Święta Bożego Narodzenia kojarzą mi się przede wszystkim z radosnym gwarem rodziny i bliskich, z krzątaniem się po kuchni do późnych godzin nocnych, z zapachem świerku roznoszącym się po pokoju, i odrobinę nerwową atmosferą przed rozpoczęciem wieczerzy (czy wszystko zdążę, czy będzie smakowało, czy o niczym nie zapomniałam?). Święta kojarzą mi się jeszcze z ciszą... a może nawet wyciszeniem? Ze stanem, kiedy ostatni goście już wyjdą, kiedy posprzątam już po biesiadowaniu, kiedy w przyjemnym półmroku i blasku lampek choinkowych mogę w końcu odetchnąć, odpocząć, zaznać spokoju i wewnętrznego wyciszenia, ale przede wszystkim spotkać siebie, a może nawet.. Boga?
W dzisiejszych czasach bardzo trudno jest doświadczyć ciszy. Cały ten zgiełk, hałas, ruch, pośpiech służą jednemu celowi - jej zagłuszeniu. A przecież tylko w ciszy można usłyszeć siebie. Tylko w ciszy można pobyć ze sobą sam na sam. Tylko w ciszy mogą dojść do głosu emocje i pragnienia, choć... prawda o sobie może być niemiła i niekomfortowa, a zmierzenie się z nią - trudne i bolesne. W hałaśliwym trybie życia można zagłuszyć gniew, poczucie winy, kompleksy, ambicje, lęki, urazy, strach, poczucie krzywdy, wstyd, żal, sumienie... Można uciec, zamrozić uczucia, zignorować je, by nie przeszkadzały. Człowiek, by zagłuszyć ciszę stającą się nie do wytrzymania, zaczyna się czymś zajmować - włącza telewizor, radio, nerwowo szuka czegoś, czym mógłby zająć głowę i myśli. Jego nadmierna aktywność staje się formą ucieczki. Tylko... jak długo można tak uciekać?
Nie mając kontaktu ze sobą, trudno jest nawiązać satysfakcjonujące relację z innymi ludźmi. Ile razy zdarza się, że słuchasz, ale tak naprawdę nie słyszysz? Ile razy zdarza się, że patrzysz, ale nie widzisz?
Lubię ciszę. Lubię zanurzyć się w niej i trwać. Tylko w ciszy mam szansę spotkać... siebie. Tylko w ciszy mam szansę usłyszeć, co On ma mi do powiedzenia...