sobota, 21 marca 2020

Varia: więcej szczęścia niż rozumu

Przeżyłam dziś mały zawał serca, co w obecnej, kryzysowej sytuacji służby zdrowia wydaje się bardzo niepożądane. A było to tak. Idę sobie z psiakiem na spacer. Co ważne, przed poranną kawą, więc i niespecjalnie żwawo i szybko. Jest zimna wiosenna sobota, godzina 08:06. Płatki śniegu tańczą na wietrze. Mam na głowie czapkę, kaptur od bluzy i od kurtki, by ustrzec się przed jakimkolwiek przeziębieniem, więc i widoczność ograniczoną. Na ulicach prawie żadnego ruchu i zero ludzi. Myślę więc sobie - puszczę go ze smyczy, niech pobiega. Nieopodal mojego osiedla jest ruchliwa zazwyczaj ulica, dwujezdniowa z torami tramwajowymi pomiędzy pasami, ale od czasu pandemii, prawie wolna od ruchu. Szczególnie o tej porze w weekend. Wzdłuż, biegnie ładna ścieżka rowerowa, chodnik i lasek prowadzący do ogrodów działkowych. (Jeszcze są, ale na pewno w następnym planie zagospodarowania przestrzennego znikną zamieniając się w kolejne osiedle). Idziemy, idziemy, cały czas mam go na oku. Przedziera się radośnie między krzakami i nie odpuszcza żadnemu drzewku obsikania. Dochodzimy do końca chodnika i powrót. Idę i myślę, że ten koronawirus to może ma nam, społeczeństwu dać do myślenia, może Matka Natura 'wkurzona' na wszechobecny konsumpcjonizm i niszczenie środowiska 'wymyśliła' sposób na zmniejszenie populacji? A później, niezauważalnie zmieniam tor myślenia na to, że mam sporo czasu w ten weekend, może pójdę zrobić te sprawozdania GUS-owskie, których nienawidzę, a są po terminie, albo napiszę post na bloga (artykuł na stronę firmową pisałam wczoraj, więc dam czytelnikom dzień spokoju), aż nagle kątem oka dostrzegam, że na prawym pasie coraz bardziej zwalnia auto, podczas, gdy lewy pędzi. Rozglądam się, by dostrzec źródło tego zachowania i widzę, że przed nim jedzie stary czerwony grat z bijącym kołpakiem; pewnie kierowca obawia się, że felga w końcu odpadnie i uszkodzi mu karoserię. Na ułamek sekundy wracam do planowania, aż samochód całkowicie zatrzymuje się na mojej wysokości i znów przykuwa moją uwagę. Odwracam się w jego stronę i w tle dostrzegam, że mój pies biegnie po torach tramwajowych! Zamyślona nie zauważyłam, że zniknął z mojego pola widzenia. Patrzę, a lewym pasem z dużą prędkością wyprzedza inne auto! Spanikowana - wołać, czy nie, bo a nóż tym razem jego labradorowa koncentracja zadziała błyskawicznie, posłucha i przybiegnie od razu - wrzeszczę 'stój!'. Pies dostrzega w końcu moje dziwne zachowanie. W tym czasie bujam się nerwowo to w przód to w tył - biec po niego, czy nie - przecież pierd... mnie auto, jak nic. Na szczęście psiak słucha i staje jak wryty. Następne auto na lewym pasie zwalnia i udaje mi się przywołać pupila do siebie. Przybiega jakby nigdy nic. Szczęśliwy i opluty. W tych dwóch - trzech sekundach spociłam się tak, że koszulka przykleiła mi się do pleców. Mieliśmy więcej szczęścia niż rozumu. Przy czym ja chyba mniej (rozumu) niż on. Może więc na tej fali szczęścia i koronawirus mnie ominie?

14 komentarzy:

  1. Są jak dzieci. Bez wyobraźni, bez rozsądku, ale kochamy je jak własne dzieci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie. W takich chwilach nie jest ważna karma rozsypana codziennie wokół miski i efekty łobuzerki pupila.

      Usuń
  2. Z tymi zwierzętami to tylko kłopoty, a pies ma być na łańcuchu, w budzie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba by mi serce pękło. :-) Mój by tam nie przeżył.

      Usuń
  3. Zabrakło ci wyobraźni i odpowiedzialności?

    OdpowiedzUsuń
  4. Pelagio, ale ten psiak to już chyba starszy pan, prawda?

    OdpowiedzUsuń
  5. Od 2 lat, po podobnym zdarzeniu, chodzę z Psem (tak się nazywa) na smyczy. Za bardzo go lubię, żeby ryzykować.

    OdpowiedzUsuń
  6. Psi staruszek, prawda? Pyszczek siwy...

    OdpowiedzUsuń
  7. pierwsze od czego zacznę to to, że ciężko było mi przeczytać cały post takim małym, ciągłym druczkiem ;) ale było warto! hah, wzbudziłaś we mnie emocje. Uwielbiam wyobrażać sobie opisywane sytuacje...jak książka. w każdym razie...uważam ca całkiem normalne, że "odleciałaś" w swoich myślach...tak momentami trzeba, a to najwyraźniej był odpowiedni moment :) a co do psiaka, dobrze zareagowałaś. on sam po Twoim zachowaniu wie co się dzieje, i rzeczywiście okrzyk mógłby go zmylić.
    dobrze, że wszystko ostatecznie skończyło się pozytywnie! <3

    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń