środa, 7 października 2020

Zatraciłam

Na fali szczęścia, koncentracji na rozwoju zawodowym, spokoju w związku, poczuciu posiadania wymarzonego mieszkania, stabilizacji finansowej zatraciłam umiejętność myślenia, a więc też pisania o sprawach naprawdę ważnych. Często zastanawiam się, co mogłabym przelać na papier i... nic z tego nie wychodzi. Najbardziej natchniona i wrażliwa na otaczającą mnie rzeczywistość jestem, gdy cierpię. A teraz, gdy w moim życiu panuje ład, porządek i radość mam wrażenie, że każda próba napisania czegoś wartościowego, sensownego, ale przede wszystkim przydatnego i użytecznego spala na panewce. Na blogach jak mój, ludzie nie szukają opisów szczęścia innych. Raczej lustra, w którym dostrzegą podobieństwo, tekstu na tle którego ich problemy wydadzą się mniejsze, albo dodadzą otuchy. Mam poczucie, że utraciłam prawo do pisania, bo co ja tam mogę wiedzieć, gdy nie boli…

Kilka dni temu miałam urodziny. Trzydzieste ósme. W okolicach tej daty zawsze staram się o jakieś podsumowanie, retrospekcję ostatnich dwunastu miesięcy. Zewsząd słyszę, że rok 2020 jest zły, podły, straszny, a u mnie… jest niezmiennie dobrze. I się boję. Że te moje 7 tłustych lat skończy się niespodziewanie jak zszywki w zszywaczu. Piękne w życiu miały być tylko chwile, a u mnie to przecież całe miesiące…

A może to ja się zmieniłam? Może już nie oczekuję, nie żądam, biorę co jest i jestem wdzięczna?

Każdy, szczególnie młody człowiek ma jakąś wizję swojego życia, związku, kariery. Wizję, często nierealną, nieosiągalną, bo posklejaną z różnych obrazków tworzących swoisty kolaż. Kilka kadrów z domu, trochę od sąsiadów, rodziny, z reklam, seriali, filmów, rzadziej książek. Wizję, która składa się na tak zwaną normalność, do której chce dążyć.  A jak mu się nie udaje, następuje kryzys, często osobowości. Pamiętam moją wizję. Jak z reklamy Gillette z lat ’90. Śliczna ona. Męski on. Biała pościel łóżka. Słoneczny weekend. Jędrne ciała. Błysk obrączek ślubnych. Rozkoszne dzieci. Zawodowy sukces. Wspólny czas. Duże pieniądze. Jasny dom. Nowy samochód. Wielka miłość. Idylla.

I tak sobie myślę…  Jak miało być dobrze i normalnie, skoro wymyśliłam sobie utopię?

Chciałabym mieć pewność, że moje obecne poczucie szczęścia jest naprawdę moje, a nie wynika li tylko z korzystnych dla mnie okoliczności.  A pisać mogę i będę. Na razie w to tylko wierzę...

9 komentarzy:

  1. Jeśli się udaje (powodzi), to zawsze warto napisać, jak do tego doszło, jak to się stało, co trzeba było zrobić, żeby było dobrze, a może... jaką cenę trzeba było zapłacić?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam wrażenie, że ten blog właśnie o tym traktuje. Że obrazuje moją drogę. Ale może to tylko moje wyobrażenia.

      Usuń
  2. To nieprawda, że można pisać tylko o złych rzeczach. Pisanie pomaga porządkować myśli - jak twierdzi pewien pisarz - a o czym się pisze, to już inna sprawa. Byłaś w kinie, w teatrze, czytałaś coś? Ciekawe wydarzenie w pracy, na ulicy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W jednej z moich ulubionych książek jest napisane, że "podobno z potrzeby serca piszą grafomani, no bo prawdziwi pisarze tworzą przecież za pieniądze", a ja nie chciałabym należeć do pierwszej grupy. Do tej pory miałam chociaż argument, że to dla kogoś bardziej niż dla mnie... :-)

      Usuń
  3. Czasem piszemy z wdzięczności.

    OdpowiedzUsuń
  4. Do zabrania głosu skłoniło mnie Twoje zdanie o cierpieniu. Ponieważ przeżywałem kiedyś ( krótko) podobny dylemat – cierpienie równa się owocne myślenie, pozwól, że w dalszej części będę się posługiwał zaimkiem „my”, z całym szacunkiem oczywiście dla odrębności Twojego doświadczenia i niemożności poznania go przeze mnie w żaden sposób.

    Chciałbym natchnąć Cię spokojem, bo mam wrażenie, pewność niemal, że kiedy myśleliśmy : „Najbardziej natchniona (y) i wrażliwa(y) na otaczającą mnie rzeczywistość jestem, gdy cierpię” ulegaliśmy sile przekonania, złudzenia, że cierpienie uszlachetnia, że w jakiś sposób uprzywilejowuje nasze dusze, czyni je doskonałymi, wrażliwymi antenami do odbioru podobnych sygnałów z otaczającej nas rzeczywistości. Myślę, że to mit, że to tylko jedna strona doświadczenia, nawet nie jedna z dwóch , ale jedna z wielu. My byliśmy zaprogramowani na cierpienie i postrzeganie świata przez ten ciemny filtr, a przecież tych filtrów jest wiele.

    Inny rodzaj złudzenia, który pielęgnowaliśmy to ten, że w naszym cierpieniu najlepiej wyrażamy się poprzez pismo (słowo). Znów uprzywilejowaliśmy jeden z rodzajów wyrażania siebie. Wydawał się nam naturalny, posiedliśmy pewną umiejętność składania słów i korzystaliśmy z tego ograniczonego pasa transmisyjnego myśli i uczuć, wierząc, że niesiemy innym (czytającym) relację z naszego duchowego pola walki. A przecież sposób wyrażania siebie mamy teraz pod ręką naręcze całe i możemy docierać nimi i oddziaływać przez nie na tych, którzy nie czytają, nie sięgają po słowa, a nawet na tych , którzy są niepiśmienni ( jak zwierzęta, rośliny) . Nasza radość i wdzięczność może iść w świat błyskiem naszych oczu, za pośrednictwem naszego uśmiechu ( jasnego i pogodnego wyrazu twarzy). A gest? Ile mocy w geście!! Gest jest bardziej demokratyczny niż słowo i może być wymowniejszy. Dotyk (możesz mówić do człowieka, do kota, ale nie zrobisz tym tyle ile przy pomocy dotyku !. Uważne milczenie – wysłuchanie innego, albo tylko współczujące przyglądanie się mu. Ileż sposobów na wyrażania siebie, na dotarcie z przekazem o szczęściu do innych!

    Twój świat się poszerzył, nie zawęził.

    Jeszcze na koniec o tym „zatraceniu”. Można spojrzeć na to optymistycznie. Za-tracenie, jest jak zatarcie (silnik się zaciera, jakiś napis się zatarł, coś zatarło się w naszej pamięci). Za – tracenie jest jak za-pomnienie. Ale za-tracić i za-pomnieć to nie znaczy unicestwić. To znaczy tylko tyle, że wykonując pewną pracę można wrócić do stanu poprzedniego ( silnik może zacząć pracować, w pamięci możemy sobie przy-pomnieć, napis zatarty przez kurz można odkurzyć, wytrzeć z kurzu itd. ) Umiejętność pisania, wyrażania się poprzez słowo – jeśli ta aktywność jest dla Ciebie ważna – może nabrać teraz innych kolorów. Ona się nie zatarła. Słowa, które chcesz puścić w ruch są na wyciągnięcie ręki, czekają. Kiedy otworzysz im drzwi, Twój blog eksploduje radością. O czym jestem przekonany. I czego, jeśli jest to dla Ciebie ważne, potrzebne, istotne i dobre serdecznie Ci życzę.

    OdpowiedzUsuń