Alkoholizm jest chorobą społeczną. Nie dlatego, że duża część społeczeństwa pije alkohol, a dlatego, że uzależnienie jednej osoby wpływa destrukcyjnie na całą jej rodzinę, często również otoczenie. Oni także chorują, choć nie piją. To zaburzenie nazywa się współuzależnieniem. Każdy alkoholik jest egocentrykiem i egoistą. Ocenia rzeczywistość z własnego punktu widzenia i poprzez pryzmat swoich wyobrażeń, domysłów, przekonań i doświadczeń. Jest tak skoncentrowany na sobie i potrzebie dostarczenia do krwiobiegu odpowiedniej dawki etanolu, że samowolnie podejmuje decyzje często dotyczące całej rodziny oraz zaspokaja własne zachcianki, zupełnie nie zwracając uwagi na krzywdę "bliskich". Teoretycznie rzecz ujmując, skoro osoby współuzależnione są po drugiej stronie barykady powinny być nacechowane altruizmem, ale to... guzik prawda. I o ile może nie zawsze są egoistkami, to egocentryczkami już tak. Przecież to one doskonale "wiedzą", co jest dla partnera dobre, co powinien, co woli, co myśli. To one sprawują kontrolę, dramatycznie próbując kierować i rządzić wszystkim i wszystkimi. I nie ma znaczenia, że robią to w dobrej wierze, że w ten sposób próbują zapewnić sobie choć namiastkę poczucia bezpieczeństwa, skoro to nie zmienia faktu, iż cechuje je egocentryzm. "Patrzeć na ludzi, wydarzenia i okoliczności życia jedynie w świetle ich stosunku do własnej osoby, to żyć na progu piekła. Egoizm jest nieuchronnie skazany na zawody, bo jego osią jest kłamstwo. Ażeby żyć wyłącznie dla siebie, musiałbym naginać wszystko do mojej woli, tak jak gdybym był bogiem. A to jest niemożliwe. Czy może być wyraźniejsza wskazówka mojej zależności jako stworzenia niż te ograniczenia mojej woli? Nie mogę zmusić wszechświata, żeby mi był posłuszny. Nie mogę nakłonić innych ludzi do postępowania według moich kaprysów i zachcianek." - (T. Merton, "Nikt nie jest samotną wyspą").
Przeczytałam gdzieś hasło zachęcające do podjęcia terapii: "Zabiegana, starasz się zadowolić wszystkich, zapominając o sobie? Sprawdź jak zdrowy egoizm może zmienić Twoje samopoczucie!" Całkowicie zgadzam się z tym, iż osoby współuzależnione powinny podjąć terapię i zadbać przede wszystkim o siebie i dzieci, zamiast koncentrować całą swoją energię na tym, by partner przestał pić, gdyż to walka z góry przegrana. Tego nie da się zrobić. Po prostu. Nie mniej jednak nie uważam, by egoizm był dobrym rozwiązaniem, bez względu na to, jaki przymiotnik go określa, bo wiąże się z krzywdą drugiego człowieka. A jeśli nie jestem socjopatą powinnam starać się przystosować do życia wśród ludzi. No... chyba, że dysponuję bezludną wyspą... Bo jeśli do egocentryzmu dołożę jeszcze egoizm, to... może być źle. Bardzo źle. Również dla mnie.
Rozwój osobisty, samorealizacja, uczenie się, dbanie o siebie - tak, tak, tak! Ale... po pierwsze dopóki nie determinują krzywdy drugiego człowieka, a po drugie dopóki służą czemuś lub komuś.
Nikt zaś z nas nie żyje dla siebie i nikt nie umiera dla siebie (Rz 14.7). Czy możliwym jest, że życie nam zostało dane, byśmy je przeżyli tylko i wyłącznie dla siebie? Po co otrzymałam talenty, zdrowie, inteligencję, szanse, po co mi wiedza, doświadczenie, po co się uczyć, jeśli nie po to, by się tym podzielić z innymi, jeśli te wszystkie zasoby nie służyłyby drugiemu człowiekowi? Dopiero to - moim zdaniem - świadczy o naszej użyteczności, jako ludzi, dopiero to nadaje życiu sens. Podejmuję naukę, przeżywam, doświadczam, uczę się, bo to rozwój. Rozwój umożliwia mi lepsze bycie dla kogoś. Wierzę, że Bóg ma wobec mnie jakiś plan. Dokładnie tak samo, jak wobec każdego innego człowieka. Coś od Niego otrzymałam i powinnam wykorzystywać to dla wspólnego dobra.