niedziela, 13 sierpnia 2017

Varia: jak kwiat

Leonid Afremov - Happy Sunflowers
Kiedyś, na warsztatach terapeutycznych "Akceptacja siebie", dostałam zadanie, by wyobrazić sobie, jakim jestem kwiatem i w jakiej fazie rozwoju. Nie lubię takich ćwiczeń, bo mam wrażenie, że wymyślam coś na siłę, że to tak naprawdę nie jest moje, a do tego infantylne i zwyczajnie głupie. Mam taką przypadłość, że z zaangażowaniem i wigorem biorę się tylko za coś, co mnie przekonuje, co uważam za wartościowe, sensowne i celowe. Z pozostałymi rzeczami... delikatnie to ujmując, mam problem. W każdym razie wymyśliłam wówczas, że jestem pięknym, żółciutkim słonecznikiem, z mocną łodygą, dumnie pnącym się ku słońcu, w pełnym rozkwicie. Chodziło, zdaje się o to, by w tenże sposób wyrazić, jak się czuję w swoim ciele i czy siebie akceptuję. Gdyby postawiono przede mną takie zadanie w innych okolicznościach przyrody, być może powiedziałabym o innej roślinie i innej fazie jej rozwoju (delikatnym, czerwonym maku uginającym się pod siłą wiatru, bądź niezapominajce rosnącej cichutko nad rzeczką), ale mając o sobie jakieś przeświadczenie, wiedziałam, jaką siebie chcę "pokazać" terapeutce. A chodziło, rzecz jasna, o piękną, pewną siebie kobietę w kwiecie wieku. Jaki więc był sens tego ćwiczenia? 


W każdym razie... ostatnio dotarło do mnie (i spodobało się umiarkowanie), że ja... prawdziwie zakwitam przy mężczyznach. Promienieję i emanuję kobiecością. I to nie musi być wcale mój mężczyzna, w sensie partner. Wystarczy, że jest dla mnie atrakcyjny (nie tylko w aspekcie seksualnym) i wykazuje zainteresowanie. Wówczas staję się osobą, którą bardzo lubię: atrakcyjną, pełną energii do działania, uśmiechniętą, wesołą, radosną... dokładnie, jak skąpany w słońcu słonecznik. I tak sobie myślę, że jednak wolałabym taka być bez wyraźnego bodźca zewnętrznego. Ciekawe, czy to w ogóle możliwe?


8 komentarzy:

  1. Może można się tego nauczyć?
    Na podobnej zasadzie, jak bycia szczęśliwym bez wyraźnych powodów?

    A może nie.
    Może, tak jak nacisk wywołuje opór, zainteresowanie wywołuje..
    Hmm, no właśnie, co tak właściwie ono wywołuje?
    Dlaczego czujesz się wtedy atrakcyjna, radosna, pełna sił?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydaje mi się, że to jest instynktowne. Że stworzono nas tak, byśmy zachowywali ciągłość gatunku. A monogamia jest wymysłem ludzi. I żeby było jasne - ja nie twierdzę, że jest zła, albo dobra - tylko, że nie jest naturalna.

      Usuń
  2. Oczywiście, że możliwe! I najłatwiejsze po siedemdziesiątce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to jestem w połowie drogi. Uf! Teraz już z górki. ;-)

      Usuń
  3. A czy uważasz, że coś w tym jest złego, niewłaściwego?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie. Wolałabym jednak, by to nie było reakcją na bodźce zewnętrzne.

      Może to moje lenistwo? Mam tak, że mogę naprawdę dużo, a jak się uprę, to prawie wszystko, tylko... muszę chcieć. A dla siebie samej wiele rzeczy mi się nie chce.

      Usuń
  4. To jest chyba kokieteria? Jeśli jesteś wolna, to wszystko w porządku... chyba, ale u mężatek takie rozkwitanie, które na dokładkę nie pojawia się już zupełnie w obecności męża, nie jest w porządku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie napisałam, że się nie pojawia w obecności partnera (męża mieć nie przewiduję; jednego miałam i wystarczy). Gdyby tak było... czas go zmienić. ;-) A zupełnie poważnie, chodzi o pewną postawę, którą obserwuję również u innych ludzi, zarówno kobiet, jak mężczyzn. I nawet nie chodzi o jakieś oceny moralne, raczej zaobserwowane zjawisko.

      Usuń