi się plakat, który zamieszczam obok. Niestety, z takimi postulatami, chyba się nie uda.



8 komentarzy:

  1. Faktycznie delikatnie. Tyle, ze delikatnie już było i efektu nie przyniosło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie zachowanie nie ma szans doprowadzić do porozumienia. Mogłoby, w sprzyjających warunkach, spowodować eskalację protestów, ale to też się nie dzieje. Jest wręcz odwrotnie. To jest przykre.

      Usuń
  2. I żeby w toaletach publicznych był papier! I żeby dzień kobiet wył świętem narodowym!

    OdpowiedzUsuń
  3. Same strzeliłyśmy sobie w kolano produkując idiotyczne żądania.

    OdpowiedzUsuń
  4. Z jednym postulatem też raczej by się nie udało, zmiana może nastąpić dopiero przy wyborach. A do wyborów zapomnimy... Albo wybierzemy kogoś innego, ale też nie takiego, jakiego byśmy chcieli.
    Tylko, DLACZEGO?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo ustrój demokratyczny zakłada, że większość ma rację.

      Usuń
  5. dziwny ten blog. dziwne te wpisy. coś nie pykło na Programie.

    OdpowiedzUsuń